Z początku wzbudzała kontrowersje i sprzeciwy, ale po ponad pięciu dekadach fuzja jazzu z rockiem została całkowicie znormalizowana. Muzyka z ostatnich lat, którą próbuje się opatrzyć tą samą etykietą coraz częściej wydaje się jednak czymś odrębnym, skonstruowanym na zupełnie innym fundamencie, a kwartet Filipa Żółtowskiego jest tego kolejnym przykładem - tak zaczyna się nasza recenzja albumu "BiBi" (całość TUTAJ), a ulubione albumy z kolekcji Filipa Żółtowskiego pozwalają lepiej zrozumieć, skąd wzięła się różnorodność brzmienia jego kwartetu.
Ambrose Akinmusire - "The Imagined Savior Is Far Easier to Paint"
Premiera tego albumu zbiegła się z rozkwitem mojej fascynacji muzyką jazzową, to w tym czasie jeździłem na pierwsze warsztaty jazzowe i poznawałem tą muzykę od środka. Mimo że ten album nie należy do najłatwiejszych, to w wieku szesnastu lat byłem zakochany w tej płycie. Zresztą nadal jestem w niej zakochany, tak samo jak w grze Ambrose'a. Udało mi się też w 2015 roku wziąć udział w dwóch koncertach Ambrose i porozmawiać z nim chwilę po jednym z nich - to też sprawia, że darzę ten album szczególnym sentymentem. Z perspektywy czasu wiem, że te wydarzenia mocno ukształtowały mnie jako trębacza i ukierunkowały moje muzyczne pragnienia. Bardzo dobrze wspominam tamten czas, gdy z przyjaciółmi chętnymi studiować jazz jeździliśmy po Polsce i słuchaliśmy koncertów największych gwiazd amerykańskiego jazzu. Od Wyntona Marsalisa po Roberta Glaspera, Marcusa Millera, Herbiego Hancocka czy właśnie Ambrose'a Akinmusire'a.
Kendrick Lamar - "To Pimp to Butterfly"
Mój pierwszy odsłuch tej płyty to również okolice 2015 roku i początki liceum. Jest to dla mnie idealne połączenie hip-hopu z jazzem. Świetna fuzja, grana i produkowana w genialnym składzie, bo na płycie możemy usłyszeć Thundercata, Terrace'a Martina czy Sounwave'a i Flying Lotusa. To ta płyta zainspirowała mnie do rozpoczęcia przygody z produkcją muzyczną. Utwory zupełnie różne, a tak wszystkie do siebie pasujące. Czy to popularne i wręcz taneczne "Alright", czy to kojarzące mi się z muzyką free "U". Ta płyta pokazała mi, że w muzyce nie ma ram gatunkowych, że style mogą się przenikać i ścierać ze sobą. Moim marzeniem i celem było wtedy tworzenie właśnie takiej fuzji muzyki. Chciałem łączyć to, co poznałem w muzyce Ambrose'a z tym, co pokazał mi Kendrick.
Wtedy też w naszej szkole wytworzyła się niewielka grupa ludzi, którzy słuchali, grali i produkowali twórczość inną niż muzyka klasyczna. Pamiętam, że to był dla mnie bardzo inspirujący okres. Codzienne wynajdywanie nowych producentów (głównie na platformie Soundcloud) i prześciganie się z przyjaciółmi w tym, kto znajdzie lepszy utwór czy bardziej unikatowe brzmienie. Do gry na trąbce w tamtym czasie podchodziłem w taki sposób, by łączyć muzykę klasyczną z jazzem. W produkcji muzyki miałem natomiast pełną wolność i było to dla mnie coś zupełnie nowego, gdy z dnia na dzień mogłem się cieszyć nowymi możliwościami i rozwojem.
Brad Mehldau - "Finding Gabriel"
To chyba jedna z moich top trzech płyt ostatnich lat. Nie wiem, kiedy posłuchałem jej po raz pierwszy, ale wiem, że szukałem czegoś od Brada Mehldau'a, co przypominałoby chociaż trochę jego projekt z Markiem Guilana i płytę "Mehliana: Taming the Dragon". Album "Finding Gabriel" dał mi to, czego potrzebowałem, a nawet więcej. Połączenie syntezatorów z genialną instrumentacją trąbki fortepianu, klarnetu basowego i saksofonu oraz chóru to było dla mnie coś niesamowitego. Otwierający płytę utwór "The Garden" działa na mnie wyjątkowo pod każdym względem. Warstwa melodyczna, harmoniczna czy samo rozplanowanie rozwoju napięć na stosunkowo prostym motywie przez prawie osiem minut to coś, co jest dla mnie niedoścignionym wzorem kompozytorskim.
Co ciekawe będąc na wymianie w Conservatorium van Amsterdam, miałem za zadanie na zajęcia z kompozycji do Johana Plompa zanalizować ten utwór, co jeszcze bardziej mnie do niego zbliżyło. Ta płyta pchnęła mnie mocniej w poszukiwanie sposobów łączenia brzmień akustycznych z syntetycznymi, a także bardzo zachęciła do eksperymentowania z formą utworów. Również pod względem harmonii było to dla mnie coś nowego, na przykład utwór "O Ephriam", w którym harmonia potęguje wrażenie niekończącej się opowieści. Oprócz mnóstwa inspiracji, najważniejsze, co daje mi album "Finding Gabriel" to przyjemność z słuchania i możliwość przeniesienia się w inny świat za każdym razem, gdy go słucham.
Radiohead - "A Moon Shaped Pool"
To płyta, którą uwielbiam głównie ze względu na utwór "Daydreaming". Za każdym razem gdy go słyszę, mam ciarki. Brzmienie i ładunek emocjonalny tego albumu odczuwam wewnątrz siebie jak wspomnienie z dzieciństwa. Radiohead kojarzy mi się z domem i moim tatą, który bardzo dużo słuchał muzyki tego zespołu. To utwory, które były obecne ze mną przez cały czas dorastania, ale niejako nieświadomie. Ta muzyka po prostu była zawsze w domu i dlatego tak mocno działa na moje zmysły. Wiem, że ta płyta mocno zainspirowała mnie w sposobie przekazywania emocji poprzez muzykę. Małe środki wyrazu (względem muzyki, której na co dzień słucham) i mocne skupienie na brzmieniu to coś, co bardzo zachwyca mnie w tej płycie.
Flume - "Hi This is Flume (Mixtape)"
To płyta, która urzekła mnie swoim brzmieniem i syntezą, której jeszcze nie słyszałem, a tak bardzo pożądałem. Gdy usłyszałem ją po raz pierwszy, od razu przeniosła mnie w świat kolorowej, pokręconej animacji jak ze snu. Mimo często ciężkich brzmień, słuchając tej płyty, czułem się jakbym podróżował na lekkiej chmurze pomiędzy różnymi krainami tego animowanego świata. Nie będzie w tym nic dziwnego, jeśli dodam, że ten album bardzo mocno zainspirował mnie w podejściu do brzmień syntezatorów. U Flume'a raczej nie spotkamy akustycznych instrumentów, ale bogactwo organicznych brzmień elektroniki jest tutaj jak najbardziej wystarczające. W tej płycie podoba mi się też ilość elektronicznego brudu i kontrasty brzmieniowe pomiędzy cukierkowym, organicznym światem na przykład z utworu "Is it Cold in the Water" a brudnym i surowym "How to Build a Relationship". Po pierwszym przesłuchaniu tej płyty od razu siadłem do syntezatora serum, by stworzyć podobne brzmienia i spróbować je zestawić z brzmieniem mojego kwartetu. Efekty tych eksperymentów można obserwować na płycie "BiBi" i już niedługo na EP-ce "Gen-Re".