Obraz artykułu Rządy X. Hellfire Gala

Rządy X. Hellfire Gala

80%

Po tak wielu latach walki o równouprawnienie i samostanowienie, mutanci Marvela w końcu zasłużyli na wielki bankiet, chwilę oddechu i dobrą zabawę. "Święto kultury mutantów umacniające przyjaźń między Krakoą a narodami ludzkimi" - jak to opisał scenarzysta Jonathan Hickman. Przez całe czterysta stron namnażają się podejrzenia, że to tylko podpucha i zaraz wielki wybuch zniszczy sielankę, ale "Hellfire Gala" to naprawdę komiks w niewielkim stopniu oparty na konfliktach, w większym na pojednaniach.

Rzut okiem na dwie strony ze spisem postaci biorących udział w wydarzeniu i można poczuć przytłoczenie. Wymieniono ich siedemdziesiąt siedem, a w dodatku wystarczy przerzucić kartkę, by okazało się, że to nie wszystkie. Na jednym rzucie oka skończyć jednak nie można, bo wzorowane na Met Gali przyjęcie przykuwa spojrzenie na długo - tak eleganckich i śmiałych kreacji mutanci jeszcze nie nosili.

 

Fikcyjnym autorem projektów jest mutant o wyjątkowym zmyśle estetycznym, Jumbo Carnation, faktycznym Russell Dauterma, który z Hickmanem tworzył "Świt X. X-Men", a wcześniej współpracował z Jasonem Aaronem nad "Potężną Thor", a przyglądanie się jego spuszczonej ze smyczy fantazji to wystarczający argument, by sięgnąć po ten tom. Iceman w lodowej sukni ze skrzydłami, Havok w garniturze nawiązującym do jego oryginalnego stroju, Colossus wystylizowany tak, jakby dopiero wyszedł od najmodniejszego barbera w Warszawie, Rachel Summers przypominająca cenobitkę z "Hellraisera" albo zjawiskowa Emma Frost w trzech różnych sukniach są jak spełnienie marzenia każdego projektanta mody, które może się ziścić niestety wyłącznie w komiksie. Szkoda tylko, że chociaż przy całym tomie pracowało aż szesnaścioro rysowników, nikt na dłuższą metę nie wykazał się wyróżniającym stylem.

Nie po to jednak zorganizowano tak kolosalne wydarzenie towarzyskie, by tylko nacieszyć oczy. Po masowej przeprowadzce mutantów na Krakoę, wielu dawnych sojuszników straciło z nimi kontakt, wiele spraw pozostało otwartych, więc kiedy już państwo i naród ustabilizowały się, nadeszła pora na odnowienie dawnych relacji. Hickman nie spieszy się, pozwala nam nasiąknąć dostojną atmosferą. Z jednej strony zamiast przechodzić od razu do konkretów, zaprasza nas na koncert na jednostrunowy, żywy instrument i sekstet telepatów zapewniających doznania dla wielu zmysłów. Aż chciałoby się poczytać cały komiks, w którym mutanckie umiejętności nie służyłyby toczeniu batalii, tylko tworzeniu, sztuce, dziełom, jakich ludzka ręka nie byłaby w stanie wykreować. Poniekąd jest o tym nieco więcej później...

 

Z drugiej strony czas akcji spowalnia ciągłe cofanie się o kilka godzin czy minut i ukazywanie sytuacji z perspektywy innych drużyn. Jest ich wiele, ale funkcja każdej zostaje na tyle dobrze wyjaśniona, że trudno podważyć ich przydatność... Może poza Hellions, z czego najwyraźniej również scenarzysta zdawał sobie sprawę, bo część ekipy nie została zaproszona, a jej wtargnięcie i rubaszne zachowanie służy za element komediowy. Excalibur zajmuje się sprawami tajemniczymi i magicznymi, głównie związanymi z legendami arturiańskimi; New Mutants mają szkolić młode pokolenie; X Factor para się śledztwami w sprawie zabitych i zaginionych mutantów, dzięki czemu będą mogli zostać wskrzeszeni; a X-Force z Wolverinem na czele to ochrona gali.

 

Część z nich pojawia się dygresyjnie, wyrwana z kontekstu, który nie do końca jest jasny bez poznania wcześniejszych zeszytów ich własnych serii, inne podejmują wątki o znaczeniu istotnym z perspektywy całego świata Marvela. Zwłaszcza właśnie X-Force, gdzie Beast daje się poznać jako nie tylko pasjonat "Roku 1984" Orwella, ale też wcielenie jego czarnych charakterów, bo dbałością o bezpieczeństwo usprawiedliwia stałą inwigilację każdego i wszędzie. Akurat za nim bez wątpienia stoją szczere pobudki, a nie dyktatorskie zapędy, ale to nie przekonuje nawet własnej drużyny, co Sage daje jasno do zrozumienia, wymierzając mu siarczysty policzek. Komu antysystemowe ideały X-Men są bliskie, z pewnością odczuje podobną potrzebę, gdy na pierwszy plan wysunie się X-Corp – korporacyjne, kapitalistyczne, zainteresowane gównie pomnażaniem dochodów wcielenie mutantów. Być może mają rację, wychodząc z założenia, że umowami biznesowymi zdziałają więcej niż partyzantką, ale dla czytelników i czytelniczek bunt zawsze będzie bardziej inspirujący niż terminowe odpisywanie na maile.

Dzieje się jeszcze wiele - wybrana zostaje nowa drużyna X-Men, na chwilę przenosimy się do 1986 roku, dzięki przedrukowaniu siódmego zeszytu "Classic X-Men", który przypomina przeszłość Hellfire Clubu, a ekipa S.W.O.R.D. załatwia ziemskie sprawy na galaktyczną sprawę. Najistotniejszym wydarzeniem okazuje się jednak ponownie te związane z tworzeniem - terraformacja Marsa, ożywienie całej planeta w kilka godzin, dzięki mocom potężnych mutantów i przekazanie jej wojowniczemu ludowi Arakko. Stopień zagmatwania jest bardzo wysoki, ale przed dotarciem do ostatniej strony tomu wiele się rozjaśnia, wyznaczone zostają także nowe cele. Być może dla niektórych osób będzie to zbyt przegadana historia, odstraszająca niedostatkiem akcji i nadmiarem tematów, ale masywnych crossoverów ze scenami przypominającymi "Bitwę pod Grunwaldem" Matejki widzieliśmy już tak wiele, że z przyjemnością wchodzi się w coś o bardziej obyczajowym charakterze.

 

Marvel Fresh to jedna z ciekawszych linii wydawniczych w historii tego uniwersum. Groteskowe losy Hulka, zmagania Venoma z Knullem, szalony Spidergedon - od połowy 2021 roku wydarzyło się już wiele, ale perłą w koronie pozostają losy mutantów kreowane przez Jonathana Hickmana. Po Chrisie Claremoncie prawdopodobnie najodważniejszego, najbardziej pomysłowego scenarzysty "X-Men" w historii. "Hellfire Gala" to kolejne potwierdzenie wielkości jego wizji.


Rządy X. Hellfire Gala

Tytuł oryginalny: Reign of X: Hellfire Gala

Polska, 2024

Egmont Polska

Scenariusz: Matteo Lolli, John Bolton, Joshua Cassara, Stephen Segovia, Marcus To, Russell Dauterman, Nick Dragotta, Sara Pichelli, Lucas Werneck, Pepe Larraz, Alex Lins, Alberto Foche, Scot Eaton, Valerio Schiti, Bob Quinn, David Baldeón



Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce