Trochę na „Moon Knighta” w linii wydawniczej Marvel Fresh musieliśmy poczekać – co zapewne wiąże się ze spleceniem tego tomu z wydarzeniem „Diabelskie rządy” – ale z miejsca okazał się jednym z jej najmocniejszych tytułów obok „Venoma”, „Nieśmiertelnego Hulka” i wszystkiego, co związane z X-Men.
Po powrocie na stare śmieci Księżycowy Rycerz zakłada Misję Midnight, której celem jest ochrona nocnych podróżnych. Na ogół to po prostu niewinni mieszkańcy Manhattanu, ale szybko okazuje się, że ważniejsza jest właśnie niewinność niż miejsce zamieszkania, bo nawet wampir może liczyć na wsparcie Pięści Khonshu, o ile sam nie stanowi zagrożenia dla innych. To nic, że pradawny bóg z krwiopijcami miał raczej na pieńku, co zresztą ściąga na Moon Knighta gniew drugiej pięści jego „ojca” – Hunter's Moona.
.jpg)
Działalność przyodzianego w biel antybohatera na pozór niewiele różni się od sposobu funkcjonowania służb – ktoś dzwoni albo stawia się osobiście w siedzibie, zgłoszenie zostaje przyjęte i chwilę później „patrol” wyrusza z interwencją. Tak skonstruowany fundament fabularny otwiera drogę do epizodycznego formatu, zamiast kolejnej wielkiej, szeroko zakrojonej historii, jakich w Marvel Fresh jest mnóstwo, i faktycznie wydaje się „fresh”. Nawet jeżeli przypomina nieco schemat często powielany w wielotomowych, ciągniętych latami mangach (starcie z ożywionym całym piętrem budynku to wręcz wprost zapożyczenie z „Chainsaw Mana”).
Innym często powtarzanym pomysłem w japońskim komiksie jest ciągłe powiększanie składu drużyny głównego bohatera i tutaj również rozdział po rozdziale Misja rośnie, otacza opieką coraz więcej osób. W odróżnieniu jednak od „Dragon Balla” albo „Miecza zabójcy demonów”, nie oznacza to kumulacji sił zdolnych do walki z coraz to potężniejszymi wrogami, tylko pomnażanie słabych punktów lidera. To jest najciekawsze w nowym wydaniu Moon Knighta – w odróżnieniu od większości innych superbohaterów, nie tylko leczy objawy i ratuje przed złoczyńcami, ale też zapobiega, tworząc zgraną społeczność ludzi i nieludzi po przejściach.
.jpg)
Złoczyńcy nie są w tym wszystkim aż tak istotni, z czego scenarzysta niewątpliwie zdaje sobie sprawę, wystawiając do walk pomniejszych przeciwników pokroju Vermina, 8-Balla, Oddballa albo Hawley, którego mocą jest wydzielanie potu zmieniającego starców w zombie... Pokonywanie ich to temat podrzędny. W odróżnieniu od niemal całego Marvel Fresh, celem nie jest zwalczanie czegoś, tylko budowanie, a w rezultacie jest tutaj znacznie więcej treści niż w niejedynym skupionym na akcji komiksie z prominentnymi herosami tego świata. To samo tyczy się wglądu w głowę tytułowego bohatera i to wcale nie dlatego, że mieszka w niej kilka tożsamości. MacKay zepchnął wątek zaburzeń natury psychicznej na odleglejszy plan aż do ostatniej strony tomu, skupiając się raczej na wyrzutach sumienia i walce o znalezienie celu w życiu Marca Spectora... O ile ktoś taki w ogóle jeszcze istnieje, bo po utracie wszystkiego i wszystkich, więcej tożsamości zdaje się mieć zamaskowany mściciel.
To wyjątkowo interesująca postać, bo raz wygląda na upiorną marę żywcem wyciągniętą z filmu grozy, a kiedy indziej ot tak bywa spławiany przez swoją wampirzą asystentkę albo zaczepiany bez szacunku dla jego kapłańskiego majestatu przez dawną przyjaciółkę, Tigrę. Na kozetce u psychiatry słyszy nawet, że używa swady i mroku jak postać z gry wideo. Słowa, jakich nikt nigdy nie ośmieliłby się powiedzieć Batmanowi. Może obdzierają go to z tajemniczości, za to przydają mu człowieczeństwa, dzięki czemu łatwiej jest odnaleźć w tym tomie nieco siebie i wciągnąć się znacznie bardziej niż przy podziwianiu kolejnego spektakularnego pojedynku... Choć i na taki w końcówce znalazło się miejsce.
Moon Knight zawsze wyglądał na ciekawą postać, a jego nietypowa przeszłość – najemnik z rozdwojeniem osobowości przywrócony do życia przez egipskiego boga – intrygowała i zachęcała do lektury. Niestety najczęściej scenarzyści – poza jego twórcą, Dougiem Moenchem (także jednym z najważniejszych scenarzystów Batmana, współodpowiedzialnym za „Knightfall”) – nie mają pomysłu na to, co z całym tym kapitałem zrobić. Jed MacKay miał. To zdecydowanie jeden z najlepszych tomów w dziejach tego bohatera i przy okazji także całego Marvel Fresh.
Moon Knight
Polska, 2025
Egmont Polska
Scenariusz: Jed MacKay
Rysunki: Federico Sabbatini, Alessandro Cappuccio
.jpg)