Milky Chance - "Sadnecessary"
Bez wątpienia jest to album, dzięki któremu zaczęliśmy grać razem. Zaczynając od melodyjnych riffów gitarowych, idąc przez teksty, nietypowy wokal Klemensa, a na bardzo oryginalnym brzmieniu kończąc, ten album zaraził nas vibem, który w pewien sposób towarzyszy nam do dziś. Był to soundtrack naszego liceum, pierwszych wspólnych imprez, wycieczek samochodem (zaraz po zdaniu prawka) i fantastycznych chwil spędzonych z najbliższymi. Pierwsze wykonane przez nas piosenki były właśnie coverami duetu Milky Chance. Graliśmy je między innymi na deptakach, w restauracjach, w pubach, na imprezach i pierwszych koncertach. Dzięki "Sadnecessary" w każdym momencie możemy cofnąć się do uczucia beztroskiego życia.
Gorillaz - "Gorillaz"
Pierwszy raz usłyszałem Gorillaz w piosence "Clint Eastwood", kiedy miałem około czternaście lat. Od samego początku pokochałem brzmienie tej muzyki. Bardzo charakterystyczny styl produkcji połączony z obojętnym głosem Damona Albarna i zwrotkami wykonywanymi przez gościnnie zaproszonych raperów - od razu wiedziałem że to jest to. Poza tym, bardzo ujęła mnie melancholia groove'u zawartego w tych utworach, no i oczywiście chirurgiczna obróbka dźwięku, którą doceniłem już później, podczas pracy nad własnymi produkcjami [Patryk Dżaman].
Nirvana - "Nevermind"
Zdaję sobie sprawę z tego, że ten album może być jednocześnie najbardziej niespodziewany i najbardziej typowy w tym zestawieniu, ale Nirvana towarzyszy mi od pierwszych chwil młodzieńczego buntu, pierwszych dźwięków na gitarze elektrycznej i pierwszych słów (jeszcze wtedy wykrzyczanych) do mikrofonu. "Nevermind" podoba mi się od początku do końca, bez żadnego wyjątku, nie mam żadnej ulubionej piosenki, ani takiej, która mi się nie podoba. Istotną rzeczą, którą do tej pory staram się zaczerpnąć z Nirvany to emocjonalność i odwaga w przekazie. Przekaz Przezwyczajności i mojej solowej muzyki nie jest co prawda tak silny, ale dalej stawiam na prawdziwość i autentyczność, zwłaszcza w kwestii tekstów [Patryk Dżaman].
Chon - "Grow"
Pierwszy raz trafiłem na ich muzykę na początku gimnazjum. Jako gitarzysta, zostałem bardzo zaskoczony ich sposobem grania. Skomplikowana i zmienna rytmika oraz wymagające technicznie przebiegi były dla mnie wstępem do świata instrumentalnego, progresywnego rocka i metalu. Chon zachwycił mnie również wyjątkowym brzmieniem, które różniło się znacznie od tego, co wcześniej kojarzyło mi się z gitarą elektryczną. Ich "suche", ale przejrzyste brzmienie stało się dla mnie czymś wyjątkowym. Miało duży wpływ na moją drogę gitarzysty, ponieważ zacząłem chętniej sięgać po gitarę elektryczną niż po gitarę klasyczną i zafascynowałem się takimi gitarzystami i zespołami jak między innymi Polyphia, Plini czy Jakub Zytecki [Miłosz Litwiak].
J. Cole - "4 Your Eyez Only"
J.Cole jest dla mnie zdecydowanie wyjątkowym artystą, wprowadził mnie głębiej w świat muzyki hiphopowej. Wcześniej gatunek ten kojarzył mi się głównie z znaną serią gier video - "Grand Theft Auto", w której przemierzałem słoneczną Kalifornię jednym z moich ulubionych samochodów, kiwając radośnie głową przed ekranem monitora do klasyków tego gatunku. Gdy pierwszy raz trafiłem na muzykę J. Cole'a, byłem w szoku, nie musiałem już włączać gry, żeby bujać radośnie głową do obrazu opisanego wcześniej. Na Album "4 Your Eyez Only" trafiłem dopiero po jakimś czasie, ale został ze mną na zawsze. Nie spodziewałem się, że można w taki sposób układać flow, serio. W połączeniu z emocjonującymi tekstami opisującymi rzeczywistość i charakterystycznymi brzmieniami jego beatów, tworzy się coś wspaniałego [Miłosz Litwiak].