Dotąd wszystkie wydarzenia obserwowaliśmy z perspektywy ludzi - poznawaliśmy najpierw ich nadzieje, później rozpacz, wreszcie wolę walki i przetrwania, gdy dwa równoległe światy zaczęły się przenikać. Tym razem możemy zapoznać się z kolei z perspektywą drugiej strony, z punktem widzenia rasy kuthaal, która okazuj się technologicznie zaawansowana, a jej kultura jest niemniej zniuansowana niż nasza własna.
Trzeba doceniać scenarzystów, którzy obcych światów nie obrazują jako jednolitych monokultur. Zdecydowana większość z twórców kreuje jedną, spójną językowo, obyczajowo i wizualnie rasę zamieszkującą całą planetę, a przecież doświadczenie życia na Ziemi dobitnie pokazuje, że społeczeństwa nie kształtują się w taki sposób. Kirkman wziął to pod uwagę, wraz z rysownikiem Lorenzo De Felicim zaprojektował różnorodną architekturę, której cechą szczególną jest brak ostrych kątów; stroje zróżnicowane ze względu na pozycję zajmowaną w hierarchii i przede wszystkim podzielił kuthaal na zakony o sprzecznych interesach, koegzystujące ze sobą, ale w relacji pełnej napięcia.
Z jednej strony poznajemy frakcję pod wodzą lorda Halaaka, której schwytani ludzie potrzebni są w bliżej nieokreślonym, ale kluczowym dla przetrwania celu; z drugiej sadystyczny Dakuul pragnie jedynie zabijać. Ta dwoistość odpowiada zresztą ludzkiej stronie - niektórzy marzą o powrocie do domu, są gotowi kolaborować z wrogiem, byleby przedłużyć nadzieje, inni w bezpieczniejszych rewirach Oblivion odnaleźli spokój, jakiego w świecie ośmiogodzinnego dnia pracy, kredytów i rachunków nie potrafili zaznać. Mniej więcej przez dwie trzecie tomu akcja drepcze w miejscu, dowiadujemy się za to znacznie więcej o relacjach pomiędzy licznymi postaciami, co ma istotne znaczenie dla intensywnego finału i zrozumienia determinacji każdej z osób i każdego z kuthaal stających do walki.
W ostatnich dwóch rozdziałach, nastrój najpierw przywołuję grozę podobną do tej z "Obcego" Ridleya Scotta, kiedy członkowie misji ratunkowej krążą po wielkim, mrocznym i opustoszałym obiekcie wroga; później wyzbywa się wszelkich subtelności i uderza wielobarwnością, gęstością oraz intensywnością akcji. De Felici do tego stopnia ścieśnia postacie obydwu ras w kadrach, że niekiedy konieczne jest uważne przyjrzenie się, by zidentyfikować, czyja kończyna do kogo należy (co tyczy się zwłaszcza kuthaal, do których kształtów nasze oczy nie są przyzwyczajone), ale nie przekracza granicy, za którą ferwor walki utraciłby przejrzystość. Dba przy tym o utrzymanie stałego wektora akcji - bitwa sama w sobie nie jest celem, jest nim przedostanie się do oczekujących pomocy bliskich i wydostanie się do bezpiecznego miejsca, a związana z tym gonitwa z uciekającym czasem wzmacnia dramatyczny wydźwięk pojedynku.
Czwarty tom "Oblivion Song" należałoby uznać za pomostowy - to definitywne odejście od rozterek związanych z ryzykownym eskapizmem na rzecz wyraźnie zarysowanego konfliktu. Kirkman nie zastąpił jednak treści akcją, skierował ją jedynie na inny tor, otwierając drogę do bardziej zawiłych, niejednoznacznych relacji pomiędzy wieloma, nie tylko podzielonymi ze względu na rasy, stronami sporu. Tyle wystarczy, by ze zniecierpliwieniem wyczekiwać ciągu dalszego.
Oblivion Song
Polska, 2024
Non Stop Comics
Scenariusz: Robert Kirkman
Rysunki: Lorenzo De Felici