Siouxsie and the Banshees - "Juju"
Czwarta płyta i chyba najlepszy skład. Już wtedy scementowany, bo po nagraniu "Kaleidoscope". Siouxsie - teksty i wyjątkowy głos niekwestionowanej królowej; Severin - wspaniałe kompozycje, kilka tekstów, basowy szef; McGeoch - król postpunkowej gity i Budgie - majster perkusji, jeden z moich ulubionych.
"Juju" to post-punk, nowa fala i gotyk spięty w jedną spójna całość. Według mnie najlepsza płyta Banshees, a takie numery jak złowieszcze "Head Cut", "Monitor" z dystopijnym funkiem czy "Into The Light" z szaloną gitarą McGeocha, "Halloween", "Spellbound" z marszowymi werblami czy "Arabian Knights" to nieśmiertelne klasyki. Zresztą tu nie ma słabych lub nieprzemyślanych punktów. Jak dla mnie jedyny minusik to okładka.
New Order - "Low-Life"
Trzecia płyta New Order chyba już na dobre pokazuje kierunek i styl, jaki wybrali ziomale Curtisa - tanecznie, melodyjnie i synthowo. Na dzień dobry wspaniałe "Love Vigilantes" i "The Perfect Kiss", basik Hooka bezlitośnie leci z melodiami. Stronę B rozpoczyna "Elegia", numer instrumentalny i... bez beatu. Genialne! Za dwa numery słyszymy już pulsujące syntezatorowe disco. New Order dważnie lecieli ze swoją własną bajką i za to szacuneczek.
The Cure - "The Top"
Kjury po rozsypce, bez Gallupa z Lolem na klawiszu i nowa sekcją rytmiczną? Oł jeee, w to mi graj. Powaga, uwielbiam ten album. Robercik pięknie zmienił kierunek lotu na bardziej psychodeliczny, zaczął bardziej śpiewać i eksperymentować z brzmieniem. Mimo tego że miał na głowie The Glove i Banshees, sam nagrał większość instrumentów, oprócz perkusji. Za bębnami zasiadł mistrzunio Andy Anderson i dał totalnego powera, który widać w klipach z tamtego okresu. Kolejną nową i mega ważną osobą był wtedy Porl Thompson, multinstrumentalista mający ogromny wpływ na brzmienie zespołu. "The Top" budził/budzi skrajne odczucia, od raczej kiepskich recenzji i niskich ocen na tle pozostałych albumów po opinie najlepszej płyty grupy. Pamiętam, że we wkładce z Tylko Rocka dostał tylko dwie gwiazdki, był najniżej ocenionym w całej dyskografii... Posłuchajcie sami!
Super Girl & Romantic Boys - "Miłość z tamtych lat"
Warszawska klasyka new romantic na pełnym punku! Pierwszy raz usłyszałem ich w nocnej audycji Zgrzyt w Radiostacji. Poleciał numer "Spokój", no i się zakochałem na maxa. Teksty o niespełnionej miłości, straconym czasie, braku perspektyw i kacu... Niektórym załogantom nie weszło, było kwękanie, jęki zawodu i groźby odebrania legitymacji punkowej. Za to weszło dobrze pewnemu znanemu wydawcy, który postanowił zainwestować w dobrze zapowiadający się zespół. Zarejestrowano materiał na płytę który po podpisaniu umowy, zastał zablokowany na całe dziesięć lat. Na szczęście album śmigał na pięknych CD-R-ach a potem doczekał się winylowego pirata wydanego w Niemczech, by na koniec, po wygaśnięciu umowy, wyskoczyć na pełnym oficjalu w Antenie Krzyku. Masz doła, jesteś zakochaną osobą, masz kaca lub bóle egzystencjalne, jesteś na wakacjach w Batumi lub Karwieńskich Błotach? Posłuchaj debiutu Super Girl & Romantic Boys.
Ramones - "Ramones"
Jedynka Ramones to klasyka stylu "ładne, bo brzydkie". Brzmienie przypomina pracę betoniarki, szlifierki i ciężarówki wysypującej żwir... czyli siermięga i brud. Oczywiście wszystko na miarę roku 1976. To nie był nawet grind, ale jak na tamte czasy, musiał przyprawić o ból głowy i dupy nie jednego progrockowca. W lewym kanale skrzeczy gitara Johnnego, w kanale prawym charczy bas Dee Dee, a oryginalny głos Joeya pięknie spina całość... Po latach dalej mam gęsią skórkę na rękach. Wszystko to wydarzyło się sporo przed boomem brytyjskiego punka, także tego... Nie zapraszam do dyskusji.
Kaseta "Fala" w sklepie wydawnictwa Iskra Cassettes