Jamiroquai - "Dynamite"
Zawsze byłam superfanką Jamiroquaia. Słuchałem wszystkich jego płyt, a kiedy wyszła ta, byłam akurat na etapie nastoletnim i naprawdę potrafiłam zajarać się, coś z tą zajawką zrobić, na przykład pojechać na koncert. Pamiętam, jak Jamiroquai grał na Orange Warsaw Festival parę lat temu, byłam wtedy jeszcze gówniarą i to był jeden z pierwszych koncertów, na jakie mogłam pojechać sama.
"Feels Just Like It Should", "Dynamite", "Seven Days In Sunny June" - wszystkie są hitami i wszystkie znam właściwie na pamięć. Muzycznie wyniosłam z tej płyty gitarowe brzmienia. Jest tutaj funkowo i popowo, ale chociażby w "Feels Just Like It Should" są też mocne riffy gitarowe, które z czasem zakorzeniły się u mnie i podobnych patentów użyłam na "Assemblage".
Moloko - "I Am Not a Doctor"
Od tej płyty zaczęłam robić elektronikę. Kiedy pierwszy raz jej posłuchałam, po prostu mnie zmiotło. Na przykład utworu "Knee Deepen" słuchałam w kółko i w kółko, i kiedy zaczynałam robić muzę to bardzo chciałam... no, zwalić go trochę [śmiech], ale nie udało się. Moje pierwsze brzmienia powstawały w jakimś wczesnym logicu albo czymś podobnym, a tutaj jest mocno analogowe brzmienie, totalny kosmos. Zawsze zastanawiałam się, jak oni zrobili tę perkę... Jest z jednej strony właśnie analogowa, a z drugiej podsamplowana. No i do tego wokale Róisín... Teraz Róisín nie jest już tą samą Róisín, którą była w Moloko i chyba nigdy już nie będzie.
Jestem wielką fanką Moloko, każdą płytę kocham i ubóstwiam, ale ta - ze względu między innymi na singiel "Knee Deepen" - wyjątkowo mi siadła.
Erykah Badu - "Worldwide Underground"
Nie wybrałam "Baduizmu", wybrałam "Worldwide Underground", bo uważam, że to najbardziej eksperymentalna płyta Erykhi. Sporo jest tu dziwnych breakdownów, sampli. Bardzo lubię singiel "I Want You", który ma z dziesięć minut, a mimo tego jest bardzo minimalistyczny. Podchodzi trochę po współczesną elektronikę, ale wszystko utrzymane jest w klimacie neo-soulowym. "I Want You" zrobiło na mnie także wrażenie, że swojego czasu nawet coverowałam go. Oczywiście cała płyta jest świetna, ale zawsze jest ten jeden utwór, który trafia prosto w serce.
Bill Evans - "The Bill Evans Album"
Są tutaj dwie wersje "Waltz For Debby" i właśnie od tego utworu zaczęłam słuchać jazzu, bardzo chciałam też zagrać ten kawałek. Jest słodki, emocjonalny, a wtedy odebrałam go jako eksperymentalny, głównie ze względu na linię kontrabasu. Eddie Gómez robi tutaj dziwaczne rzeczy, a w dodatku często używa smyczka, co w przypadku jazzu nie jest takie oczywiste.
Styl Billa Evansa jest wyjątkowy, nie mam chyba bardziej ulubionego pianisty. Był delikatny, nie popisywał się techniką, choć oczywiście ją miał. Wszystko polega tutaj na emocjach i wrażliwości.
Joni Mitchell - "Blue"
To była moja pierwsza zajawka na songwriterstwo, na teksty, na wrażliwość i płakanie do poduszki [śmiech]. To piękna płyta, przepłakałam przy niej wiele nocy i po prostu musiała znaleźć się w tej piątce.
Epic Shop znajdziecie w Gdańsku, przy ulicy Jagiellońskiej 13. Więcej informacji TUTAJ.