Obraz artykułu Cumgirl8: Chcemy zmian, ale nie na punkową modłę

Cumgirl8: Chcemy zmian, ale nie na punkową modłę

Członkinie Cumgirl8 poznały się na sex-czacie osiem tysięcy lat temu, w innym wszech świecie, ale w 2019 roku przeniosły się tutaj i od tego czasu nie przestają zachwycać. Właśnie opublikowały nową EP-kę ("Phantasea Pharm"), a z poniższej rozmowy dowiecie się, w jakim anime chciałyby wystąpić, co sądzą o filmie "Barbie" i czy punk rock jest dla nich ważny.

Jarosław Kowal: Dlaczego opuściłyście swój świat i zamieszkałyście w tym? Trudno sobie wyobrazić gorsze miejsce.

Veronika Vilim: Przeniosłyśmy się, bo mamy tutaj coś do powiedzenia.

Chase Lombardo: A poza tym jest tutaj całkiem zabawnie.

 

Co najbardziej się wam tutaj podoba?
VV: "Drag Race", szpice miniaturowe, kolor różowy, Sailor Moon, Zelda.

Zauważyłem, że jesteście fankami anime, a z takim stylem i wyglądem pewnie byłaby z was świetna drużyna magical girls. Gdybyście mogły stworzyć własny serial anime z Cumgirl8 jako głównymi bohaterkami, o czym by był?
VV: To pewnie byłaby historia o tym, jak tutaj przybyłyśmy. Przy okazji pierwszej EP-ki przygotowałyśmy również zin, którego tematem była ucieczka do naszego uniwersum poprzez internet i oświecenie.

CL: Żyjemy gdzieś pomiędzy tym miejscem a innym światem, a do oświecenia służy nam orgazm.

Co w takim razie powinno zostać jak najszybciej usunięte z tego świata?
CL: Hejterzy i patriarchat.

VV: Wszyscy mizoginiści.

CL: Płacenie za parkowanie.

VV: Mandaty za przekraczanie dozwolonej prędkości i czapki z płaskim daszkiem [śmiech].

CL: Nowotwory.

VV: Osoby, które noszą tylko czarne koszulki i stoją gdzieś w tle.

CL: Oni są w porządku, potrzebujemy ich.

 

Zawsze noszę czarne koszulki i stoję w tle [śmiech].
VV: W takim razie nie było tematu, możesz to wyciąć z wywiadu [śmiech].

CL: To może pozbędziemy się osób w różowych koszulkach?

VV: Mielibyśmy pozbyć się różowych koszulek z tego świata?

CL: W naszym anime trwa fascynująca wojna pomiędzy czarnymi koszulkami a różowymi koszulkami.

VV: Ale nie chcemy żadnych hejterów, ostatecznie pragniemy być razem i żyć w zgodzie - czarne i różowe koszulki.

Jesteście w internecie porównywane do filmu "Barbie" - widziałyście go? Myślicie, że faktycznie ma moc, by doprowadzić do zmian i pokazać nie tylko kobietom, ale również mężczyznom, że patriarchat krzywdzi nas wszystkich?
VV: Widziałam film i bardzo się cieszę, że tak wiele osób poszło go obejrzeć do kin. Myślę, że w wielu momentach pokazuje, jak można odnaleźć wewnętrzny spokój dla siebie samej; pokazuje, że doskonałość nie jest ważna i właściwie w ogóle czegoś takiego jak doskonałość nie ma... Oczywiście poza Cumgirl8 [śmiech]. Jest w "Barbie" wiele o tym, że wszyscy jesteśmy sobie równi, że wszyscy przechodzimy w życiu przez różnego rodzaju próby i cierpienia, staramy się przepracowywać je i żyć dalej.

 

CL: W pewnym momencie pojawił się bardzo ciekawy wykres, na którym widać, ilu mieszkańców i ile mieszkanek których stanów poszło na "Barbie", a ile osób wybrało "Oppenheimera" i okazało się, że te południowe, republikańskie, bardziej konserwatywne regiony przyniosły "Barbie" największe dochody. To bardzo dobrze, nawet jeżeli przyczyną jest podstęp, bo przecież żyje w tych stanach mnóstwo osób głosujących przeciwko prawom kobiet, są zwolennikami cięć w finansowaniu Planned Parenthood [amerykańska organizacja non-profit działająca na rzecz praw reprodukcyjnych], często propagują bigoterię i tak dalej. Fajnie, że poszli do kin na "Barbie", nawet jeżeli nie mieli pojęcia, z czym faktycznie przyjdzie się im zmierzyć.

VV: Dokładnie, kampania marketingowa nie do końca zdradzała, jakiego rodzaju będzie to film.


CL: To było naprawdę niesamowite zagranie i w bardzo podobny sposób próbujemy radzić sobie z nienawiścią wymierzoną w nasz zespół - podchodzimy do tego ze sprytem i otwartością, a nawet z sympatią. Nikogo nie chcemy alienować i myślę, że "Barbie" też nie wywołuje poczucia wyalienowania. Raczej podaje na talerzu różnego rodzaju różnice pomiędzy nami i sprawia, że są urocze i zabawne.

VV: Przekaz filmu został wyartykułowany takim językiem, jaki bardzo wiele osób może bez trudu zrozumieć. To było jak pokazywanie, że wszyscy robimy w naszych życiach mniej więcej to samo i nikt z nas nie jest ideałem, w czym nie ma niczego złego, a kiedy pracujemy nad sobą czy nad naszym otoczeniem, możemy dodatkowo poprawić sytuację wokół nas.

 

Często powraca argument, że skoro ktoś jest znany na jednym polu działalności - na przykład jako artystka - nie powinien mieszać się w politykę. Cicciolina, której dedykowałyście pierwszy singiel z nowej EP-ki, jest jednak świetnym przykładem tego, jak to pierwotne pole działalności może przyciągać uwagę do ważnych kwestii społecznych - w jej przypadku była to kariera w filmach porno i aktywizm na rzecz praw człowieka.
VV: Cicciolina korzystała z każdego dostępnego środka, by doprowadzić do zmian na rzecz spokojniejszego, bardziej kochającego świata. Uznajemy ją za Cumgirl numer jeden. Miała wiele do powiedzenia i nie bała się używać w tym celu statusu, jakiego się dorobiła.

CL: Popkultura w idealny sposób umożliwia przekazywanie informacji o tym, jaki świat chciałybyśmy widzieć. Łatwiej jest dotrzeć do ludzi w bardziej rozrywkowy sposób niż pouczać, co powinno się robić, jak powinno się traktować innych i tak dalej. Trzeba ubrać przekaz w coś, co będzie przyciągać i bawić, bo inaczej nikt tak naprawdę nie będzie słuchał tego, co masz do powiedzenia.

VV: Podobnie jak w przypadku filmu "Barbie", warto znaleźć sposób, by poruszać tematy związane z polityką tak, żeby inni chcieli słuchać.

Dziwne jest jednak to, że pokazywanie przemocy w popkulturze nie robi już na nikim większego wrażenia, ale jeżeli chodzi o seks za obopólna zgodą, obowiązuje bezwzględny zakaz. Łatwiej jest oglądać zabijających się ludzi niż kochających się.
CL: Ludzie nienawidzą kobiet! Nadal pozostaje wiele do zmieniania w kulturze, wiele do przepracowania, by to w końcu wytępić. Na kobiece ciała wciąż spogląda się z osądzającej perspektywy i na tej podstawie decyduje się, czy ktoś będzie miał mniej praw albo szacunku od innych. Wszystko sprowadza się do moralizowania i do wartościowania z bardzo antyludzkiego punktu widzenia. Z drugiej strony świat pełen przemocy jest idealnym miejscem dla rozkwitu patriarchatu. Nie mógłby istnieć w pokojowych warunkach, nie mógłby istnieć, gdyby kobiety cieszyły się życiem, swoją seksualnością, zaspakajaniem potrzeb swojego ciała w zgodzie z tym, co czują, zamiast wymuszania czegoś na nas.

VV: Seks i miłość powinny być zdecydowanie bardziej znormalizowane, stoją za nimi zdecydowanie przyjemniejsze odczucia od tych wywoływanych przez nienawiść i przemoc. Coś tak bardzo pokojowego i radosnego powinno stać znacznie wyżej w hierarchii.

 

Wygląda na to, że czujecie się po prostu wolne do podejmowania każdego działania, jakie przyjdzie wam do głów, ale jestem pewien, że wielu mężczyzn odczyta wasze intencje na opak, jako zaproszenie do robienia z wami, co przyjdzie im do głów. Często spotykacie się z tego rodzaju zacofanym, seksistowskim myśleniem?
VV: Nigdy w bezpośrednim kontakcie. W internecie ludzie mają poczucie anonimowości i bezkarności. Wypisują różne rzeczy, nie wiedząc, kim jesteśmy i za czym się opowiadamy, ale podczas koncertów nigdy nie doszło do sytuacji, w której ktoś próbowałby konfrontować się z nami. Uważam, że kiedy już przyjdzie się i sprawdzi, do czego dążymy, szybko odkryje się, że mamy wystarczająco dużo sił, by zmierzyć się z każdą krytyką, więc zaczepianie nas skończyłoby się ośmieszeniem.

CL: Co ciekawe, zauważyłyśmy, że funkcjonują w branży - choć na szczęście to się zmienia - kobiety, które nie rozumieją, po co to wszystko robimy, ale nie mamy z tym problemu. To po prostu pokazuje, jak wiele jest jeszcze przed nami pracy. Zaczęłyśmy cztery lata temu, dzisiaj coraz mniej osób ma problem z wymówieniem naszej nazwy, coraz mniej jest zaskoczonych, pojawiamy się na plakatach koncertowych - stało się to czymś zwyczajnym, nieustannie idziemy naprzód.

Muzyka może być nośnikiem zmian? Podejrzewam, że kiedy ktoś przychodzi na koncert Cumgirl8, ma już otwarty umysł, ale czy da się dotrzeć do bardziej przypadkowej publiki i zasiać w niej nieco inne spojrzenie na świat?
CL: Seks sam się sprzedaje, wszyscy chcą przyjść i zobaczyć, co robimy [śmiech].

VV: Nawet jeżeli tylko jedna osoba po zobaczeniu nas i zrozumieniu, o co nam chodzi spojrzy na świat inaczej, będzie to znak, że dobrze się spisałyśmy. To się nie musi wydarzyć dzisiaj, to może się wydarzyć nawet po naszej śmierci, ale im więcej będziemy o tym mówić, tym prawdopodobieństwo bardziej wzrośnie. Chociażby Cicciolina jest w dzisiejszej kulturze znacznie bardziej rozpoznawalna za sprawą internetu. Nie wiemy, dokąd przyszłość zaprowadzi ten wszech świat, ale może za dwadzieścia-trzydzieści lat znajdziemy się w podobnej sytuacji.

 

Wielu artystów i wiele artystek przybiera sceniczne osobowości odmienne od tego, kim są na co dzień. Przed publicznością jesteście inne niż poza sceną?
CL: Niestety nie, jesteśmy dokładnie takie same [śmiech]. Dlatego musimy to wszystko robić - istnieje niewiele innych miejsc, do których pasujemy [śmiech].

Macie własną markę modową, drukujecie swojego zina - aspekt wizualny waszej działalności wydaje się tak samo istotny, jak muzyka.
VV: Zdecydowanie tak. Przenosimy nasz wszech świat do tego wszech świata w całości, a to oznacza, że wszystko, co wiąże się ze wzrokiem jest tak samo ważne i dzięki temu łatwiej jest żyć w naszym świecie, pozostając jednocześnie w tym [śmiech].

Powiedzmy, że doszłoby do strasznego wypadku i musiałybyście wybrać pomiędzy utratą słuchu a utratą wzroku - jaką podjęłybyście decyzję?
VV: To okropne.

CL: Znam osobę, która jest niewidoma i radzi sobie z tym niesamowicie, nikt by nawet nie zauważył, że nie widzi. Ma jakąś dziwną supermoc. Wybrałabym utratę wzroku.

VV: Ja wybrałabym jednak utratę słuchu, a nie wzroku.

CL: Dalej mogłybyśmy wtedy coś razem robić - uzupełniałybyśmy się.

Pierwszy singiel wydałyście w grudniu 2019 roku, kolejny w kwietniu 2020, czyli już po rozpoczęciu pandemii. Z tego przez długi okres komunikowałyście się z publicznością wyłącznie poprzez internet, a to może być złudne. Kiedy koncerty znowu stały się możliwe, obawiałyście się, czy faktycznie ktoś na nie przyjdzie?

CL: Nie, nie miałybyśmy z tym problemu, gdyby nikt nie przyszedł [śmiech].

VV: Zagrałybyśmy nawet do pustej sali - potrzebujemy wyrażać siebie w każdy możliwy sposób. Oczywiście uwielbiamy, kiedy inni do nas dołączają i spędzają z nami ten czas, ale nie potrzebujemy imprezy, żeby imprezować - my jesteśmy imprezą.

CL: Jeżeli ktoś ma ochotę przyjść, zapraszamy, ale nikogo tak naprawdę nie potrzebujemy [śmiech].

 

Publiczność ma wpływ na sposób, w jaki występujecie, czy robicie to samo niezależnie od reakcji i liczby sprzedanych biletów?
VV: Czujemy się dobrze, kiedy inni czują się dobrze.

CL: Ale jesteśmy znane z tego, ze potrafimy dać się ponieść szaleństwu w obecności nawet zaledwie trzech osób pod sceną. Na pewno wolimy grać dla większej publiczności, ale zawsze dajemy z siebie wszystko. Dopiero co byłyśmy w Kanadzie i w jednym z miast wszyscy byli ospali - może dlatego, że grałyśmy dosyć późno - co na pewno daje mniej energii niż wtedy, gdy wszyscy skaczą i tańczą, ale cokolwiek by się nie działo, zawsze idziemy na całość.

Często jesteście określane jako zespół punkowy, ale czy punk cokolwiek dla was znaczy? Dzisiaj, kiedy John Lydon wspiera Donalda Trumpa, a koszulki Ramones można kupić w każdej sieciówce, znacznie tego słowa znacznie się zdewaluowało.
VV: Nie lubimy określać naszej muzyki jako punk. Nie jesteśmy punkówami. Nie czujemy nienawiści do nikogo, poza osobami, które nienawidzą innych. Staramy się raczej uświadamiać, a nie walczyć. Nie próbujemy się przeciwko niczemu buntować, pokazujemy, jakie są nasze cele i przekonania, pokazujemy, co według nas nie sprawdza się w tym świecie. Chcemy zmian, ale wprowadzonych nie na punkową modłę.
 

CL: Nie szukamy żadnego określenia, które definiowałoby nasze działania. Mamy świadomość, że alienowanie ludzi i wykluczanie ich kompletnie nie działa, lepiej sprawdza się zajęcie miejsca obok i proponowanie podjęcia próby zmienienia czegoś. Chcemy być otwarte, zapraszać do wspólnych działań - jest w tym więcej empatii niż agresji. Poza tym w punk rocku jest tak wielu purystów, a jego historia jet tak długa... Gdyby to miał być punk rock, to pewnie post-post-post-punk, bo brzmienie całkowicie się przecież zmieniło. Myślę, że wiele osób określa nas jako punkowy zespół, bo myślą, że nie potrafimy grać na instrumentach, co nie jest prawdą - jesteśmy świetne. Ale uwielbiamy punkowe zespoły - niemalże oberwałyśmy w głowy basem od Misfits podczas Riot Fest i było świetnie. Ta muzyka wciąż może wiele wnosić, po prostu niewiele ma wspólnego z tym, co my robimy.

 


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce