Barbara Skrodzka: Kiedy powiedziałam przyjaciółce, że idę na koncert Dressed Like Boys, zapytała, czy zespół składa się z samych dziewczyn, które ubrane są jak mężczyźni.
Jelle Denturck: Długo zastanawiałem się, jak nazwać ten projekt. Nie chciałem sygnować go własnym imieniem i nazwiskiem, wolałem nazwę, za którą mogłem się ukryć. Wybrałem taką, którą jest częścią tekstu jednego z utworów. Opowiada o zamieszkach w klubie The Stonewall Inn pod koniec lat 60. W tamtym czasie ten gejowski bar uchodził za jedyną bezpieczną przystanią dla osób queer, mimo że policja robiła naloty w każdy weekend i zamykała w aresztach osoby trans i drag queens. Pewnego razu po jednym z takich zajść społeczność powiedziała: Nie możemy tego dłużej znosić. Zamierzamy protestować. Protest trwał siedemdziesiąt dwie godziny, w trakcie dołączały kolejne osoby.
To wydarzenie jest dzisiaj uznawane za punkt zwrotny dla emancypacji osób queer w Ameryce. Brały w nim udział osoby, które później zaprojektowały flagę Pride. Czytałem artykuł na ten temat w The New Yorkerze. Przytoczono w nim kilka świadectw ludzi, którzy byli tej ostatniej nocy w klubie. Jedna powiedziała: Jestem mężczyzną, ale w weekend mogłem wreszcie ubrać się jak ja, czyli jak kobieta. Niestety po weekendzie musiał znów zachowywać się poprawnie i dopasować się do oczekiwań społeczeństwa, więc odpinał sztuczne piersi i ubierał się tak, jak ubierają się chłopcy. Stąd wzięła się nazwa zespołu.
Z pewnością spotkało cię wiele nieprzyjemnych sytuacji wynikających z twojej orientacji - znajdują odzwierciedlenie w twojej muzyce?
Zanim zacząłem własny projekt, grałem w zespole Dirk. To był rock, robiliśmy dużo hałasu - uwielbiałem to. Ale jakaś część mnie nie odnajdywała ujścia w tej formie. Zrobiłem sobie przerwę, chciałem spojrzeć na siebie jak w lustrzanym odbiciu. Zadawałem sobie pytania: Kim jest ta osoba? Kim chcę być i czego mi brakuje? Pod ich wpływem zacząłem pisać piosenki, które złożyły się na album, a sam projekt zyskał nazwę Dressed Like Boys. Myślę, że płyta jest swego rodzaju autoportretem osoby, którą byłem w tamtym momencie mojego życia.
Staram się pokazać siebie za pośrednictwem tekstów piosenek. Oczywiście pojawia się w nich wiele osobistych historii i wiele z nich to sprawy związane z orientacją, bo niestety nawet w Belgii nie zawsze łatwo jest być gejem. Jeden z utworów opisuje wieczór, kiedy po prostu szedłem z moim chłopakiem za rękę, a ludzie zaczęli nas nękać, wyzywać i popychać, co przerodziło się w bójkę. Musieliśmy uciekać. To są wydarzenia, z którymi często nie wiem, co zrobić, a potem próbuję przeobrazić je w piosenki, żeby jakoś sobie z nimi poradzić. To coś w rodzaju terapii. Dlatego to naprawdę osobista płyta.
To przypomina mi historię Peta Restricka, niegdyś wokalisty Stereo Honey, który także nie czuł się dobrze w zespole i szukał lepszego środka wyrazu, więc zaczął działać solo. Czego dowiedziałeś się o sobie, dzięki tym refleksjom?
Kiedy zaczynasz pisać o sobie, poznajesz siebie. Dla mnie był to proces uzdrawiania i godzenia się z tym, kim jestem. Zaakceptowania siebie i znalezienia sposobu na pokochanie osoby, którą jestem i którą chcę być. Dzięki temu odkryłem, że jestem mięczakiem [śmiech]. Tworzyłem muzykę rockową i grałem dla tysięcy ludzi, to było niesamowite. Ale kiedy zacząłem pisać osobiste piosenki, zdałem sobie sprawę z tego, że już dawno temu przestałem słuchać muzyki rockowej. Słucham Davida Bowiego, Perfume Genius, Antony and the Johnsons, artystów, którzy piszą naprawdę osobiste piosenki. Czułem, że mogę się z nimi utożsamić. To było dla mnie duże odkrycie. Czuję się tak, jakbym odnalazł siebie, chociaż byłem tam przez cały czas, ale w pewnym momencie po drodze trochę się zgubiłem. Teraz znów się odnalazłem.
Podejrzewam, że twoja szczerość często zostaje odzwierciedlona w reakcjach publiczności. Z jakimi sytuacjami się spotykasz?
Nigdy wcześniej nie spotkałem się z tak entuzjastycznymi reakcjami. Dzięki temu, że ten materiał jest tak bardzo osobisty, porusza inne osoby. Dostaję mnóstwo wiadomości, ludzie podchodzą do mnie po koncertach i wpadają mi w ramiona, zaczynają płakać. Te spotkania są naprawdę emocjonalne. Staram się być szczery wobec publiczności, a ona to docenia, wiele osób podchodzi do mnie i mówi, że to, co zrobiłem jest odważne i stanowi dla nich inspirację. Takie spotkania to także nowa forma inspiracji dla mnie - niektórzy polecają mi nowe książki albo muzykę, której zaczynam dzięki nim słuchać. To miłe i działa w obydwie strony.
Jak myślisz, co będzie dla ciebie i dla zespołu największym wyzwaniem?
Myślę, że pozostanie szczerym, bo kiedy przychodzi sukces, pojawia się razem z nim pułapka, przez którą można stracić z oczu to, co naprawdę próbuje się zrobić. Nie chcę w nią wpaść. Chcę po prostu cieszyć się tworzeniem muzyki, którą kocham i do której jestem przekonany. Mam wrażenie, że jestem teraz na właściwej ścieżce, więc po prostu idę dalej, choć czasami jest to przerażające. Ufam swojemu instynktowi, wiem kim chcę być, ale nie wiem, gdzie mnie to zaprowadzi.
Czasami wyzwania przestają być straszne, kiedy w końcu zaczynamy się z nimi mierzyć. Wiele można się po drodze nauczyć, a kiedy spojrzysz na przebytą drogę, zobaczysz, że to, co wydawało się nieosiągalne jest w zasięgu ręki.
Dokładnie. Wszystko dlatego, że zrobiłeś jedną rzecz dobrze i po prostu szedłeś dalej. Wiem, że w życiu każdego z nas jest wiele strachu. Przez to, że mamy tak dobrze rozwinięte mózgi, możemy wyobrazić sobie naszą przyszłość, a wiele z tych wyobrażeń kończy się źle. Tak jak powiedziałeś, jeśli po prostu zaczniesz działać i zrozumiesz, gdzie chcesz dotrzeć, zdasz sobie sprawę, że nie powinieneś się bać. Po prostu idź dalej. To wszystko, co musisz zrobić.
fot. Sieme Hermans