Klimat lasu: Type O Negative - "October Rust"
Tym zespołem i albumem zaraził mnie Paweł Smakulski, który obok Marcina Borsa współprodukował album "Runostany" [premiera 25 lutego]. Mimo że moja twórczość jest daleka od metalu, a na mojej płycie nie znajdziecie klimatów typu doom czy goth, to uważam, że nie ma chyba lepszej płyty, która w stu procentach oddawałaby swoim klimatem leśne stany. Dźwięki i klimat na "October Rust" sprawiają, że niemal czuje się zapach tajemniczego, chłodnego leśnego poranka. Można go oczywiście kochać lub nienawidzić. Jest w tym albumie coś nieopisanego, jakaś magia, tęsknota, która ze mną rezonuje... Coś, co sprawia, że można przenieść się na chwilę gdzieś indziej. To bardzo inspirujące.
Melodie piękne: Nothing But Thieves - "Broken Machine"
Na ten zespół natknęłam się stosunkowo niedawno. To był jeden z tych momentów, kiedy wszystko ci się nudzi i nic nowego się nie podoba. Kiedy usłyszałam jakiś numer Nothing But Thieves - to był, zdaje się, "Particles" - pomyślałam, że panowie właśnie przebili się przez mój mur muzycznego malkontenta [śmiech]. Rzadko spotyka się zespoły, które mają tak potężnie dobre, inspirujące melodie. Melodie, których słucha się lekko i które nie trącą banałem, są pięknie skrojone i zaśpiewane z odpowiednią dawką emocji. Do tego cudowne aranże i błyskotliwe produkcje. Poza tym sam głos Conora Masona mnie po prostu powala... Lubię ten zespół, mam ich koszulkę i jak ktoś mnie pyta, co lubisz, to mówię, że Nothing But Thieves [śmiech].
Pierwsza taka poezja: Coma - "Pierwsze wyjście z mroku"
Z muzyką z gatunku "poezja śpiewana" miałam kontakt praktycznie od dziecka. Pierwsze sukcesy wokalne pamięcią łączę z konkursami poezji śpiewanej. Byłam laureatką ogólnopolskich konkursów, lokalnych... chyba wszystkich, jakie w czasach mojej młodości dawały możliwość sprawdzenia się. Pamiętam, że w pewnym momencie wykonywałam utwory pana Wojciecha Młynarskiego z muzyką mojego nauczyciela, Mariusza Mojsiuka. To była dla mnie pierwsza motywacja, by zacząć tworzyć własną muzykę. Tak też gdzieś mniej więcej w czasach mojej pierwszej młodości wyobrażałam sobie romans poezji śpiewanej z - nazwijmy to - muzyką popularną/rozrywkową. Kiedy ukazał się album zespołu Coma - może nie jakoś zabójczo brzmiący czy pionierski pod kątem muzycznym (chociaż ze specyficzną dla siebie, grunge'ową prawdą) - właśnie tak w tamtym momencie wyobrażałam sobie romans poezji z muzyką, jakiej w tamtym czasie słuchaliśmy. Słowo dobrego pióra w opakowaniu - nazwijmy to - "nostalgicznego post-grunge'u". W tamtym momencie to było "coś"! Myślę, że jakiś element właśnie tego "czegoś" został w moim sercu do dziś. Lubię wracać do tej płyty.
Język-muzyka: Radiohead - "A Moon Shaped Pool"
Po całości kocham Thoma Yorke'a za jego wrażliwość, subtelność, za podawanie w muzyce skomplikowanych spraw w romantyczny sposób. Ostatnio odświeżam sobie właśnie ten album - to taka płyta, której nie wspominam melodiami czy konkretnymi słowami, a bardziej ilustracjami muzycznymi... obrazami w głowie. Ten zespół przeszedł niesamowitą drogę i mam poczucie, że dojrzewałam wraz z nimi. Uwielbiam projekty, które cechuje rozwój i jakoś jest mi niezmiernie blisko do ich twórczości... Może dlatego, że sama czuję, jak coś zmienia się we mnie i jak nieustannie wpadam w nowe estetyki muzyczne. Do aranżacji podchodzą w pejzażowy sposób - to nie są po prostu zagrania gitarą, basem i perkusją. Zawsze tworzą pewnego rodzaju ilustracje. Trudno dokładnie opisać słowami, co mam na myśli... Zawsze z większą łatwością przychodziło mi wyrażanie się poprzez melodie. Może to też jest jakaś moja cecha, przez która ciągnie mnie do Radiohead.
Wszystko i nic: Biały szum
Tak, zdarza mi się często odpalać biały szum. To tak, jakbym odpalała wszystkie albumy świata naraz [śmiech]. Uwielbiam pozostać w tym stanie na jakiś czas, a później zapomnieć, że ten szum istnieje. To rodzaj medytacji, skupienia, poszukiwania czegoś wewnątrz siebie. Ten album jest naprawdę dobry [śmiech].