W 2018 roku Gryvul została objęta programem stypendialnym Ministra Kultury "Gaude Polonia", a rok później (w ramach Erasmusa) wróciła nad Wisłę, by rozpocząć studia. Od tego czasu żyje jednocześnie w dwóch miastach - we Lwowie oraz w Krakowie, ale to z polskimi muzykami najczęściej tworzy, bo jak twierdzi, ludzie są w Polsce bardziej otwarci na eksperymenty.
"Inside the Creatures" - pierwszy album ukraińskiej artystki - nie jest materiałem łatwym, mimo że da się z niego wyodrębnić wyraźne harmonie, taneczne bity czy ukryte w głosie melodie. W otwierającym wydawnictwo, nieco ponad czterominutowym "Monsters" nie ma stałego, powracającego motywu - zdarzają się fragmenty wyśpiewywane z niemal indie popowym potencjałem, ale też nieregularne, elektroniczne odgłosy, a w dodatku dynamika przechodzi gwałtowne przeobrażenia od pogranicza ciszy po syntezatorowe eksplozje. Ten album jest przerwą od muzyki, którą tworzę na co dzień - opowiada Gryvul. - Chciałam, żeby mniej przypominał współczesną muzykę poważną, żeby łatwiej się go słuchało. Próbowałam też zawrzeć elementy, które interesują mnie w muzyce "popularnej".
Najlepiej udało się uchwycić tę ideę w kolejnym utworze, "Almost Human", fragmentami przypominającym wczesne nagrania Grimes czy FKA twigs, ale w jeszcze bardziej futurystycznej odsłonie. O ile jednak zniekształcony głos Gryvul aż do końca szepcze w przebojowym stylu, o tyle podkład coraz wyraźniej rozpada się na chaotyczne, krótkie fragmenty, aż wreszcie w trzeciej minucie kilka potężny akordów i syntetyczny chór wprowadzają niemalże filmową, pełną patosu atmosferę. Lubię zarówno muzykę eksperymentalną, jak i pop, nie chcę ich ze sobą zespalać, wolę, żeby rozwijały się równolegle. Proces tworzenia w obydwu przypadkach jest taki sam, tylko wykonanie inne - ten opis dobrze oddaje zawartość "Inside the Creatures", które nie jest próbą połączenia dwóch rzeczywistości, a raczej przedstawieniem dwóch światów równoległych jednocześnie i przyzwoleniem na ich pokojową koegzystencję.
Zawsze zanim zacznę komponować, zastanawiam się, co chcę przekazać, o czym moja muzyka będzie opowiadać. Później wybieram kształty, struktury, barwę, dramaturgię. Lubię zaczynać od koncepcji, to ona przyczynia się do decyzji, jakie powinnam wybrać metody i narzędzia - słowa Gryvul nie są na wyrost, niekiedy wybiera kierunek odległy od tego, co można usłyszeć na albumie, bliższy tradycjom dwudziestowiecznej Nowej Muzyki. W części udostępnionych przez nią utworów (nieumieszczonych na albumie, na przykład znakomitym "Materhizium") pełni rolę kompozytorki, ale nie wykonawczyni. Zazwyczaj są to utwory minimalistyczne, o nietypowych zapisach nutowych, odpowiadające temu, co stereotypowo zwykło się nazywać muzyką eksperymentalną, ale czy rzeczywiście jest tylko jeden słuszny sposób prowadzenia badań nad brzmieniem? Uważam, że istnieje wiele stopni eksperymentowania w muzyce, we wszystkich jej gatunkach. Każdy może wnieść coś nowego, ponieważ każda osoba ma inne doświadczenia i perspektywy. Nie da się tutaj robić czegoś dobrze albo źle - twierdzi artystka. - Najważniejszy jest dla mnie dźwięk. To, jak się rozwija albo nagle zatrzymuje, jak oddycha, owija się wokół ciebie. Dla mnie dźwięk jest czymś żywym.
Katarina Gryvul pracuje już nad kolejnym wydawnictwem, które zgodnie z jej słowami ma być głębsze i bardziej interesujące. To śmiała deklaracja, bo ani głębi, ani interesujących rozwiązań kompozytorskich na "Inside the Creature" nie brakuje.