Zgodnie z prawidłami sztuki komiksowej, zatoczeniu kolejnego koła fabularnego musi towarzyszyć większy rozmach, stąd przed Ericą Slaughter stanęło największe z dotychczasowych wyzwań i to na obydwu frontach - w starciu z tytułowym, morderczym "czymś", jak i w potyczce z ludźmi, którzy zdradzili jej zaufanie.
Dzięki tak skonstruowanej intrydze, scenarzysta zyskał ciekawe możliwości podsycania napięcia. Z jednej strony poszedł w kierunku horroru, sytuując bezmyślne monstrum na karku bohaterki, której nie pozostało nic innego, jak tylko zasadzić na przybierającego jej wygląd Dwupostaciowca pułapkę (skojarzenia z "Coś za mną chodzi" narzucają się same). Z drugiej strony nawet groźniejsza od czystej sił natury okazuje się psychopatyczna Charlotte Cutter, inna łowczyni, zaangażowania do dokonania zemsty na Erice i - jak się z czasem dowiadujemy - czerpiąca znacznie większą przyjemność z krzywdzenia nie zmaterializowanych dziecięcych fantazji, tylko osób z krwi i kości.
Cutter to jedna z ciekawszych, lepiej przemyślanych postaci serii. Sama nie trzyma się zasad, ale kiedy to Erica je łamie i zabiera należącą do niej Dolly - zabawkę, w której zaklęty jest osobisty potwór - wpada w tak wielką furię, że traci kontrolę nad emocjami przed lokalnymi stróżami prawa, co ściąga na nią podejrzenia. Rozbija lustro w łazience, mówi sama do siebie, daje się pochłonąć szaleństwu w tak wysokim stopniu, że przywdziewa maskę, chwyta za bicz i z wyglądem przypominającym pomniejszą popleczniczkę Venoma wyrusza szukać krwawej zemsty (podobnej do tej z pamiętnej sceny w końcówce "Wcielenia" Jamesa Wana). Jest złem wcielonym, ale nie pozbawionym emocji. Podobnie jak każdy, kto znalazł się w szeregach Zakonu św. Jerzego, również ona jest produktem dziecięcej traumy.
Takie rozmieszczenie pionków na szachownicy pozwoliło na sprawne zamienianie się rolami pomiędzy polującymi a ofiarami, na naturalne zwroty akcji i podtrzymywanie zaciekawienia tym, jak się ta konfrontacja zakończy. Nawet jeżeli Erica cały czas wydawała się względnie bezpieczna, to los jej towarzyszek - Gabi i Riqui, które Tynion na tyle dobrze wymyślił, że nie sprawiają wrażenia jedynie katalizatorów wydarzeń albo mięsa armatniego - do samego końca pozostawał pod znakiem zapytania. Wyraźne zwiększenie poziomu przemocy w tym tomie w porównaniu z wcześniejszymi w pewnym momencie kazało wręcz za pewnik przyjąć, że nie wszyscy wyjdą z tych tarapatów cali i zdrowi.
Im bliżej ostatniego rozdziału, tym dramaturgia wzbija się na wyższy poziom. Skumulowane emocje w końcu znajdują ujście w płaczu, gdy Erica wspomina zmarłych i dochodzi do wniosku, że uczucia tłamszone przez wychowanie do mordowania bestii są właśnie tym, co pozwala człowiekowi różnić się od dzieciożernych monstrów. Akcja nie zostaje przy tym w tyle za osobistą introspekcją - w finałowym starciu czuć, że nikt nie zostawia niczego na później. Wytoczone zostają największe działa, hamulce znikają, a nawet wygrani wychodzą z batalii na tyle pokiereszowani, że kolejne tomy będą musiały pokazać nieco inne oblicze tego komiksu.
James Tynion IV doskonale wie, jak zrównoważyć widowiskowe sceny akcji z treścią, która nada im sens, a u stron konfliktu wzmocni osobowość na tyle, by ich losy nie stały się dla czytelników i czytelniczek obojętne. Od dawna wydaje się jasne, w kierunku jakiego finału zmierza, ale po drodze bez wątpienia czeka nas jeszcze kilka niespodzianek, a przecież nie od dzisiaj wiadomo, że podróż jest ciekawsza niż jej cel.
Coś zabija dzieciaki
Tytuł oryginalny: Something Is Killing the Children
Polska, 2024
Non Stop Comics
Scenariusz: James Tynion IV
Rysunki: Werther Dell'Edera