Iron Maiden - "Killers"
Co to jest? - pomyślałem, przetrząsając kosz z przecenami w lokalnym kiosku. Wykrzywione rysy maskotki zespołu, Eddiego, koszula trzymana przez ofiarę bez twarzy i topór ociekający krwią. Prawdopodobnie to nie jest coś, o co zwykły sześciolatek poprosiłby babcię, ale jak każda szanująca się babcia, natychmiast, bez chwili wahania, zgodziła się kupić płytę.
Od otwierającego riffu instrumentalnego "Ides of March" wciągnęło mnie. Neo-punkowy, dumny pochód Di'Anno był wyraźnie widoczny, mistrzowska gra gitar i ukłon w kierunku prog rocka oraz klasyki. Nie tylko odkryłem wtedy heavy metalu, to były również perliste wrota rozpoczynające podróż w głąb muzyki, za co zawsze będę wdzięczny. Dzięki babciu.
Fugees - "The Score"
Kiedy dorastałem na przedmieściach szarej Anglii lat 80., znajdującej się w dużej mierze na niskim poziomie kulturowym, potencjalnie wszystko mogło mnie zaskoczyć. Do hip-hopu wszedłem głównie za sprawą fascynacji przekleństwami i tajemniczym językiem, ale ten album naprawdę otworzył mi oczy. Zbiorowa dynamika wszystkich MC, błyskotliwy, sprytny i powoli sączący się styl; bity dryfujące pomiędzy abstrakcją a smutkiem, ze wszystkim od kwartetów fryzjerskich po reggae po drodze. "The Score" przetrwało próbę czasu, pozostaje jednym z moich ulubionych albumów.
Network Nick: Kiedy raper zainspirowany Iron Maiden sięga po syntezator... (Q&A)
Jai Paul - "Leak 04-13 (Bait Ones)"
Powiedzieć, że ten album pojawił się to znikąd, to za mało. Ten zbiór utworów "wyciekł" i rozprzestrzenił się jak pożar bez żadnej zapowiedzi, przejął internet szybciej od biustu Kim Kardashian. Wciąż pamiętam gęsią skórkę, która towarzyszyła pierwszemu wsłuchaniu się w dudniący bas "Jasmine". To album idealny pod każdym względem i tak tajemniczy, jak dzień, w którym został udostępniony.
Glassjaw - "Worship and Tribute"
Moje najpiękniejsze wspomnienie z gwałtownie rosnącej popularności emo z początku XXI wieku. Z wyjątkiem jednej piosenki, ten album jest arcydziełem. Zdołał połączyć brutalność z pięknem, zawiera moją ulubioną kombinację ciężkiej muzyki z wspinającym się do wysokich rejestrów wokalem.
Głos Daryla Palumbo aż drży od reverbu, jest przesiąknięty delay'em alternatywnego rock i pulsującymi emocjami hardcore'a znanymi z wcześniejszych wydawnictw, ale ten album sprawił, że zdecydowanie urośli w moich oczach. Glassjaw było nieoczywistym zespołem w stajni Roadrunner i tak naprawdę nie sprostali oczekiwaniom na kolejnym albumie, ale ten na zawsze pozostanie jednym z najlepszych.
Madvillain - "Madvillainy"
Kiedy zderzają się dwie planety, jest to albo początek czegoś wielkiego, albo przedwczesny koniec. Historia duetu Madlib i MF Doom okazała się równie wybuchowa, co ich debiut, który mierzył się z tak wieloma wyzwaniami, że aż trudno uwierzyć w jego powstanie, a co więcej - w to, że stał się prawdopodobnie najwspanialszym albumem hip-hopowym w historii.
Obydwaj są równie wspaniali, zasługują na miano niewątpliwych mistrzów swojego rzemiosła. Boxy z winylami Madlib są otaczane większą czcią niż zaginione antyki ze starożytnego Egiptu i prawdopodobnie dwa razy cenniejsze. Teksty Dooma są jak eksperyment myślowy Schrödingera - potrafią być jednocześnie wyjątkowo proste i bardzo złożone. Jeśli dotąd tego albumu nie słyszeliście, natychmiast to zmieńcie. Niech największy autor tekstów wszechczasów spoczywa w pokoju, nikt go nigdy nie skopiuje, nigdy go nigdy nie doścignie.