Barbara Skrodzka: W maju ukaże się rozszerzona wersja „Magpie”, waszego nowego albumu i najbardziej wszechstronnego z dotychczasowych. Czego nauczyliście się podczas jego tworzenia?
Neil Smith: Praca nad tym albumem była dla nas dobrą lekcją. Dwa lata temu mieliśmy zarezerwowany czas w studiu, ale weszliśmy w proces nagrywania bez odpowiedniego przygotowania. Planowaliśmy dokończyć poszczególne piosenki na miejscu. Miałem napisane różne fragmenty i szkice, nad którymi wcześniej nie pracowaliśmy. W przeszłości udawało się nam w taki sposób stworzyć kilka dobrych piosenek, na przykład „Shampoo Bottles”, która powstała trochę od niechcenia. Inną piosenką napisaną całkowicie w studiu, którą naprawdę kochamy jest „Everything About You”. Chcieliśmy nagrać cały album w podobny sposób, ale nie wyszło. Musieliśmy wstrzymać się na sześć miesięcy, wrócić do domu, dokończyć kilka piosenek i dopiero później wróciliśmy do studia. To doświadczenie pokazało nam, że jesteśmy bardziej produktywni, kiedy dobrze się przygotujemy, co uznaję za dobrą lekcję życiową.
Jakie tematy, są tobie najbliższe? Które lubisz poruszać w swojej twórczości?
Na „Magpie” pojawia się wiele tematów, które podejmowaliśmy na poprzednich albumach, na przykład piosenki o miłości. Mam tendencję do pisania piosenek o rozstaniach albo zakochaniu. Eksploruję też kilka nowych obszarów, dotyczących wchodzenia w etap dorosłości i pozostawienia za sobą części mojej młodości. Czasu, kiedy byłem dość pobożnym chrześcijaninem. Utwór „St. Mark's Funny Feeling” jest poniekąd abstrakcyjny. Jeżeli spojrzysz na tekst, może nie wydawać się oczywisty, ale właśnie o tym jest ta piosenka.
Który z utworów uważasz za najważniejszy?
Prawdopodobnie „Did You Love Somebody”. To był ostatni utwór, jaki napisałem na album. Mieliśmy już dziesięć utworów, a chcieliśmy, żeby było ich jedenaście. Wyjechaliśmy na przerwę świąteczną i w ciągu dwóch tygodni udało mi się go skomponować. Jest dla mnie ważny, bo opowiada o niepewności, którą odczuwa się w związku. Czasami miewałem tendencję do porównywania siebie z poprzednimi partnerami dziewczyn, z którymi byłem w relacjach i zastanawiania się, czy jestem lepszy. A także zastanawiania się, czy nasza miłość jest w jakiś sposób wyjątkowa. To pod względem emocjonalnym ważna dla mnie piosenka, a poza tym naprawdę ją lubię i uważam, że ma ponadczasową melodię. Niektóre z naszych utworów żyją w określonym czasie lub miejscu, ale mam wrażenie, że ten mógł równie dobrze zostać napisany pięćdziesiąt lat temu albo mógłby powstać za pięćdziesiąt lat i nadal byłby przejmujący.
Upływa czasu działa na korzyść waszego zespołu?
Myślę, że tak. Odkąd założyliśmy zespół, dostaliśmy wiele życiowych lekcji, z których sporo się nauczyliśmy. Razem dorastaliśmy jako dwudziestolatkowie i razem zaczęliśmy stawać się dorosłymi osobami. Kiedy poświęca się zespołowi tak wiele czasu i pracuje z tymi samymi osobami, siłą rzeczy więzi się zaciskają. Poznajemy siebie lepiej, uczymy się sposobów komunikacji i współpracy. Nasza współpraca stała się znacznie silniejsza na przestrzeni lat, podobnie jak nasza przyjaźń. Nie zmarnowaliśmy czasu na żywienie do siebie uraz. Jeżeli pojawiają się jakieś niejasne tematy, to stawiamy im czoła i rozmawiamy.
Jak bardzo zmieniliście się jako ludzie przez te dziesięć lat?
Bardzo. Zaczynaliśmy jako mieszkający razem dwudziestolatkowie. Licząc także innych przyjaciół, było nas razem osiem, może dziesięć osób. W weekendy imprezowaliśmy, organizowaliśmy występy na naszym podwórku, a potem jeździliśmy we czterech na koncerty naszym vanem. Teraz kilku z nas jest już żonatych. Ja żenię się tego lata. Nie spędzamy ze sobą tak wiele czasu jak kiedyś, ale nadal jesteśmy naprawdę bliskimi przyjaciółmi. Zdecydowanie dojrzeliśmy i staliśmy się dorośli, zostawiając za sobą najbardziej imprezowy okres naszego życia.
.jpg)
Spoglądasz w przeszłość z nostalgią?
Tak, patrzę na naszą przeszłość bardzo nostalgicznie. To zabawne, bo zawsze spogląda się na minione lata jak na „stare, dobre czasy”, ale teraz też są przecież „stare, dobre czasy”. Za dziesięć lat będę patrzył na 2025 rok przez ten sam pryzmat. Dlatego staram się nie rozwodzić za bardzo nad tym, co było. Zakładanie pierwszego zespołu, młodzieńcza naiwność, podróżowanie po całym świecie w furgonetce – to było naprawdę wyjątkowe. Niewiele osób może tego doświadczyć, ale nie można cały czas tym żyć.
Kiedy słuchasz dzisiaj starszych nagrań, masz poczucie, że chciałbyś coś w nich zmienić?
Czasami tak, ale przed wydaniem, album zawsze długo żyje w moim telefonie. Przesłuchuję go wielokrotnie. Mam obsesję na punkcie piosenek. Lubię ich słuchać, zanim zostaną opublikowane. Kiedy jednak zostają wydane i każdy może je usłyszeć, więcej do nich nie wracam. Czy któryś z tych utworów zrobiłbym inaczej? Może gdybym posłuchał ich teraz, wpadłbym na jakieś pomysły, ale nie zaprzątam sobie tym głowy.
Sporo podróżujecie po świecie, zdarza się, że masz ochotę zostać w jakimś miejscu na dłużej?
Chciałbym zostać dłużej w każdym kraju, który odwiedzamy w Europie i w niektórych miejscach w Wielkiej Brytanii. Często mówię do reszty zespołu: O mój Boże, chcę się tutaj przeprowadzić i powtarzam to tak często, że zawsze się ze mnie śmieją. Ostatnio byliśmy w Paryżu przez trzy dni, mieliśmy trochę wolnego czasu i naprawdę polubiłem to miasto. Myślę, że fajnie byłoby zostać trochę dłużej w Europie. Tutejszy styl życia jest zupełnie inny od tego, co mamy w Kanadzie. Uwielbiam mieszkać w Kanadzie, zwłaszcza dlatego, że mam tam rodzinę i przyjaciół, ale jest coś naprawdę wyjątkowego w odległej historii, na którą można natrafić na każdym kroku w europejskich miastach. Do tego kultura chodzenia do restauracji i spędzania czasu z przyjaciółmi, w parkach, na ulicach, barach czy kawiarniach to po prostu nie to samo, co w domu. Uwielbiam spędzać czas w Europie.
Co uważasz za punkt zwrotny w waszej muzycznej karierze?
Najbardziej utkwił mi w pamięci czas, kiedy byliśmy po prostu lokalnym zespołem z Vancouver grającym koncerty w całym mieście. Mieliśmy już kilku fanów, ale nadal niewielu, a później nagle wiele osób z innych państw zaczęło obserwować nasze konta w mediach społecznościowych. Pomyślałem, że może nasze konta zostały zhakowane i że to boty, ale okazało się, że na kanale TheLazyLazyMe na YouTubie umieszczono playlistę, na której znajdowała się nasza piosenka. Nigdy nie poznałem osoby, która prowadzi ten kanał, ale była to chyba dziewczyna z Filipin i miała wielu obserwujących. Zdobyliśmy miliony wyświetleń, a dzięki temu, byliśmy w stanie wyruszyć w trasę. Na koncerty zaczęły przychodzić osoby, które naprawdę chciały nas zobaczyć, a nie – jak wcześniej – głównie przypadkowe.
Zdarzały się momenty, kiedy reakcje fanów i popularność zespołu były dla was oszołamiające?
Byliśmy oszołomieni reakcjami publiczności, kiedy graliśmy w klubach na dwieście-trzysta osób i udawało się je wyprzedawać. Już wtedy byłem nieco przytłoczony zainteresowaniem. To po prostu dziwne uczucie, kiedy przechodzisz z poziomu nieznanego zespołu, na który nikt nie zwraca uwagi do poziomu skupiania na sobie uwagi tak wielu osób. Czasami może to być trochę przerażające. Później też zdarzały się takie momenty, na przykład nasz pierwszy występ na festiwalu Bonnaroo w Nashville. To naprawdę duży festiwal. Byliśmy przekonani, że trafiła się nam kiepska pora, bo graliśmy we środę o godzinie 15.00, byliśmy pierwszym zespołem występującym tego dnia. Pomyśleliśmy: Szkoda, że nikt nie przyjdzie na nasz występ, ale w tym czasie nie odbywały się żadne inne koncerty i okazało się, że wszyscy chcieli zobaczyć jakikolwiek zespół. Przyszedł tłum ludzi, czego kompletnie się nie spodziewaliśmy i był to chyba pierwszy raz, kiedy naprawdę czuliśmy się tak, jakbyśmy spełniali marzenia o zostaniu gwiazdami rocka. Podobne momenty wciąż się zdarzają i choć od tamtego czasu minęło wiele lat, to kiedy wychodzimy na scenę, czujemy się prawie tak, jakbyśmy znowu mieli szesnaście lat i nie możemy uwierzyć, że jesteś właśnie tu i teraz.
fot. Mackenzie Walker