Tytuł tomu i początek pierwszego rozdziału to oczywiste odniesienie do Jamesa Bonda, podsumowane porównaniem Agenta Szumowiny do wysłannika Jej Królewskiej Mości ze wskazaniem na nie aż tak duże różnice pomiędzy nimi. Jeden nosi wprawdzie smoking, a drugi wygląda na fana Grateful Dead pamiętającego legendarny występ zespołu na festiwalu w Woodstock w 1969 roku, ale w obyciu z kobietami obydwaj okazują się tak samo paskudnymi kreaturami. Zdaje się, że tym właśnie Ernie ma być - symbolem szumowiny w większym lub mniejszym stopniu drzemiącej w każdym z nas.
Postępująca "szumowizacja" w przestrzeni publicznej to broń obosieczna. Z jednej strony wyidealizowane oblicze rodziny z sitcomów z lat 50. pokroju "The Dick Van Dyke Show" przestało wprowadzać całe społeczeństwo w kompleksy, a w "Świecie według Bundych" czy nawet "Simpsonach" można było przejrzeć się jak w krzywym zwierciadle; z drugiej coraz częściej na naszych liderów wybieramy nie najlepszych spośród nas, tylko najbardziej zwyczajnych, swojskich, posługujących się tak zwanym "chłopskim rozumem". Remender zobrazował to w bardzo dosłowny sposób, przenosząc swojego bohatera właśnie do połowy ubiegłego stulecia.
Skrajnie prawicowi terroryści z grupy Scorpionus w tym okresie historii Stanów Zjednoczonych Ameryki upatrują szczytowego rozkwitu kraju, więc kiedy tylko dopadają technologii umożliwiającej skoki czasowe, wracają do okresu sprzed postliberalnych milenijnych gnojków zmuszających bogu ducha winnych białych mężczyzn do rzucenia się w objęcia faszyzmu. Na pierwszym planie wszystko wygląda jak w filmach, ale kiedy tylko opuszczamy radosną, uliczną paradę, natrafiamy na to drugie oblicze lat 50. - każdy, łącznie z dzieciakami trzyma papierosa w ustach, matka karmiąca dziecko w miejscu publicznym błyskawicznie staje się obiektem seksistowskich zaczepek, wystarczy nawiązanie krótkiej rozmowy z osobą czarnoskórą, by wzbudzić zainteresowanie stróżów prawa. Jak na dobrą satyrę przystało, obydwie perspektywy są przerysowane i to w takich momentach ostatni tom "Szumowiny" sprawdza się najlepiej. Gorzej wypada wtedy, gdy Remender przedstawia program polityczny.
Zwłaszcza dwóm końcowym rozdziałom brakuje substancji, została zastąpiona przemowami i przemyśleniami autora wciśniętymi w usta postaci, do których kompletnie nie pasują. Nie jest to kwestią poglądów - dostaje się wszystkim od lewa do prawa z centrum włącznie - tylko wrażenia, że wszystkie z licznych dialogów powstały w ramach poszatkowania wcześniej napisanego felietonu i losowego przypasowania uzyskanych fragmentów dowolnym bohaterom i bohaterkom. Komentowanie rzeczywistości to element charakterystyczny w stylu pisania Remendera, ale zazwyczaj (na przykład w "Deadly Class") potrafi zrównoważyć to, co leży mu na sercu z szerszym kontekstem fabularnym i wcześniej zarysowanymi tożsamościami osób, poprzez które przemawia. Tutaj niekiedy zbyt wiele jest autora, za mało jego tworu.
Ernie Ray Clementine utracił wiarygodność nie tylko z powodu przekształcenia w awatara scenarzysty i wygłaszania poglądów jednoznacznie wskazujących na oczytanie i zainteresowanie bieżącymi sprawami, wbrew przedstawianiu go jako degenerata w ostatnim stadium degrengolady. Poza tym doskonale rozumie zasady, jakimi rządzą się media społecznościowe, a nawet zna klasykę komiksu, bo gdy zostaje wytypowany na wroga publicznego numer jeden, który ma ponownie zjednoczyć wszystkich ludzi, rzuca: Jak na końcu pieprzonych Watchmenów? W każdym polskim mieście i miasteczku można znaleźć przynajmniej jeden bar, gdzie przesiadują pobratymcy Erniego, chociaż często są kimś więcej, niż można by się spodziewać, ludźmi po przejściach, po których nie zdołali się podnieść, to nie ma najmniejszych szans, by tak klarowanie wyrażali równie złożone opinie o stanie świata w trzeciej dekadzie XXI wieku.
W rezultacie w finale Ernie potyka się o własne nogi, niewiele zostało z pierwotnego, rubasznego humoru serii, a próba udobruchania dwóch stron konfliktu ideologicznego z jednoczesnym odcięciem się od centryzmu nie podsuwa żadnego faktycznego pomysłu na rozwiązanie problemu. Może za ambicjami, by zostać "szumowinowym" mesjaszem i niespełnienia ich stałby dodatkowy, gorzki przekaz, ale ostatni zwrot akcji pozostawia tylko jedno pytanie - po co to wszystko było? Po drodze wydarzyło się wystarczająco wiele, by czas spędzony na lekturze "Szumowiny" nie uchodził za stracony, ale brak satysfakcjonującej konkluzji jest nieco rozczarowujący.
Szumowina, tom 2. Goldenbrowneye
Tytuł oryginalny: The Scumbag, Volume 3: Goldenbrowneye
Polska, 2023
Non Stop Comics
Scenariusz: Rick Remender
Rysunki: Roland Boschi