Obraz artykułu Lonker See

Lonker See

Byliście kiedyś na koncercie, który nie wymuszał na was szaleńczych podrygów czy choćby przytupywania nóżką, a zamiast tego układał na podłodze, kołysał, zmuszał do zamknięcia oczu i udania się w bardzo odległe, niemieszczące się w ramach rzeczywistego świata miejsce? Jeżeli nie, to koniecznie przesłuchajcie Lonker See, a podobny efekt możecie uzyskać nawet we własnych pokojach.

Po otwierającym album "Claimed by the Forest" oprowadza monotonny, powtarzający się motyw gitarowy, wokół którego narastają kolejne, znacznie mniej regularne dźwięki. Można by odnieść wrażenie, że to intro do reszty materiału, ale całość trwa blisko siedem minut, co i tak stanowi zaledwie jedną trzecią długości kolejnego utworu.

 

Ostatecznie okazuje się, że Lonker See owszem, zastosowało tutaj pewnego rodzaju wprowadzenie do spotkania z ich muzyką, ale jest to wprowadzenie na poziomie metafizycznym, rytuał odcięcia więzów łączących osobę z jej cielesną ekspresją. Tak przygotowani możemy doświadczyć trzyczęściowego "Split Image". W pierwszej fazie rolę przewodnika przejmuje saksofon, który wespół z perkusją tworzy free jazzową bazę dla trudniejszych do zdefiniowania dźwięków. Gdyby Fire! Orchestra zjednoczyła siły ze Swans, to otrzymalibyśmy coś podobnego. Chwilę po szóstej minucie wkraczamy w drugą fazę, gdzie basowa partia zaczyna porządkować chaos, ale na tyle, na ile na przykład Sonic Youth może być "uporządkowanym" zespołem. Pod koniec tempo robi gwałtowny zryw, a leżenie na podłodze staje się dla słuchacza bardzo niewygodne, ponieważ trudno powstrzymać kark od energicznych podrygów. Te niespełna dwadzieścia dwie minuty to kompozytorski majstersztyk, który pomimo pokaźnych rozmiarów przemija momentalnie i chociaż chciałoby się sprawdzić, co dalej znajduje się na tym albumie, to trudno sobie odmówić zapętlenia "Split Image".

 

Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że materiał ten nawiązuje do innego projektu Bartka Borowskiego i Joanny Kucharskiej - 1926. Nawiązuję na pewno, ale granie z dwoma muzykami jazzowymi nadaje muzyce zupełnie inny charakter - twierdzi Boro. - Cecha wspólna to duża ilość przestrzennych gitar, jednak obecność saksofonu i sposób gry Michała Gosa tworzą coś innego, przynajmniej w moim odczuciu. Michał Gos (znany ze współpracy z między innymi Wojtkiem Mazolewskim czy Oczi Cziorne) oraz Tomek Gadecki (saksofonista Olbrzyma i Kurdupla) w pewnym sensie na stałe dołączyli do projektu stworzonego przez Bartka i Asię, ale sytuacja nie jest tu oczywista. Trzeba by też zdefiniować pojęcie zespołu. Lonker See jest dla nas projektem, do którego mamy zamiar zapraszać przeróżnych gości i nie wykluczamy sytuacji, w której skład będzie dziesięcioosobowy i sięgniemy do zupełnie innych klimatów. Koncertowe możliwości stają się dzięki temu niezwykle rozległe, od duetu założycieli przez tercet z udziałem perkusji czy grupę, która zarejestrowała album "Split Image" aż po duże przedsięwzięcia z długą listą zaproszonych gości.

Album zamyka dwuczęściowe, znacznie bardziej stonowane "Solaris", które sprawdziłoby się zarówno jako podkład do dramatu Aronofsky'ego, thrillera Finchera czy horroru Jamesa Wana. Jest tu napięcie, ale także melancholia, groza i smutek. Bartek i Asia zostają sami w tej kompozycji, co pozwala odczuć jej intymność oraz szczerość zawartych w niej emocji. Czy jednak bycie razem w zespole oraz poza nim ułatwia jego działalność? Dużo ułatwia w sensie organizacji czasu, bo możemy sobie zrobić próbę w domu, ktoś może grać jakiś motyw, brzdąkać sobie, a druga osoba, która akurat myje gary mówi: "Ej, dobre to jest" - odpowiada Bartek. - Jeżeli chodzi natomiast o tworzenie w większej grupie, to nie ma to znaczenia. Ja zawsze pracowałem na zasadach demokracji, w każdym zespole, jak komuś coś się nie podoba, to jest odrzucane i tyle. Wszyscy muszą klepnąć dany numer.

 

Boro na trójmiejskiej scenie działa od kilku lat, ale jeszcze nikt nie słyszał, żeby wydobył ze swojego instrumentu prostu power chord. Pytanie więc, czy w ogóle do tego kiedykolwiek doszło? Zawsze eksperyment, piosenkowe formy jakoś mnie nie kręcą. Lubię nie wiedzieć, tworzyć na bieżąco, więc z reguły ustalamy pewne ramy tworząc kompozycję ale nigdy nie jest tak żeby grać coś jeden do jednego. Nudzi mnie to [śmiech]. Na szczęście słuchaczom Bartek nie pozwala się nudzić i chociaż 2016 rok dopiero się rozpoczął, to jestem przekonany, że w grudniu debiut Lonker See wciąż będzie jednym z najciekawszych polskich albumów.

 

fot. Paweł Jóźwiak


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce