Kate Bush - "Never for Ever"
Magiczna płyta i jeszcze bardziej magiczna Kate. Dla mnie jedna z najpiękniejszych okładek płyt, bardzo bliska mojej estetyce. W Kate Bush zakochałam się około siedmiu lat temu i zmieniła całkowicie postrzeganie przeze mnie muzyki. Płyt "Never for Ever", "The Kick Inside" i "The Dreaming" słuchałam non stop, na zmianę śpiewając w domu wszystkie piosenki po kolei, znając każdy tekst. Próbując jak najbardziej imitować głos Kate, zaczęłam odkrywać siebie muzycznie na nowo. Moje inspiracje zmieniają się jak w kalejdoskopie, ale Kate zostaje na zawsze. Kocham jej wrażliwość i czuję, że to nas w pewien sposób łączy.
Ulubiona piosenka: "The Wedding List" lub "Blow Away"
Twin Peaks Soundtrack
Ten soundtrack kojarzy mi się z jesiennym deszczem, dołującym nastrojem, jeżdżeniem autobusem z napisem w oczach: directed by David Lynch. Kiedy mam doła, lubię tego posłuchać i wyobrazić sobie, że jestem w Twin Peaks. Jest to zdecydowanie mój ulubiony soundtrack obok "The Virgin Suicides". Co ciekawe, najpierw usłyszałam soundtrack, a dopiero później obejrzałam serial, według filmwebu było to pięć lat temu (tak, wiem, że wszyscy widzieli to wcześniej). Zakochałam się w tym serialu i stał się nieodłączoną częścią mojej twórczości i mnie samej. Gdyby miał ktoś wyreżyserować moje życie, to chciałabym, aby był to David Lynch, chociaż wiem, że byłoby to popaprane, no ale cóż... Be careful what you wish for.
Ulubiona piosenka : "Audrey's Dance"
Lana Del Rey - "Ultraviolence"
Kiedy wszyscy słuchali "Summertime Sadness", ja nienawidziłam tej piosenki. Pamiętam, że bardzo długo nie chciałam słuchać Lany, może dlatego, że słuchali jej wszyscy, a w tamtym momencie byłam z dala od "mainstreamowych" artystów. Wszystko się zmieniło, kiedy usłyszałam "Brooklyn Baby" z płyty "Ultraviolence", wtedy przepadłam na dobre. Nie skłamię, jeśli powiem, że każda piosenka z tej płyty jest dla mnie ważna. Pamiętam, że słuchałam jej non stop, jeżdżąc do mojego ówczesnego chłopaka. W upalne dni idąc przez pola traw w obcasach i krótkiej sukience, słuchałam tej płyty i wyobrażałam sobie, że gram w filmie. To zdecydowanie jedna z tych płyt, przy których spędziłam wiele letnich wieczorów i będzie ze mną na zawsze. Od tamtego czasu śledzę
karierę Lany i słucham wszystkiego, co wydaje, ale póki co "Ultraviolence" jest u mnie numerem jeden.
Ulubiona piosenka: "Brooklyn Baby" i "West Coast"
Shocking Blue - "At Home"
Tutaj się wahałam, czy nie wybrać innej płyty. Miała być Marina and the Diamonds "Electra Heart", ale ostatecznie stwierdziłam, że fajnie będzie pokazać płytę, która nie jest tak popowa. Uwielbiam głos Mariski Veres, a to moja ulubiona płyta Shocking Blue. Wiem, że Cobain też ich lubił, co utwierdza mnie w przekonaniu, że jest to naprawdę fajny zespół. Nie pamiętam, czy trafiłam na nich przez dzienniki Kurta, czy wcześniej, szukając zespołów w stylu Jefferson Airplane, ale zafascynowali mnie na tyle, że kupiłam sobie ich kilka płyt (nie były łatwe do znalezienia). Jest to bardzo groovy i piosenkowe wydawnictwo, dla mnie kwintesencja lat 60. Mimo że ostatnio sporadycznie sięgam po tego typu muzykę, w mojej twórczości w przeszłości zdążyłam przemycić trochę Shocking Blue w piosence "Blue In Love" (EP-ka "Blue") nawiązuje do piosenki "Velvet Heaven" (Album "Third Album").
Ulubiona piosenka: "The Butterfly And I"
Depeche Mode - "Songs of Faith and Devotion"
Dave Gahan to idealny frontman, a Depeche Mode to ciemna strona, po której czasami chcę się znajdować. Uwielbiam ich mroczne brzmienia i wizerunek, jestem z tych osób, na których twórczość bardzo wpływa to, co w danej chwili słuchają i za każdym razem słuchając Depeche Mode, chcę tworzyć coś takiego jak oni (co ostatecznie się nie wydarza). Obok tej płyty postawiłabym jeszcze Placebo "Black Market Music", wywołuje u mnie podobne emocje. Depeche Mode fascynuje mnie od wielu lat, co umocniło się po ich koncertach w Polsce, na których miałam okazję być i zakochać się jeszcze bardziej. Teledysk do "In Your Room" mogłabym oglądać codziennie.
Ulubiona piosenka: "In Your Room"
Jest jeszcze jedna płyta, o której chciałam wspomnieć, a nie ma jej w zestawieniu, ponieważ nie mam jej na winylu, ani na CD to "In Utero" Nirvany. U mnie od Nirvany wszystko się zaczęło - fascynacja muzyką, chęć pisania tekstów i założenia zespołu. Pamiętam, jak w wieku piętnastu lat czytałam wszystkie książki na temat Cobaina, zastanawiałam się, czy fajniej być Kurtem, czy Courtney. To była wręcz lekka obsesja, bo chciałam wiedzieć wszystko na jego temat i żałowałam, że nie żyłam w Seattle w latach 90., bo wtedy nie musiałby być z Courtney - byłby ze mną. Po tych czasach został na stałe tylko tatuaż L7, ale nadal lubię wracać do tej muzyki i wspomnień. I miss the comfort in being sad...