Obraz artykułu Love Peace Noise. Niegasnące oddanie muzyce

Love Peace Noise. Niegasnące oddanie muzyce

76%

Polska scena alternatywna lat 90. nie obrosła mitologią podobnej do tej z lat 80., Jarocina i warszawskiego środowisko punkowców, o którym dziś często mówi się w kontekście Solidarności i antykomunistycznego zrywu. Następna dekada, choć nie mniej intensywna artystycznie i społecznie, nie dorobiła się własnej martyrologii i być może dlatego pozostaje dekadą nie do końca odkrytą, nieopowiedzianą. Jarosław Kasperek filmem o Ewie Braun, jednym z najważniejszych polskich zespołów tamtych czasów, stara się tę lukę wypełnić.

Już na starcie należałoby podziękować twórcy za to, że ten film w ogóle powstał. Jedynym zespołem z tamtego okresu, który dorobił się produkcji na swój temat - wybitnej zresztą - jest Miłość, a publikacje książkowe dotyczące muzyki tamtych realiów ograniczają się ledwie do kilku pozycji, spośród których najbardziej rewolucyjną i nowatorską pod względem kronikarskim jest "Dzika rzecz" Rafała Księżyka. "Love Peace Noise" zyskuje więc w przedbiegach, bo status, jaki Ewa Braun osiągnęła jeszcze w trakcie swojego istnienia, a który tylko rósł z biegiem lat, naturalnie implikował potrzebę opowiedzenia historii tego zespołu. Pokazanej tutaj ze szczerością, prostotą, bez intencji zbudowania Ewie Braun wzniosłego pomnika.  

 

Problemem jest póki co promocja, bo to produkcja niezależna i jednoosobowa. Premiera odbyła się w listopadzie ubiegłego roku w słupskim kinie Rejs, a na kolejne seanse trzeba było czekać aż do zimowej trasy Titanic Sea Moon - skład tworzą trzy czwarte muzyków Ewy Braun, postanowili więc zabrać ze sobą film i wyświetlać go przed koncertami w kolejnych miastach. Mnie przypadł seans w piwnicy klubu Baza, jednego z istotniejszych miejsc alternatywnej mapy Krakowa, które nadało szczególnego, wspólnotowego klimatu podczas projekcji, zwłaszcza dlatego, bo sala ledwo pomieściła wszystkich zainteresowanych. Od samego początku miało się wrażenie, że uczestniczy się w czymś ważnym.

"Love Peace Noise" rozpoczyna wypowiedź basisty Rafała Szymańskiego, który opowiada o głębokiej potrzebie grania, o tym, że muzyka nadaje sens, jest czymś, co pozwala oddychać i podkreśla, że choć może to brzmieć jak frazes, pozostaje kluczowe dla dalszej narracji. Ewa Braun była zespołem powstałym z pasji i budującym na tej pasji swoją legendę. Bardzo się to przeciwstawia łatce, jaką często przyszywało się zespołom noise'owym, że oto wielcy intelektualiści wychodzą z biblioteki, żeby narobić hałasu. U podstaw grupy leżała po prostu potrzeba grania i poszukiwania w tym graniu własnej tożsamości.

 

Gigantycznym atutem filmu są liczne materiały archiwalne. Zdjęcia, plakaty, ale przede wszystkim wypowiedzi muzyków z epoki, które zaskakują widoczną już wtedy dojrzałością - nigdy nie popadali w gwiazdorstwo i pomimo konfrontacyjnego charakteru połączonego z anarchistycznymi korzeniami, mieli w sobie zaskakująco dużo pokory. Najwięcej do powiedzenia ma Szymański, którego rola w zespole zostaje należycie w tym filmie doceniona. Większość Ewę Braun kojarzy prawdopodobnie przez pryzmat Marcina Dymitra, zwłaszcza że to jego odejście było tożsame z końcem działalności grupy, a więc w oczach publiczności uchodził niejako za lidera. Kasperek, za pomocą wypowiedzi muzyków, prostuje to przekonanie i zaznacza, że zespół był przede wszystkim koncepcją właśnie Szymańskiego.

Kolejnymi rozdziałami tej opowieści są premiery kolejnych albumów i wyciszania się zespołu, który od hałasu zaczął zwracać się coraz bardziej w stronę transu. Do składu dołączył Piotr Sulik, pojawiły się sukcesy, które testują pokorę, bo granie przed The Ex i NoMeansNo powoduje, że coś ci się zaczyna wydawać. Rozpad grupy zostaje przedstawiony jako naturalna kolej rzeczy, pozbawiona sensacyjnej otoczki. Staje się nie tyle końcem, co początkiem kolejnych przedsięwzięć całej czwórki. Najmocniej ukazana została diametralna zmiana zainteresowań Dymitra, nawet na poziomie realizacji wizualnej. Najpierw wypowiada się na tle miasta, a potem już do końca jako jedyny pokazywany jest na tle zieleni, jako człowiek zanurzony w innej przestrzeni dźwięków, prekursor nagrań terenowych. Dla Sulika, Dudzińskiego i Szymańskiego podjęciem na nowo konwencji Ewy Braun z momentu jej rozpadu stało się powołanie do życia Titanic Sea Moon, który obok Kurws i Rozwodu można uznać za jeden z najważniejszych współcześnie gitarowych zespołów nad Wisłą.

 

Istotną rolę odgrywa Słupsk, który trochę zalatuje szarzyzną, ale koniec końców okazuje się nawet dość sympatycznym miejscem. Kasperek przeprowadza widzów przez Miejski Ośrodek Kultury, w którym Ewa Braun stawiała pierwsze kroki, a nawet pokazuje garaż ojca Szymańskiego, który stał się lokalną salą prób dla młodych zespołów, powstającą kolektywnie muzyczną przystanią. To bardzo nostalgiczne fragmenty, które na szczęście nie popadają w naiwne romantyzowanie przeszłości. Dymiter przyznaje wręcz, że to miasto dziś o Ewie Braun nie pamięta - gdy idzie ulicą, nie czuje się częścią legendy, co stało się dla niego bardzo uwalniające.  

Jedynym mankamentem tej produkcji, bogatej faktograficznie, emocjonalnie i oczywiście muzycznie, jest skupienie się po rozpadzie Ewy Braun wyłącznie na Titanic Sea Moon i solowej działalności Dymitra pod szyldem Emiter. Należałoby opowiedzieć również o zespole Mordy, który poprzedził Emitera, o duecie Mapa, który Dymiter tworzył z Paulem Wirkusem, a także o szczególnie bogatej działalności Dudzińskiego tworzącego solo jako Przyzwoitość, współpracującego z Marcinem Świetlickim w zespole Najprzyjemniejsi oraz piszącego o muzyce do Lampy czy Dwutygodnika. Rozumiem jednak potrzebę ujęcia tej historii w dość linearnej konwencji, ukazującej najpierw istnienie zespołu, potem jego rozpad, a na końcu ponowne zjednoczenie Sulika, Szymańskiego i Dudzińskiego jako Titanic Sea Moon oraz dziejącą się równolegle przemianę Dymitra. Kontynuacja "Love Peace Noise", skupiona na wszystkich tych przedsięwzięciach, które powstały po drodze do dzisiejszego stanu rzeczy, byłaby mile widziana.  

 

"Love Peace Noise" to film - na szczęście - daleki od laurki. To ciepła opowieść skoncentrowana głównie na niegasnącym oddaniu muzyce, na ciągłym odnajdywaniu w niej znaczenia. Średnia wieku bohaterów przekroczyła już pięćdziesiątkę, a jednak - mimo że żadnego sukcesu komercyjnego nie odnieśli - wciąż są w muzykę zaangażowani. Nie przeszkadza nawet brak perspektywy osób trzecich, bo z wypowiedzi całej czwórki wybrzmiewa mocne poczucie więzi i delikatnej czułości wobec siebie, jakby ta historia mogła być zrozumiana i opowiedziana wyłącznie przez nich. Ci, dla których Ewa Braun była (lub jest) ważnym zespołem, będą mogli się wzruszyć. Zespół tej miary zasłużył na tak przyzwoity film.


Love Peace Noise

Polska, 2023

Reżyseria: Jarosław Kasperek

Obsada: Dariusz Dudziński, Marcin Dymiter, Piotr Sulik, Rafał Szymański



Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce