Radiohead - "In Rainbows"
Moja historia z Radiohead jest długa i zawiła. Nie była to miłość od pierwszego wejrzenia, gdy byłem młodszy łatwiej trafiała do mnie muzyka mniej wyrafinowana. Kiedy dołączyłem do pierwotnego składu Kolorów, nie byłem wielkim fanem Radiohead. Sebastian (nasz wokalista) próbował mnie do nich przekonać, pokazywał wiele utworów, na moje ucho z tamtych czasów grali ładnie, ale wolno i nudnawo.
Przełom zaczął się wtedy, gdy mieliśmy okazję posłuchać ich na żywo podczas Open'era, na którym graliśmy w 2017 roku. Wtedy Radiogłowi poruszyli mnie po raz pierwszy i zaszczepili gdzieś z tyłu głowy tą wiercącą ciekawość do struktur, barw i niepokoju, które tkwią w ich muzyce. Chłonąłem wszystko jak gąbka i najbardziej przylgnęło do mnie "In Rainbows". Płyta zgrabna w formie, bo zawiera tylko dziesięć utworów, ale niesamowicie buduje nastrój i jest najczęściej puszczaną u mnie w domu nocami. Zdecydowanie zainspirowała nas do zabawy strukturą numerów czy metrum, co usłyszycie - mam nadzieję - w naszym utworze "I co dalej". Mój ulubiony utwór z "In Rainbows" to "Jigsaw Falling Into Place" [Igor Talarczyk].
The Strokes - "Is This It"
Muzykę The Strokes znam od czasów nastoletnich. Po raz pierwszy natknąłem się na ich debiut, oglądając teledyski do "Someday" czy "Last Nite" w telewizji. Od tamtej pory nie przeżyłem chyba tygodnia bez nucenia czegoś z tej płyty. Choć moje zainteresowania muzyczne odpływały w różne strony, odrodzony garage rock jest punktem, do którego cyklicznie wracam. Nic dziwnego, że był pierwszym, co wpadło mi do głowy, gdy pewien dobrze śpiewający gość z rockmetal.pl na jednej z pierwszych prób zespołu powiedział, że wychował się na wtedy niezbyt dla mnie znanym indie rocku, którego nurt w latach 2000 ta płyta odpaliła kopniakiem. Ten gość, jak się pewnie domyślacie, to Sebastian, a zespół wtedy bez nazwy to dzisiejsze Kolory.
Choć na pierwszych dwóch EP-kach odchodziliśmy nieco od naszych wcześniejszych surowych inspiracji, paradoksalnie spuściliśmy je ze smyczy w sam raz na nasz debiut. Dziennikarz Jakub Barwiński podczas ostatniego wywiadu z Kolorami dla PR Chicago okazał się fanem The Strokes i od razu po odsłuchy wyczuł, że też ich słuchamy. Pozdrowienia Kuba [Igor Talarczyk].
Arctic Monkeys - "Humbug"
Arctic Monkeys poznałem jako dzieciak uczący się gry na gitarze, zafascynowany festiwalami i indierockowymi kapelami. Miałem może czternaście lat, kiedy pierwszy raz zobaczyłem live z Glastonbury na MTV. Zakochałem się w ich muzyce od razu. Mogę powiedzieć, że wszystkie ich albumy są świetne i uwielbiam ich słuchać niezależnie od pory dnia i nastroju, ale najbardziej inspirującym krążkiem był właśnie "Humbug".
Płyta o mocnym brzmieniu, mroczna i pełna niepokoju, ale jednocześnie romantyczna na swój sposób. Urzekł mnie w niej stonowany, spokojny i rozmarzony głos Turnera, który w połączeniu z rozpływającymi się dźwiękami gitary Cooka, potężnymi i głębokimi bębnami Heldersa i przesterowanym miękkim basem O'Malleya tworzą magiczną dla mnie spójność. Słuchając tej płyty, zawsze odcinam się od świata i chcę poświęcać te czterdzieści minut wyłącznie dla siebie. Ciężko nawet powiedzieć, który utwór jest moim ulubionym, bo tak na prawdę cała płyta jest ulubiona, ale gdybym musiał wybrać tylko jeden, to byłby to "Secret Door". Lubię dzielić się muzyką, którą kocham i nawet sprezentowałem tego winyla Igorowi z zespołu, który chyba po przesłuchaniu załapał bakcyla na Małpy. Również dla niego była ona inspiracją przy tworzeniu naszej płyty [Sebastian Szuła].
Tame Impala - "Lonerism"
Jesień 2012 roku, jestem w klasie maturalnej, muzyki w domu słuchałem wtedy głównie na YoutTube'a. Słyszę cztery uderzenia basu i jakiegoś klawisza, dwa stopy, werbel i od tamtej pory czuję, jakbym chodził do tyłu. To wtedy - dzięki jakiejś playliście - poznałem "It Feels Like We Only Go Backwards" z tej płyty. Kevin Parker kupił mnie już pierwszymi dziesięcioma sekundami. Pierwsze trzy płyty to według mnie totalny sztos, ale ta jest moim faworytem. Brzmienia jakby znane, psychodeliczne, ale w nowym ujęciu, dopracowane perfekcyjnie, by przekazywać emocje autora. Towarzyszyły mi przez lata znajdowania sobie miejsca w Katowicach po przeprowadzce na studia, gdy nikogo tu nie znałem i towarzyszą mi do dziś.
Tame Impala z mojej perspektywy pokazała nam, że umiejętnie ujęte elementy psychodeliczne mogą brzmieć wciąż aktualnie. Pomaga nam z nimi Dawid, nasz klawiszowiec, używając swojego arsenału syntezatorowych brzmień. Nie szczędzimy ich na "Chcieliśmy tylko coś poczuć". Moja ulubiona piosenka z "Lonerism" to "Mind Mischief". Nie wiem dlaczego, ale perkusja zawsze wydaje mi się zainspirowana partiami Johna Bonhama [Igor Talarczyk].
Queens of the Stone Age - "...Like Clockwork"
Z Queens of the Stone Age zaznajomił mnie dawny kolega, z którym kiedyś grałem. Taki trochę bardziej pustynny i mniej okrzesany klimat grał w moim życiu jeszcze zanim Sebastian przybliżył mi klimaty indie. Wszyscy w zespole znamy i lubimy tę kapelę, ale po tym, jak dołączyli do nas Michał i Wojtek zaczęliśmy widzieć, jak cięższe brzmienia przeciekają nam między palcami i lądują w improwizacjach, które na próbach potrafimy ciągnąć godzinami. Wydaje się to teraz naturalne, organiczne. Na tej płycie "Smooth Sailing" chyba najbardziej koresponduje z nastrojem naszego debiutu, choć obie mają też swoją mroczniejszą stronę. Josh Homme, który jest mózgiem i głosem tej grupy, produkował też "Humbug" Arctic Monkeys. "My God is the Sun" to mój ulubiony utwór z tej płyty [Igor Talarczyk].