Obraz artykułu Barbie. Kenfederacja musi przegrać

Barbie. Kenfederacja musi przegrać

90%

Nie ma na świecie niczego potężniejszego od symbolu, nawet bogowie są reprezentantami czegoś - słońca, piorunów, ogniska domowego. Symbolika Barbie - ponad sześć dekad po premierze pierwszej lalki - zmieniła się, w oczach wielu osób stoi za nią nieludzki standard piękna i żerujący na dzieciach kapitalizm, a film Grety Gerwig nie tylko może zmienić paradygmat, ale również mierzy się z bardzo dosadnymi zarzutami, w tym... z zarzutem o faszyzm.

Nie napiszę, że dając zielone światło na pokazanie dalekiego od powszechnych wyobrażeń oblicza Barbie, Mattel udowodnił, że "ma jaja", bo akurat ich symbolika jest wyjątkowo zafałszowana - to najsłabszy punkt ludzkiego ciała. Mattel pokazał, że ma waginę, bo nie ma potężniejszego narządu od tego, przez który przepycha się na świat drugiego człowieka.

 

Ryzyko było niemałe, bo jak przekonać publiczność, że wersja aktorska nie będzie powtórką z animowanych "Mocy syrenek" albo "Wielkiej przygody z pieskami"? Wzorcowo przeprowadzona kampania marketingowa i oddolnie nakręcający się hype (w dniu premiery sala w Gdańsku nie tylko pękała w szwach, zauważalna część publiczności zdecydowała się także odziać w róż) zadziałały jednak bezbłędnie. Wciąż można wprawdzie natrafić na głosy powątpiewania, dla kogo właściwie jest to film, bo skoro mogą w nim uczestniczyć jedynie osoby powyżej trzynastego roku życia, to co z tymi wszystkimi nieletnimi księżniczkami? Ale w takim razie należy rozszerzyć pytanie - dla kogo są "Logan" i "Deadpool" z kategorią wiekową tylko dla dorosłych? W końcu to także bohaterowie, którzy powstali z myślą o dzieciach.

W ogólnym zarysie fabuła "Barbie" pokrywa się z fabułą "Lego: Przygody" (Will Ferrell odgrywa nawet niemalże dokładnie tę samą rolę) - w obydwu świat realny zakłóca funkcjonowanie zabawkowej utopii, ale wydźwięk jest odmienny z dwóch, pozornie wykluczających się nawzajem powodów. Z jednej strony przemieszczanie się pomiędzy światami wymaga mniejszego wysiłku niż przejście przez szafę do Narnii, a w rezultacie przyziemny surrealizm może wzbudzać skojarzenia z "Widmem wolności" Luisa Buñuela, gdzie odstępstwa od norm społecznych choć zaskakują, nigdy nie wydają się czymś, co nie mogłoby w niedalekiej przyszłości urzeczywistnić się. Z drugiej strony bez plastikowych ludzików, z plastikiem metafizycznym, symbolizującym sztuczny świat Gerwig stawia przede wszystkim na realizm i satyrę na temat ról, jakie z własnej woli lub pod przymusem pełnimy w społeczeństwie.

 

Podobnie jak w przypadku "Nie patrz w górę" Adama McKaya, tak i tutaj oczekiwania artykułowane w internecie wydają się niekiedy niedorzeczne. Reżyserka zebrała niezliczone sytuacje z życia wzięte - subtelnie spotęgowane, ale nie przerysowane - i zadrwiła z tego, co sobie nawzajem robimy. Wszyscy, bo panowie o kruchym ego nie muszę się obawiać, że wyjdą z kina obrażeni, ale siłą rzeczy więcej pocisków dosięga patriarchatu - to w końcu z nim mamy do czynienia na co dzień. Zdarzają się momenty niepotrzebnej dosłowności z pogranicza kaznodziejstwa (zwłaszcza spotkanie Barbie z jej stwórczynią, Ruth Handler, w istniejącym poza czasoprzestrzenią miejscu, gdzie tajemnice świata zostają wyjaśnione jak w rozmowie Architekta z Neo w "Matrix Rewolucje"), ale jest także precyzyjne wypunktowanie, z czym nieustannie mierzą się współczesne kobiety w monologu Ameriki Ferrery, który szkolne radiowęzły powinny nadawać na każdej przerwie i jest doskonale wyważone poczucie humoru, a sceny z mężczyznami z pasją oddającymi się mansplainingowi albo wielka bitwa toksycznych zazdrośników równie dobrze mogłyby funkcjonować jako odrębne skecze.

A że nie jest to wszystko podparte cytatami z Virginii Woolf, Simone de Beauvoir i Chimamandy Ngozi Adichie... Pewnie kilka osób zadowoliłoby "pogłębienie" tematu, ale nie taką funkcję powinien pełnić film bazujący na jednej z najbardziej rozpoznawalnych postaci popkultury. To nie jest i nie mógł być akademicki feminizm dla zaawansowanych, to film, który zobaczą setki tysięcy przypadkowych widzów i widzek. Zamiast nawracać nawróconych, ma szansę otworzyć kilka nowych głów, sprowokować do refleksji, bawiąc przy tym i wzruszając. Niewykluczone też, że kilku zagubionych chłopców uświadomi sobie wreszcie, co oznaczałoby życie pod rządami Kenfederacji i podobnie jak kradnący każdą scenę Ken według Ryana Goslinga, dojdzie do wniosku, że jeżeli patriarchat niewiele ma wspólnego z jazdą na koniach, to nie warto tak zaciekle o niego walczyć.

 

Jeżeli już, to za spłyconą można uznać relację Barbie z właścicielkami jej zabawkowej formy, a zwłaszcza z nastoletnią Sashą. To właśnie ona formułuje zarzuty, jakie pod adresem lalki Mattel pojawiały się w ostatnich latach często i dodaje faszyzm, ale nie zachodzi w niej z czasem żadna przemiana, nie zamienia później z Barbie niemal ani słowa, a jednak zostają przyjaciółkami. Nie o takich emocjach Gerwig najwyraźniej chciała opowiadać, ale o emocjach w ogóle zdecydowanie tak, bo Margot Robbie odgrywa niemalże całe ich spektrum, przy czym wszystko, co dla jej postaci nie jest radością, pokazuje tak, jakby doświadczała tego po raz pierwszy w życiu. Zatrzymuje akcję, zmusza obiektyw do skupienia się na jej twarzy i roni jedne z najbardziej przekonujących łez, jakie Hollywood widziało (mistrzostwo w tym zakresie pokazała rok temu w "Babilonie"). Po raz kolejny australijska aktorka udowodniła, że jest jednym z największych talentów odkrytych w ostatnich dziesięciu latach i chociaż nie zawsze ma szczęście do scenariuszy, kiedy już natrafi na postać, z jaką jest w stanie nawiązać szczerą więź, wyciska z niej absolutnie wszystko.

"Barbie" nie podsuwa gotowego rozwiązania na wyplątanie się ze społecznych nierówności, bo żadne odgórnie narzucone nie mogłoby poskutkować. Sugeruje raczej, że warto po prostu widzieć w sobie nawzajem człowieka i traktować innych tak, jak sami chcielibyśmy być traktowani. To truizmy, ale nie ma w tym winy Grety Gerwig, że je powtarza - gdybyśmy zamiast planowania lotów na Marsa i rozwijania sztucznej inteligencji, w końcu rozprawili się z elementarnymi kwestiami niezbędnymi do pokojowej egzystencji na tej planecie, wreszcie moglibyśmy osiągnąć najwyższą formę równości - niemyślenie o niej i nieprzejmowanie się losami innych osób, bo nic już by im nie zagrażało. Dopóki nie wespniemy się na ten poziom, filmy pokroju "Barbie" będą cały czas potrzebne, a im prostszy i bardziej czytelny okaże się ich przekaz, tym lepiej - to zwiększy jego zasięg.


Barbie

USA/Kanada, 2023

Warner Bros.

Reżyseria: Greta Gerwig

Obsada: Margot Robbie, Ryan Gosling, America Ferrera



Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce