Obraz artykułu Civil War. Jakim jesteś Polakiem?

Civil War. Jakim jesteś Polakiem?

94%

Najnowszemu filmowi Alexa Garlanda brakuje tylko zombie. Nie dlatego, bo dystopijna wizja przyszłości w takim ujęciu bardziej pasowałaby do hollywoodzkiego standardu, a dlatego, że poczulibyśmy się w trakcie seansu lepiej i nie myśleli o tym, że wszystko, co widzimy może się naprawdę wydarzyć w nie tak odległej przyszłości.

Kiedy ukochane przez zwolenników i zwolenniczki autorskiego, artystycznego kina studio A24 - jeden z ostatnich bastionów ambitnego i przy okazji zarabiającego na siebie filmu wolnego od nadużywanej od lat nostalgii i powielania schematów - ogłosiło wkroczenie w sferę wysokobudżetowych produkcji z większym natężeniem akcji i efektów specjalnych, wielu już sięgało po łopaty, by wykopać grób na cmentarzysku sezonowych blockbusterów, ale pierwszy rezultat tej decyzji dowodzi, że wielkie pieniądze nie zawsze muszą oznaczać małych ambicji.

 

Pięćdziesiąt milionów dolarów to nie jest zresztą pułap tych najdroższych kinowych hitów - druga "Diuna" kosztowała blisko cztery razy tyle, podobnie "Czas krwawego księżyca", a "Oppenheimer", wizualnie przecież skromny, dwa razy tyle. Ani studio, ani reżyser (dla którego to również najdroższy film w karierze) nie zachłysnęli się nowymi możliwościami. Chociaż sięgnęli po widowiskowe wybuchy, czołgi i helikoptery, wojsko na ulicach amerykańskiej stolicy, każdej z tych decyzji nadali fabularne uzasadnienie, a zarazem zdołali utrzymać wysoki stopień kameralności. W oddali widać rozbłyski spadających z lewa na prawo i odwrotnie pocisków, słychać eksplozje, ale jeżeli odjąć nakręcony z rozmachem finał, zostaje skromny film drogi.

Żywe trupy przedstawione przez Garlanda w scenariuszu "28 dni później" to ten rzadki w popkulturze typ, który nie snuje się z wolna i niedołężnie, tylko szarżuje na oślep, ile sił w przegniłych nogach. "Civil War" przypomina jednak bardziej "The Walking Dead", gdzie śmiertelne zagrożenie dla całego świata zostaje mianowane tłem umożliwiającym stawianie bohaterów i bohaterek w ekstremalnej sytuacji i testowanie ich człowieczeństwa. Podobnie jak w serialu na podstawie komiksu Roberta Kirkmana, także tutaj w jednej chwili może trwać walka o życie, w drugiej czas zdaje się zatrzymywać w miejscu po to, by podziwiać przyrodę amerykańskiej prowincji. W jednym ujęciu snajper z zielonymi włosami i kolorowymi, poodpryskiwanymi paznokciami, który ewidentnie nie jest na froncie z własnej woli, namierza cel, w drugim zostajemy uraczeni zbliżeniem na niewzruszone całym tym zamieszaniem polne kwiaty. Jakby wszystko dookoła przekonywało, że doskonale sobie bez nas poradzi.

 

Im dalej, tym kontrasty stają się ostrzejsze. Jessie (Cailee Spaeny) na chwilę zapomina, że trwa wojna i daje się ponieść popisowej odwadze, którą młodzi ludzie często testują swoją śmiertelność - dla zabawy przechodzi z okna do okna pomiędzy rozpędzonymi samochodami, ale w kolejnej scenie klęczy z karabinem przystawionym do głowy, gdy zostaje zatrzymana przez bojówki jednego z odłamów już nie zjednoczonych stanów Ameryki. To właśnie wtedy pada pytanie, które zdaje się być zalążkiem całego scenariusza - kiedy ekipa dziennikarzy próbuje wybronić się przed egzekucją powołaniem na pochodzenie, w odpowiedzi słyszy: Jakimi Amerykanami jesteście? Każdy przecież wie, które partie mają większe poparcie w których stanach, a powstająca w ten sposób czerwono-niebieska mapka w tej rzeczywistości jest instrukcją przypominającą kogo wolno zabijać, a kogo można oszczędzić.

Groza tej sytuacji wiąże się nie tylko z tym, że nie trudno wyobrazić sobie właśnie taką Amerykę nie za kilka lat, a już jutro, ale również z własną perspektywą - w Polsce też mamy dwukolorową mapę, silnie zantagonizowane społeczeństwo, fanatyków po obydwu stronach, których populiści bez trudu byliby w stanie obrócić przeciwko sobie. Różnica jest tylko taka, że zamiast bronią palną, walczylibyśmy między sobą kijami i kamieniami. Garland mógł zresztą postawić właśnie na taki film - zanurzenie w totalnym chaosie ukazane z perspektywy którejś ze stron, jednoznacznie przeciwne drugiej. Zamiast tego w centrum wydarzeń usytuował jednak dziennikarzy, których zadaniem jest dokumentować, szukać w sobie obiektywności nawet w najtrudniejszych sytuacjach. Każde z nich ponosi tego cenę.

 

Kirsten Dunst jako doświadczona, nagradzana za pracę reporterską Lee z początku wydaje się kompletnie obojętna na otoczenie. Widzimy ją w retrospekcjach fotografującą żywcem podpalanego człowieka, sprawia wrażenie zdolnej do całkowitego odcięcia od tragedii, jakie rozgrywają się przed jej obiektywem, ale duchy przeszłości zaczynają wracać, a poczucie odpowiedzialności za wpatrzoną w nią Jessie zmusza do emocjonalnego zaangażowania. Wagner Moura jako Joel odreagowuje nową rzeczywistość cynizmem i ironią, a Stephen McKinley Henderson jako Sammy to wulkan empatii - razem tworzą drużynę bardzo od siebie różnych indywiduów, połączonych zdolnością do poświecenia wszystkiego dla dokumentowania prawdy. Nie tylko zresztą ze względu na szlachetne pobudki, sprawia im to po prostu przyjemność.

Im bliżej celu i upragnionego ostatniego wywiadu z prezydentem, któremu nikt nie daje więcej niż kilka miesięcy życia, tym oglądanie "Civil War" staje się coraz bardziej uwierające. Pociski wystrzeliwują z taką głośnością, że ciało bezwiednie podskakuj w siedzeniu jak rażone horrorowym jump scare'm, z drugiej strony niekiedy zapada tak dojmująca cisza, że strach poruszyć się w fotelu, by jej nie rozproszyć. Nic nie przygotowuje jednak na finał obrazujący konflikt zbrojny na pełną skalę rozgrywający się na ulicach Waszyngtonu. Intensywność kolejnych sekwencji zapiera dech w piersiach, a zdjęcia - co rusz stopowane statycznymi fotografiami wykonanymi przez Lee i Jessie - ukazują akcję nie tyle w zgodzie z kanonem filmu akcji, co jako wzbudzający niepokój realizmem dokument.

 

Być może ostatni zwrot wydarzeń, tuż przed Gabinetem Owalnym, to o jeden krok za daleko i niepotrzebna pompa dramatyzmu w i tak przejmującej scenie najazdu na Biały Dom, ale stanowisko - bo "Civil War" to bez wątpienia deklaracja stanowiska - reżysera nie zostaje z tego drobnego powodu zachwiane. Najdokładniej wyraził je w słowa bohaterki Dunst, która bez nadziei na zmianę wyznaje, że jej fotografie miały być ostrzeżeniem, a jednak ta sama historia przemocy wciąż się powtarza. Niestety najpewniej ten sam los czeka film Garlanda - wszyscy zgodzimy się, że wojna nie ma sensu, kolejne wciąż będą wybuchać.


Civil War
USA/Wielka Brytania, 2024
Reżyseria: Alex Garland
Obsada: Kirsten Dunst, Cailee Spaeny, Wagner Moura



Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce