Obraz artykułu Bliss - Matnia

Bliss - Matnia

85%

Pochodzący ze wschodniej ściany kraju Bliss wciąż zdaje się przemykać pod scenowym radarem. W pewnym sensie to zrozumiałe – mało jest dzisiaj na punkowej scenie składów, które aż tak bezkompromisowo idą własną ścieżką, nie oglądając się na trendy. Ten muzyczny nonkonformizm najwyraźniej sprawia, że lubelski kwartet ma w poważaniu komfort słuchacza i zamiast kalkulować, po prostu robi swoje.

Od strony muzycznej mamy tutaj wyjątkowo hałaśliwą mieszankę szeroko pojętego hardcore punka i metalu – od blackowych wpływów po zaskakująco mocne naleciałości z Voivod i to właśnie te mniej oczywiste inspiracje wypadają najciekawiej.

 

Voivodowski niepokój, dysonanse i lekko progowe łamańce zostały przetrawione przez coś znacznie bardziej brudnego, emocjonalnego i gnijącego. Dochodzi do tego jeszcze nieco sludge'u, post-hardcore'u i duszny, zatęchły klimat przypominający niekiedy metalowe podziemie z lat 90. Choć takie połączenia nie są dziś rzadkością, Bliss robią to w zaskakująco świeży sposób. Pomimo wyraźnych odniesień, nie kopiuje znanych pierwowzorów – buduje coś własnego, znacznie bardziej złożonego, niż mogłoby się na pierwszy rzut ucha wydawać.

 

Niekwestionowanym bohaterem „Matni” jest perkusista Artur Dziewisz. Jego potężne, często nieoczywiste uderzenia i nieszablonowe aranże wyróżniają się na tle sceny. Bliss nie boją się grać łamanych partii i wychodzi to zespołowi z wyczuciem, które w Polsce prezentowała do tej pory chyba tylko Krzta. Słychać podobną odwagę w szarpaniu struktur, choć u Bliss wszystko jest mniej perfekcyjnie zamknięte – więcej tu intuicji niż matematyki. I to należy odnotować na plus.

 

Liczne zmiany dynamiki, nawet jeśli mikroskopijne, tworzą wrażenie, że słuchacz nie ma się gdzie schować – materiał pulsuje, zasysa, osacza. Bliss potrafi budować napięcie nie poprzez kontrasty w stylu cisza/hałas, a raczej hałas/jeszcze gorszy hałas.

 

Przy tym wszystkim mam jednak wrażenie, że album mógłby zostać nieco lepiej zrealizowany. Brzmienie i produkcja niby dobrze korespondują z ciężką atmosferą i aranżacjami – brud, lo-fi, przytłoczenie – ale trudno uciec od wrażenia, że stojący za konsoletą Haldor z Satanic Audio poszedł tym razem na łatwiznę. Jakby odkręcenie maksimum szumu i piwnicznego syfu miało wystarczyć. „Matnia” brzmi tak, jakby osadzono ją w tym klimacie trochę na siłę. W innej sytuacji można by przymknąć na to oko, ale skoro kompozycje są tak bardzo przemyślane, to żal słuchać, jak wiele tracą przez niedopracowaną realizację.

 

„Matnia” to świetny album – przemyślany, autentyczny i bezkompromisowy. Zespół z Lublina prezentuje rzadko spotykane w Polsce podejście i skutecznie wyłamuje się ze sztampy. Złośliwi mogliby powiedzieć, że Bliss to takie mroczne Converge, ale byłoby to zbyt powierzchowne spojrzenie. Ten materiał pokazuje ogromną świadomość muzyczną i jasno wytyczone, własne artystyczne cele. Jest pełen żalu, wściekłości i obezwładniającej beznadziei, a jednocześnie to perełka, która pojawiła się znikąd i rozbiła mnie emocjonalnie. Przyznam się bez bicia – zostałem kupiony.


Up the Punx/2025



Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2025 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce