Obraz artykułu Filip Żółtowski Quartet - "BiBi"

Filip Żółtowski Quartet - "BiBi"

85%

Z początku wzbudzała kontrowersje i sprzeciwy, ale po ponad pięciu dekadach fuzja jazzu z rockiem została całkowicie znormalizowana. Muzyka z ostatnich lat, którą próbuje się opatrzyć tą samą etykietą coraz częściej wydaje się jednak czymś odrębnym, skonstruowanym na zupełnie innym fundamencie, a kwartet Filipa Żółtowskiego jest tego kolejnym przykładem.

Fusion wyrosło z mody na muzykę rockową i stanowiło próbę przyswojenia jej. Larry Coryell, Miles Davis, Chick Corea, Herbie Hancock, Billy Cobham - oni wszyscy wywodzili się ze sceny jazzowej (nawet jeżeli Davis do określenia "jazz" żywił wyłącznie pogardę), więc nowe i ekscytujące zaczęli łączyć z tym, co znali od podszewki, rzucając wyzwanie już niemałemu gronu publiczności, nie zawsze przychylnemu tak drastycznym zmianom. To była doprawdy fuzja - połączenie dwóch elementów w jeden większy, przy czym sprawne ucho zawsze było w stanie dokonać szybkiej ekstrakcji i jednoznacznie stwierdzić, jakie substraty zostały wykorzystane do produkcji tych dźwiękowych mieszanin.

 

Współczesny jazzowy french touch albo artyści pokroju Kamaala Williamsa czy Danalogue'a i Betamaksa od najmłodszych lat posługują się jednak dwoma językami z identyczną swobodą, bez neofickich zachwytów. Jazz i elektronika przenikają się u nich samorzutnie i naturalnie, co sugerowałoby, że analogicznym procesem kształtującym brzmienie jest dyfuzja i takim dyfuzyjnym twórcą jest również Żółtowski. Kiedy spotykają się u niego jazzowa tradycja ze współczesnym EDM-em, to nie na zasadzie zderzenia albo przeszczepiania technik jednego na grunt drugiego, tylko z egalitarnością, jaką można uzyskać wyłącznie dzięki osłuchaniu z każdym ze składników.

 

Na przykłady długo czekać nie trzeba, bo już w otwierającym album "Where Is That Place" niemal natychmiast pojawiają się krótkie "rozbłyski" mooga, którego tendencję do zawłaszczania przestrzeni akustycznej kilka sekund później wyrównuje żwawy rytm perkusyjny. Im zresztą dalej, tym sposób gry Mikołaja Stańko intensyfikuje się, a gęsto słane uderzenia w werbel, hi-hat i ride co jakiś czas zostają rozluźnione akcentami zaznaczonymi na spiralu i wyraźnie wyodrębnionych w miksie tomach. Te dwa instrumenty stanowią estetyczny fundament "BiBi", a dęciaki odpowiadają za dodatkowe ujednolicenie - podobnie jak u francuskiego Festen albo brytyjskiego Soccer96.

 

Po tak wycieńczającym początku - ale ani przez chwilę męczącym - "Viewpoint" przynosi chwilę wytchnienia, co pozwala moogowi częściej zajmować upragnione miejsce na froncie. Nie zagłusza wprawdzie nastrojowej solówki lidera, idzie z trąbką ramię w ramię, a perkusji przydaje więcej niskich tonów o bardzo charakterystycznym brzmieniu, ale jego rola w budowaniu nastroju tego utworu i całego albumu okazuje się kluczowa. Niekiedy - jak w drugiej połowie utworu tytułowego - zdarzają mu się nawet szaleńcze momenty wzbudzające skojarzenia z początkami mooga w jazzie. Za prekursorski w tym zakresie uznawany jest album "New Sound Element: Stones" Emila Richardsa z 1967 roku (w streamingu niedostępny, warto więc wciąż kupować fizyczne nośniki), ale o ile u nawróconego na syntezator wibrafonisty z Connecticut nastąpiło zachłyśnięcie dopiero odkrywaną przez świat zabawką, czego skutkiem są próby wyciśnięcia z niej absolutnie wszystkiego, o tyle Wojtkowi Wojdzie (i samemu Żółtowskiemu) nie można odmówić dyscypliny i powściągliwości, a gdyby wyodrębnić moogowe partie i zestawić z bardziej mechanicznym beatem, sprawdziłyby się na synthwave'owej imprezie.

 

"BiBi" od wielu innych dyfuzyjnych albumów wyróżnia rozciągnięte na długość całego wydawnictwa szerokie spektrum dynamiczne, czego na ogół nie można przypisać innym nawiązującym do muzyki elektronicznej projektom z zachodniej Europy. Emile Londonien, Yussef Kamaal czy Sinularia lubują się w faszerowaniu dźwiękami całej dostępnej przestrzeni. Wysokie gitarowe i dęte idą łeb w łeb z elektrycznymi basami generowanymi zarówno przez struny, jak i podrasowane bębny, a w dodatku tempo całości pozostaje na ogół podkręcone do stopnia rzeczywiście przypominającego wyścig, który rozgrywa się na klawiaturze syntezatora zachłannie wypełniającego cały rejestr. Takie zabiegi są zrozumiałe, bo skoro za założenie przyjmuje się na przykład zagranie house'u w wersji na jazzowy kwartet, konieczne będzie ciągłe podtrzymanie gęstości muzyki klubowej. Żółtowski i jego zespół nie przyjęli jednak tak wąskiej konwencji i nie obawiają się zdjęcia stopy z pedału gazu.

 

Ciekawy przypadek to "Left Space", gdzie Wojda z początku odgrywa krótkie - można by się nabrać, że samplowane - fragmenty melodii, a po chwili spycha je na drugi plan inną, jeszcze bardziej poszatkowaną (do pojedynczych dźwięków) melodią na drugim moogu. Co jednak najciekawsze, Stańko rzuca pod nogi kolegi z zespołu kłody, wystukując dillowy rytm, a to rozdziela ich ścieżki w tak znaczący sposób, że niejeden muzyk nie znalazłby już drogi powrotnej. Podobne zabiegi stosuje duet Domi & JD Beck, ale także do nich odniesień na "BiBi" raczej nie ma - zamiast wyrazistego, hip-hopowego groove'u, panuje zdecydowanie chłodniejszy nastrój, a nawet kiedy ocieplają go saksofonowe solo Szymona Zawodnego czy niskie tony kolejnego (tym razem obsługiwanego przez lidera) mooga, trudno wyłuskać jednoznaczne skojarzenia.

 

W każdym z ośmiu utworów dałoby się na długo zadomowić i wyliczać pomysły, odniesienia, wolty stylistyczne i rytmiczne, ale cały ten trud najpewniej okazałby się daremny, albo w najlepszym wypadku cyrkowo-akademicki, gdyby nie autentyczne emocje, różnorodność sprawiająca, że zdecydowanie lepiej słucha się tego materiału jako nieco ponad czterdziestominutowej przygody, a nie luźno zszytej playlisty i przede wszystkim gdyby nie granie tak, że osoby, które dotąd nie zadawały sobie trudu wniknięcia w meandry jazzowych technik, poczują się tutaj równie mile widziane. Dzieje się wiele, ale zawsze w przystępny, otwarty na publiczność sposób. "BiBi" to kolejna znakomita pozycja w przemyślanie budowanym katalogu Alpaka Records, który jak na razie nie ma słabych punktów.


Alpaka Records/2024




Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce