Obraz artykułu Batman, tom 2. Człowiek nietoperz z Gotham

Batman, tom 2. Człowiek nietoperz z Gotham

72%

Chip Zdarsky jest sprawnym scenarzystą ("Spider-Man. Historia życia" i niedawno wydany "Newburn" to wystarczające dowody), ale po pierwszym tomie "Batmana" trudno było nie odnieść wrażenia, że brakuje mu pomysłu na tę postać. Konfrontacja z robotem Failsafem - pilnującym, by Bruce Wayne nie przekroczył etycznych granic - wydawała się jednak zaledwie wstępem do czegoś większego i kto nie dał się zniechęcić, może odetchnąć z ulgą. Jest lepiej.

Pozorna śmierć Wayne'a z końca poprzedniego tomu nie była cliffhangerem, a ujawnienia, że przetrwał nie można uznać za spoiler. Zabrakło emocji, napięcia i dramatyzmu, by dać sobie wmówić grozę i powagę sytuacji. To nie była scena kalibru zamarznięcia w rzece w "Trybunale Sów", a tym bardziej złamania kręgosłupa przez Bane'a w "Knightfall". Ciekawe i zaskakujące są natomiast konsekwencje - Batman trafił na nieznaną wersję Ziemi, do Crime Alley, w której nigdy nie doszło do zabójstwa jego rodziców, a przez to także narodzin Obrońcy Gotham.

 

Pierwszym napotkanym w tym miejscu towarzyszem zostaje wąsaty, ożywiony szkielet Jamesa Gordona - nie do końca wiadomo, czy faktycznie zmaterializowany, czy powstały w umyśle wystawionym na działanie podróży pomiędzy światami, a także Zur-En-Arrha, kolorowej wersji Batmana przejmującej nad nim kontrolę w ekstremalnych sytuacjach. Szkoda, że na kolejnych stronach Zdarsky jeszcze bardziej nie popuścił wodzy fantazji, w stylu na przykład "Doom Patrol" Granta Morrisona, ale i tak zrobił dobry pożytek z możliwości, jakie daje przeniesienie akcji do jednego z alternatywnych wymiarów multiwersum DC Comics.

Siłą rzeczy uwagę przyciąga właśnie wyłapywaniu różnic pomiędzy nowym otoczeniem a kanonem. Kiedy umięśniony miejski urzędnik przypominający skrzyżowanie sędziego Dredda z nazistą puka do drzwi zwykłych mieszkańców Gotham, by zawyrokować, do której z dwóch obowiązujących kategorii obywateli należą - zdrowych lub obłąkanych - można zachodzić w głowę, kim właściwie jest. Wiele postaci - w tym samego Bruce'a Wayne'a - ukazywano na przestrzeni dekad w tak różnorodnych wydaniach, że nie mają stale obowiązującego wizerunku albo wyróżniającego atrybutu (jak na przykład kosmyk Clarka Kenta). Pierwszy złoczyńca z tego tomu został w dodatku pozbawiony swojego - poparzonej, zdeformowanej połowy twarzy - dlatego bez przedstawienia z imienia i nazwiska, trudno rozpoznać w nim Harveya Denta.

 

Na kolejnych stronach pojawia się wiele innych postaci z bat-panteonu w mniejszych i większych rolach, w tym te zajmujące kluczowe miejsce w życiu Bruce'a Wayne'a - ukochana Selina Kyle i arcywróg Joker - a do tego nowa Robin, symbol ukochanego miasta Mrocznego Rycerza. Obydwoje pod jego skrzydłami zaczynają nabierać sił do walki o wolność. Batman niby nie powinien szukać tutaj niczego, poza sposobem na powrót do domu, ale już na początkowych stronach wyznaje miłość do Gotham istniejącego w każdej postaci i w każdym świecie. Akcja może zostaje więc zawiązana w pretekstowy sposób, a nietoperzowa martyrologia uderza przerysowaniem, ale nie ma fałszu w padających w pewnym momencie słowach: Ta historia ma moc, zawsze ją miała.

Jak na współczesny komiks superbohaterski przystało, tempo wydarzeń jest zawrotne, a poszczególne rozdziały/zeszyty muszą kończyć się czymś, co zachęci do sięgnięcia po kolejne, w rezultacie czego brakuje nieco większej konsekwentności. Najciekawiej jest na początku, kiedy rodzi się miejska legenda Batmana, w tej wersji Gotham wcześniej nieznanego obrońcy uciśnionych. Zanim jednak skojarzenie z "Batman: Rok pierwszy" Franka Millera zdąży się w głowie zadomowić, zostajemy rzuceni w wir multiwersum, napotykając po drodze wszystkich ulubieńców - Michaela Keatona, Adama Westa, Terry'ego McGinnisa. Jest w tym trochę humoru (niesławny spray na rekiny z filmu z 1966 roku znowu okazał się niezawodny), ale w ostatnich latach moda na szeroko zakrojone crossovery urosła do tak kolosalnych rozmiarów, że pojedyncze, nasiąknięte nostalgią kadry nie robią już tak piorunującego wrażenia.

 

Chip Zdarsky i Bruce Wayne jeszcze się docierają, ale już się całkiem nieźle rozumieją. To raczej nie będzie seria na miarę tych autorstwa duetów Scott Snyder/Greg Capullo czy Doug Moench/Kelley Jones, ale jest na pewno ciekawiej niż na przykład u niezdolnego do uformowania jednolitej wizji Toma Kinga. Warto do tego tytułu wracać, choć niewątpliwie jest dodatkiem do wydawanego równolegle "Detective Comics" Rama V.


Batman, tom 1. Failsafe (recenzja)


Batman, tom 2. Człowiek nietoperz z Gotham
Tytuł oryginalny: Batman Vol. 2: The Bat-Man of Gotham

Polska, 2024

Egmont Polska

Scenariusz: Chip Zdarsky

Rysunki: Mike Hawthorne, Jorge Jiménez, Mikel Janín, Belén Ortega



Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce