Obraz artykułu Batman Detective Comics. Gothamski Nokturn: Uwertura, tom 1

Batman Detective Comics. Gothamski Nokturn: Uwertura, tom 1

88%

Kiedy nowa ekipa przejmuje kontrolę nad losami Batmana, na ogół albo zżera ją trema i zaczyna ostrożnie, ze strachem przed rozjuszeniem oddanych fanów i fanek, albo od razu dokonuje zwrotu w tak bardzo odmiennym kierunku, że nikt nigdy z nikim innym jej nie pomyli. Ram V i Rafael Albuquerque zaliczają się do drugiej z tych kategorii.

W tym samym czasie równolegle wydawany główny tytuł Batmana pokazał przykład odwrotny - Chip Zdarsky w "Failsafe" zaczął tak bezpiecznie, że nawet uśmiercenie Bruce'a Wayne'a już w pierwszym tomie na nikim nie zrobi większego wrażenia. Być może z czasem autor świetnego "Spider-Man. Historia życia" nabierze śmiałości, ale duet odpowiedzialny za "Gothamski Nokturn: Uwerturę" wykazuje się nią od pierwszej strony. Skąpane w mroku Gotham, piękna, przedwojenna architektura, zagadkowa postać w masce, kilka trupów - tyle wystarczy. Już wiadomo, że będziemy mieli do czynienia nie z rodzinnym, wspierającym się Ligą Sprawiedliwości, nakładającym fiolet Mrocznym Rycerzem, tylko z samotnikiem skrytym w cieniu.

 

Skojarzenia szybko zaczynają grawitować ku słynnemu "Sanctum" Mike'a Mignoli i Dana Rasplera, po części ze względu na dość obszerne użycie krwistej czerwieni w tłach wielu kadrów, ale też ze względu na sięgnięcie po symbolikę śmierci i osadzenie akcji w nastroju dziewiętnastowiecznej opowieści grozy. "Gothamski Nokturn" nie jest wprawdzie horrorem w tak bardzo jednoznaczny sposób, zawiera wiele scen akcji, ale jeżeli autorzy na samym początku przywołują obrazki z opery, to raczej mają na myśli mieszkającego w piwnicach tej paryskiej upiora, a nie dzieła Pucciniego albo Verdiego.

 

Kiedy już obowiązująca wersja Gotham zostaje zdefiniowania, do zidentyfikowania pozostaje jeszcze aktualny wariant osobowości Bruce'a Wayne'a. Przez osiemdziesiąt pięć lat było ich tak wiele, że można by poświęcić pracę magisterską próbom rozszyfrowania, czy to właściwie cały czas jest ta sama postać, czy - jak w paradoksie statku Tezeusza - drobnymi kroczkami na długim odcinku czasu wymieniono w niej wystarczająco, by dzisiaj uznać ją za kogoś zupełnie innego. Batmana według Rama V ze swoją najodleglejszą przeszłością połączony jest przede wszystkim sposobem prowadzenia narracji - wewnętrzny monolog rzadko milknie, a do tego jest bardzo opisowy i wypełniony ekspozycją. Zabieg dość archaiczny, ale cały tom wydaje się wyciągnięty z dawnych czasów, więc działa to na jego korzyść.

Podobnie jak Batman z początków swojej działalności, także ten jest pewien siebie i swoich umiejętności, o czym świadczą nie tylko słowa, ale również rysunki Albuquerque'a. Beznamiętny wyraz twarzy przy pokonywaniu pomniejszych przeciwników, mocno zaciśnięte zęby w konfrontacji z silniejszymi, wszystkie obowiązkowe figury jak w przećwiczonym układzie gimnastyki artystycznej - to wzbudzający strach, legendarny obrońca Gotham, przed którym drży każdy zbir. Od początku pojawiają się jednak sygnały, że szczyt formy ma już za sobą - pokonuje kogoś o kilka sekund później, niż przewidywał, dziwi się kołataniu serca w trakcie potyczki, dostrzega, że jego ukochane miasto zmienia się i zostawia go w tyle, wracają do niego dawne demony i za nic nie chce przyznać, że doświadcza ataków paniki.

 

Wątek starzejącego się, tracącego na siłach Batmana jeżeli poprowadzony niespiesznie, z dbałością o osobistą introspekcję, zawsze angażuje z wielką siłą. Dowodów nie trzeba szukać daleko - na tym bazuje sukces jednej z najlepszych historii tej postaci, pamiętnego "Knightfall", które niedawno doczekało polskiego wznowienia. Ram V przesunął jednak środek ciężkości - pokazał, że superbohaterowi łatwiej może przyjść pogodzenie się ze złamanym kręgosłupem, jak po pierwszym starciu z Banem, niż przyznanie się do paraliżującego uczucia strachu. Z podobnym mechanizmem wiele osób spotyka się na co dzień - łatwiej udać się do lekarza z ciężką chorobą o wyraźnych objawach fizycznych niż z problemami natury psychicznej, które - zgodnie z zakorzenionym stereotypem - są oznakami słabości. Jeżeli scenarzysta nie pójdzie w kierunku przesadnego dramatyzmu, ma szansę na zachwycenie wyjątkowo osobistym rozdziałem z życia Bruce'a Wayne'a.

Powodów do zachwytów dostarcza zresztą więcej - publikujący pod pseudonimem Ramnarayan Venkatesan urodził się w Mumbaju i uwielbia podejmować wątki zaczerpnięte z rodzimej kultury. W najbardziej dosadny sposób pokazał to w pierwszym opublikowanym w Polsce komiksie jego autorstwa - "Dzikim lądzie", gdzie wampiry i ludojady z lokalnego folkloru grasują w egzotycznej (z zachodniej perspektywy) scenerii indyjskich prowincji. Warto się z tym tytułem zapoznać, jeżeli chce się lepiej zrozumieć, skąd wziął się pomysł na "Gothamski Nokturn" i dlaczego Talia Al Ghul oraz rodzina Orghamów są tak bardzo autentyczni w odróżnieniu od często powielanych w superbohaterskich komiksach stereotypów kulturowych.

Drugim bohaterem tomu jest James Gordon - jego losy opisał również znany polskim czytelnikom/czytelniczkom Simon Spurrier, autor postapokaliptycznego fantasy "Coda". Były komisarz mierzy się mniej więcej z tymi samymi problemami, co Batman, ale na bardziej zaawansowanym poziomie - czuje, że już stracił przydatność i desperacko szuka sposobu na znalezienie w życiu nowego celu. Tak bardzo chce robić cokolwiek, zamiast utknąć na kanapie przed telewizorem, że szybko pakuje się w tarapaty, a że nigdy nie był przeszkolonym pół-ninją o nadludzkich umiejętnościach fizycznych, wykaraskanie się z nich przychodzi mu znacznie trudniej.

 

Spurrier doskonale wie, że im więcej główny bohater ma słabości, tym jest ciekawszy, dzięki czemu mierzenie się z bezlitośnie upływającym czasem (a także z galopującą gentryfikacją) z perspektywy Gordona jest jeszcze bardziej przyziemne i autentyczne. Wrażenie wzmacnia z jednej strony jeszcze większy nacisk położony na tekst (liczne kadry to same litery na białym tle), z drugiej rysunki autorki podpisującej się jako Dani, która przejawia wyraźnie bardziej artystyczne zacięcie od Albuquerque'a. Jej prace są celowo mniej czytelne, rozmyte, idealnie pasują do tego obrazu Gotham, gdzie nie trwa widowiskowa walka, gdzie osamotniona jednostka próbuje poskładać życie na nowo. Grube kontury, bardziej kanciaste kształty, nierówno położone kolory i prześwity - to wszystko pozawala wykreować całkowicie odrębny nastrój od głównego wątku tomu, z którym splot następuje dopiero w samej końcówce.

 

"Gothamski Nokturn: Uwertura" to Batman, który sprawdza się najlepiej - nie niańka dla wciąż rozrastającej się rodziny, nie bohater, który w kryzysowym momencie woła na pomoc Supermana, nie uliczny wojownik w starciu z kosmiczną armią, tylko człowiek z krwi i kości, gotowy oddać wszystko nawet nie za cały świat, a za jedno miasto. Do pełni szczęścia zabrakło przypomnienia, że jest przy tym najlepszym detektywem na świecie, ale to dopiero uwertura - jeszcze wiele przed nami.


Batman Detective Comics. Gothamski Nokturn: Uwertura

Tytuł oryginalny: Batman Detective Comics. Gotham Nocturne: Overture

Polska, 2024

Egmont Polska

Scenariusz: Ram V, Simon Spurrier

Rysunki: Rafael Albuquerque, Dani



Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce