Obraz artykułu Pingwin, tom 2. Wszystko, co złe

Pingwin, tom 2. Wszystko, co złe

92%

Po świetnym pierwszym tomie, i przede wszystkim po znakomitym niedawnym serialu, postać Pingwina sięgnęła szczytu popularności. Takie chwilowe zrywy często są przegrzewane siłowym spieniężaniem zainteresowania, z czego Tom King najwyraźniej zdawał sobie sprawę i czemu postanowił przeciwdziałać, bo tom drugi jest zarazem ostatnim, a historia powrotu Oswalda Cobblepota do władzy nad przestępczym imperium zwarta i skondensowana.

Wszystko wskazuje na to, że King do spisywania scenariusza zasiadł już z gotowym pomysłem na zakończenie i całościowy zarys fabuły, doprecyzowując później zgrabną intrygę, bo nie ma w tych dwóch tomach ani jednego zbędnego kadru, niepotrzebnej dygresji czy nieistotnego wątku pobocznego. Całkowite skupienie na głównym i jego niespieszne rozwijanie popłaciły – strona po stronie chce się jeszcze więcej, a po dotarciu do ostatniej zostaje ten rodzaj niedosytu, który przynosi satysfakcję zamiast rozczarowania.

 

O kompleksowym planie świadczyć może również swoboda, z jaką scenarzysta dokonuje przeskoków czasowych. Już na starcie poznaliśmy przecież początek ostatniego aktu, w końcówce poprzedniego tomu zdemaskowano nieznany dotąd wymiar współpracy Batmana z Pingwinem rozpoczętej na samym początku działalności obydwu, a teraz na wstępie tempo zostaje zwolnione i przez chwilę możemy obserwować, jak Cobblepot na nowo... wije sobie gniazdko w Gotham. Ukazany jest jako niewinny staruszek, ale te ulice znają go aż za dobrze i choćby z łagodnym wyrazem twarzy siedział na ławce i dokarmiał ptactwo, u każdego przechodnia wywołuje przerażenie. Ten silny kontrast robi jeszcze większe wrażenie, kiedy wiele stron później rozmawia z córką – obydwoje dobierają słowa pełne czułości i gesty kipiące od nienawiści.

Podobne przerwy w scenariuszu są jak pauzy w utworze muzycznym – często służą uwydatnieniu tego, co następuje po nich. Te niewinne rozmowy bynajmniej nie są przerywnikami, tylko elementami służącymi do wzmacniania napięcia przed kolejnym starciem pomiędzy ojcem a dziećmi, walczącymi od władzę w przestępczym światku. Oczywiście nic nie dzieje się w Gotham bez wiedzy Batmana, ale od dawna nikt nie rzucił mu tak dużego wyzwania w wymiarze, z którego w wielu współczesnych komiksach znany jest tylko z tytułu Największego Detektywa na Świecie. Coraz częściej wysyłany jest dzisiaj do bezpośrednich konfrontacji z planem uknutym poza kadrami, a tutaj głowi się, analizuje i testuje przeróżne teorie, by odkryć prawdę, która instynktownie wydaje mu się bardziej skomplikowana niż rozwiązanie, na jakie natrafia w pierwszej kolejności. Nie wydaje się w żadnym momencie pokonany, ale toczy wyrównaną walkę, a to już sporo w czasach, kiedy utrwala się jego wizerunek jako zdolnego do pokonania każdego przeciwnika, od Supermana po Godzillę, o ile będzie miał wystarczająco dużo czasu na przygotowania.

To ciekawe przede wszystkim ze względu na chłodno przyjętą i faktycznie niezbyt udaną serię z Batmanem w roli głównej autorstwa Kinga. Wydawało się, że ten emerytowany oficer CIA nie rozumie powierzonej mu postaci i z trudem kształtuje własną, ale wierną kanonowi wersję Mrocznego Rycerza. Być może zasługuje jednak na kolejną szansę, bo w „Pingwinie” trafił w dziesiątkę odpowiednio mrocznym i bezwzględnym człowiekiem w masce i empatycznym, ale zniewolonym przez przeszłość człowiekiem bez niej. Za ten wizerunek w równym stopniu odpowiada również świetny, hiszpański rysownik Rafael De Latorre, który trzyma Obrońcę Gotham w cieniu, nadając mu aparycję bardziej straszliwej zjawy niż człowieka z krwi i kości. Nie tylko zresztą jego potrafi świetnie zobrazować, ale również to, o co wszystkie te boje od lat się toczą – ponure, brudne, zatłoczone Gotham. Słońce zdaje się tutaj nie wschodzić nigdy, a jak już, to blade i słabe. Komu bliski jest wizerunek tego miasta utrwalony przez kultową animację z lat 90., odnajdzie tutaj wiele podobieństw.

Obydwa aktualnie publikowane w Polsce tytuły z Batmanem (jeden autorstwa Rama V, drugi Chipa Zdarsky'ego) doświadczają wzlotów i upadków. Momentów fascynujących, ale także trącących kiczem albo przesadnie nastawionych na akcję. „Pingwin” jest z kolei doskonale wyważony, przemyślany i absorbujący od pierwszej do ostatniej strony. Może to pora, żeby King wrócił na tron?


Pingwin

Tytuł oryginalny: The Penguin

Polska, 2025

Egmont Polska

Scenariusz: Tom King

Rysunki: Rafael De Latorre



Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2025 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce