Ożywienie ludzików Lego nie jest aż tak niedorzecznym pomysłem, jeżeli weźmiemy pod uwagę istnienie chociażby filmu o emotkach czy "Playmobil: The Movie", które po pierwszym zwiastunie zdaje się być niemalże dokładną kopią "Lego Przygody". Phil Lord i Christopher Miller pisząc i reżyserując "jedynkę", wyszli z najlepszego możliwego założenia - przekuli ograniczenia materii, na jakiej przyszło im pracować w zalety. Zamiast płynnie animować swoich bohaterów (jak chociażby w młodszym o trzy lata, serialowym "Ninjago"), pozostawili ich ruchu "kanciaste"; zgodnie z prawidłami zabawy każdego dziecka, zrezygnowali ze sztywnych podziałów na "światy", więc zupełnie zwyczajny Emmet mógł poznać Batmana, Hana Solo, Gandalfa czy Abrahama Lincolna; sprawili, że dostaliśmy dokumentacje jednej wielkiej, niczym nieograniczonej zabawy. Przy "dwójce" Lord i Miller są już tylko scenarzystami, za reżyserię odpowiada natomiast Mike Mitchell - autor "Shrek Forever" czy "Trolli"... Zmianę widać gołym okiem.
Mitchell trzyma się sprawdzonych rozwiązań. Wie, co działa na widzów i wie, z jakimi widzami ma do czynienia, więc spodziewajcie się niezliczonych nawiązań do innych dzieł popkultury, a w dodatku takich, które rozśmieszą raczej trzydziestokilkuletnich rodziców, a nie dzieciaki w wieku szkolnym. Za przykład niech posłuży Batman i skrócona historia jego ekranowego żywota - wersję Bena Afflecka prawdopodobnie wielu nastolatków doskonale zna, Nolana być może też, ale kto będzie wiedział, kim jest ten dziwaczny Batman z dorysowanymi brwiami, nazywany Adamem Westem? A to i tak najlżejszy kaliber, są także nawiązania do "Powrotu do przyszłości", "Szklanej pułapki" czy... Radiohead i chociaż każde z nich bardzo udane, to dla mojego ośmioletniego syna pozostaje zagadką, co zabawnego w tych scenach dostrzegłem, a przecież to miał być film raczej dla niego, a nie dla mnie.
Drugim problemem "Lego Przygody 2" jest odtwórczość. To przypadek podobny do "Kevin sam w Nowym Jorku" czy "Pogromców duchów II", gdzie sequel choć dobrze zrealizowany, gwarantujący rozrywkę na wysokim poziomie, jest niemalże dokładną kalką pierwowzoru. Dostajemy nawet kolejną chwytliwą piosenkę zatytułowaną po prostu "Chwytliwa piosenka", ale to zapowiedź na wyrost - tych kilka popowych bitów nie umywa się do nieśmiertelnego "Życie jest czadowe". Gdyby wyjąć ten film z kontekstu, zapomnieć o "Lego Przygodzie" czy nawet "Lego Batman: Film", najprawdopodobniej robiłby znacznie lepsze wrażenie. Wyraźnie doskwiera mu przegrzanie i albo producenci na chwilę pozwolą klockom być tylko klockami, albo za chwile podzielą los twórców "Han Solo: Gwiezdne wojny - historie", które nie było złym filmem, ale jak często można oglądać "Gwiezdne wojny"? Tak, wiem - niektórzy mogą cały czas...
Wskazuję przede wszystkim na słabe strony "Lego Przygody 2", bo te mocniejsze są identyczne, jak poprzednio. Batman w świecie Mad Maxa, klocki Duplo jako agresorzy z kosmosu, pogranicza nie tylko światów fikcyjnych, ale też fikcji z rzeczywistością - wszelkie niedorzeczności wynikające z tych kontrastów wciąż bawią i wciąż trudno o lepszy film na rodzinny wypad do kina. To po prostu nie jest już zapierający dech w piersiach surrealizm wywołujący wypieki na twarzy jak część pierwsza, to "tylko" udana animacja przeznaczona dla widzów w każdym wieku.
Lego Przygoda 2
Tytuł oryginalny: The Lego Movie 2: The Second Part
USA, 2019
Sony Pictures Animation
Reżyseria: Mike Mitchell
Obsada: Chris Pratt, Elizabeth Banks, Will Arnett