Obraz artykułu Wcielenie. To nie jest kolejny sztampowy horror, choć na taki pozuje

Wcielenie. To nie jest kolejny sztampowy horror, choć na taki pozuje

79%

"Naznaczony", "Obecność", teraz "Wcielenie" - tytuły horrorów Jamesa Wana są jeszcze bardziej nijakie od tytułów filmów ze Stevenem Seagalem, a w dodatku zwiastuny każdego z nich sugerują do bólu schematyczne i odtwórcze produkcje, które powinny trafić prosto na VOD, a nie ekrany kin... W tym drobnym podstępie tkwi ich siła - Wan pozwala nam uwierzyć, że jesteśmy na tyle obeznani z gatunkiem, by przewidzieć każdy jego ruch, ale tylko po to, by w najmniej oczekiwanym momencie wykonać zwrot w zaskakującym kierunku.

Pierwszy kwadrans "Wcielenia" zapowiada historię idealnie nijaką. Najpierw typowa "ciemna, burzliwa noc" i podejrzane wydarzenia w ponurym gmachu szpitala; później małżeńska kłótnia w mrocznym, zamieszkałym przez tajemniczą, długowłosą istotę domu, stuknięcia w sąsiednich pomieszczeniach, jump scare, makabryczne morderstwo... Jeżeli widzieliście jeden taki film, to widzieliście je wszystkie, ale to będzie "taki" film tylko dopóty, dopóki Wanowi wykorzystywanie zasad rządzącymi konwencją przyda się w zwodzeniu nas. Bardziej niż wydarzenia na ekranie, reżyseruje emocje publiczności.

 

Niewiele więcej z zakresu fabuły "Wcielenia" można zdradzić, żeby nie zrujnować seansu i wyświadczcie sobie tę przysługę, by za wszelką cenę unikać spoilerów. Powątpiewanie w bezrefleksyjną reprodukcję klisz kina grozy oraz zaufanie zmysłowi jednego z najbardziej sprawnych, oryginalnych twórców horroru XXI wieku (tego, który nie ma rozległych aspiracji artystycznych jak filmy Ariego Astera, Roberta Eggersa czy nawet Jordana Peele) to jedyne, z czym powinniście wejść na salę kinową. Ta jedna myśl - że nie wszystko, co zobaczymy będzie tym, czym naprawdę jest - pozwala spojrzeć na bezpieczne, niemal zachowawcze dwa akty nie jak na nieudolność twórcy, lecz jak na stopniowe budowania napięcia, a kiedy już dotrzecie do aktu trzeciego... Nie będziecie mieć najmniejszych wątpliwości, co do tego, że przygody z "Szybkimi i wściekłymi" oraz "Aquamanem" nie pozbawiły Wana niepowtarzalnego zmysłu odnajdywania w głowach przekonanej o tym, że widziała już wszystko publiki drobnych luk, gdzie można wetknąć jeszcze odrobinę zwątpienia i lęku.

Kadr z filmu "Wcielenie".Kobieta siedzi na podłodze.

"Wcielenie" bywa opisywane jako współczesne spojrzenie na giallo, czyli krwawe włoskie thrillery kręcone głównie od lat 60. do 80., ale trafniejszym porównaniem byłyby filmy tworzących pod tym szyldem (i w tych samych czasach) reżyserów, które grawitowały ku nadnaturalnym, bardziej makabrycznym rewirom. Jeżeli Mario Bava, to raczej "Lisa and the Devil", a nie "The Evil Eye"; jeżeli Lucio Fulci, to bardziej "Dziecko Manhattanu" niż "One on Top of the Other"; jeżeli Joe D'Amato to "Ludożerca", nie "Death Smiles on a Murderer". Gabriel - jeden z najciekawszych horrorowych złoczyńców ostatnich lat - nosi wprawdzie charakterystyczne dla giallo czarne rękawiczki, ale jego wygląd, sposób poruszania się (gracze mogą w tych ruchach dostrzec podobieństwa do Voldo z "Soulcalibur", co ciekawe, też Włocha) czy niebotyczna liczba trupów, jakie za sobą pozostawia niewiele mają wspólnego z subtelnością czy enigmatycznością nurtu.

 

W motywacjach Gabriela można doszukiwać się symbolicznego krzyku dziecka poszkodowanego przez przemoc domową na podobnej zasadzie, na jakiej Babadook reprezentował problemy ze zdrowiem psychicznym, ale emanujący od niego gniew ma wyraźnie bardziej agresywny wydźwięk, a w niektórych scenach przybiera formę kina akcji (to przy okazji najbrutalniejszy i najbardziej krwawy obraz Wana). Pewnie więcej w tym chęci pokazania kilku spektakularnych zabójstw niż zwrócenia uwagi na społeczny problem, ale na nic innego "Wcielenie" nawet przez chwilę nie pozuje. To świetnie zrealizowany horror z rodzaju tych "klasycznych", mierzących wyłącznie we wzbudzenie kilku dreszczy, okazjonalne zszokowanie i widowiskowe pozbawianie żywotów bezimiennych postaci.

Kadr z filmu "Wcielenie".

Jeżeli należycie do tego rodzaju widzów, którzy szukają w horrorach "logiki" i pienią się za każdym razem, gdy ktoś na ekranie wchodzi do ciemnego pomieszczenia bez zapalania światła, nie będziecie zadowoleni i nie przekona was argument o celowości tych zabiegów. Wystarczy jednak przyjrzeć się pracy kamery, oddaleniom z jednoczesnymi zmianami kątów filmowania, śledzeniu bohaterki zza pleców, ujęciom nieustannie zmieniającym płaszczyzny, by nie mieć żadnych wątpliwości co do tego, że James Wan nie poszedł na łatwiznę i nie pogubił się. Włożył we "Wcielenie" całe serce, przygotował każdą scenę z dbałością o najdrobniejsze detale, bo horrory, którymi żywił się jako dziecko nadal zajmują w zbiorze jego inspiracji szczególne miejsce. Nie próbuje ich zmieniać w nowatorski sposób, próbuje pokazać, że da się pozostać blisko źródło i stworzyć coś nietuzinkowego.


Wcielenie

Tytuł oryginalny: Malignant

USA/Chiny, 2021

Atomic Monster

Reżyseria: James Wan

Obsada: Annabelle Wallis, Maddie Hasson, George Young



Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce