Obraz artykułu Lass

Lass

Od kilku lat telewizor służy mi wyłącznie do oglądania VHS-ów, w związku z czym prędzej rozpoznam Bolo Yeunga niż uczestniczkę talent show, a o Kasi Klimczyk przed występami pod pseudonimem Lass nigdy nie słyszałem. Nie dajcie się jednak zwieźć stereotypom, Kasia nie jest kolejną kilkuodcinkową gwiazdką, której trzeba waszych SMS-ów dla przetrwania, ma do powiedzenia znacznie więcej.

Klimczyk jest dyplomowaną dziennikarką, która nie pokusiła się o praktykę w tym wspaniałym zawodzie (posmak sarkazmu nieprzypadkowy), a same studia potraktowała jako pretekst do osiedlenia się w Warszawie. Legendy o ludziach dobrowolnie przeprowadzających się do stolicy okazały się więc prawdziwe, ale wkrótce wokalistka po raz kolejny zmieniła otoczenie, tym razem wybierając Nowy Jork. Bardzo lubię podróżować i poznawać nowych ludzi, w ogóle nowe sytuacje bardzo mnie "odżywiają" - opowiada. - Z Nowym Jorkiem to było akurat tak, że nawet nigdy mi się nie marzyło, żeby tam pojechać, ale znajomi polecieli zwiedzać, więc zabrałam się z nimi i wtedy zaczęła się miłość do tego miasta. Miłość odwzajemniona, bo to właśnie relacja artystka - miasto zdaje się być fundamentem przedsięwzięcia o nazwie Lass.

 

Nowy Jork jest bardzo trudnym miastem, niezwykle ciężko jest tu zaistnieć - usłyszałem kiedyś od Tomasza Stańki i do pewnego stopnia Kasia Klimczyk potwierdziła te słowa, choć zaznaczyła, że wszystko zależy od przyjętych priorytetów: Nowy Jork jest wybuchową mieszanką. To, co czujesz zależy od tego, co tam robisz. Jako turysta inaczej je odbierasz, miasto staje się prawdziwe, kiedy zaczynasz w nim mieszkać. Konkurencja w Nowym Jorku jest ogromna, rzeczywiście ludzie przyjeżdżają tam, żeby spełnić marzenia. Mnie to motywuje. Można poznać wielu ciekawych, zdolnych artystów, żyć z nimi, inspirować się. Moje wspomnienia z tego miasta są najlepsze. Czuję, że oddało mi miłość, jaką mu dałam.

 

W "Wonderland" Klimczyk śpiewa wprost: Brooklyn is my home, ale w kolejnym wersie dodaje home for tonight, co najlepiej ukazuje naprzemienną bliskość i dalekość jej drugiego domu. Jednoznaczną laudacją jest z kolei "New York" (rzecz jasna), gdzie wokalistka łączy dwa najczęściej pojawiające się w jej tekstach motywy - miłość do miejsca oraz miłość do osoby, które - jak wynika z refrenu - są ze sobą ściśle powiązane. Ciekawy jest także związek tych dwóch kompozycji, odpowiednio ostatniej z opublikowanych i pierwszej, pomiędzy którymi znajduje się roczna przerwa.

Na przestrzeni dwunastu miesięcy Lass przeobraziło się z projektu bazującego na akustycznych dźwiękach (w "New York" dominują gitara, klawisze oraz tamburyn) w niemal stuprocentowo elektroniczny. "Wonderland" skonstruowane jest podobnie do utworu "Glass" Bat for Lashes. Delikatne, długo wybrzmiewające słowa stopniowo nabierają siły, gdy nagle przerywa im mocne, basowe uderzenie, któremu z kolei głosy wokalistek starają się sprostać i natężają emisję. Z jednej strony jest to bardzo luźne skojarzenie, z drugiej słuchacze Natashy Khan na pewno szybko zauroczą się w twórczości Kasi Klimczyk.

 

Z moich doświadczeń wynika, że łatwiej jest zorganizować koncert w Nowym Jorku niż w Polsce [śmiech] - opowiada wokalistka. Nasuwa się więc pytanie, po co właściwie wracać do Polski, kiedy postawiło się już pierwsze kroki na ścieżce do kariery w Stanach Zjednoczonych. W końcu gdy jest się znanym w Polsce, jest się znanym tylko w Polsce, a gdy osiągnie się sukces na rynku amerykańskim, osiąga się go na całym globie. Wróciłam, bo obiecałam chłopakowi, że wrócę [śmiech]. Robić karierę w Stanach to dużo powiedziane, trzeba dużo szczęścia, wytrwałości i talentu, żeby to wszystko wystrzeliło właśnie tam, w odpowiednim momencie. ale wierzę w to, że dzięki ciężkiej pracy i konsekwencji działania można wiele osiągnąć.

 

Jako piosenkę traktującą o tęsknocie za ojczyzną można potraktować "Miss My Life on Earth", gdzie padają słowa: Back to my real home, ale także: my mad mad mad planet. Mamy tu więc do czynienia z typowymi objawami "syndromu Batmana" (nie googlujcie, właśnie go wymyśliłem), który z jednej strony żyje w niebezpiecznym, szalonym i zepsutym do szpiku kości Gotham, z drugiej za nic nie chce go opuścić. Nuty, po których rozścielają się wersy "Miss My Life on Earth" są moimi ulubionymi w dotychczasowym dorobku Lass. Nie ma tutaj klasycznej konstrukcji zwrotka-refren-zwrotka. Zamiast tego napięcie stopniowo rośnie, a gdy dochodzi do momentu, w którym można by się spodziewać chwytliwego refrenu, następuje gwałtowne wyciszenie. Wpadającej w ucho melodii nie zabrakło jednak, lecz wyrosła właśnie na bazie spokojniejszego, wyciszającego momentu.

 

W każdej z pięciu opublikowanych kompozycji tkwi coś, co natychmiast uruchamia projekcję fantazyjnych obrazów na ekranie utworzonym z zamkniętych powiek. Wystarczy odprężyć się, nie wykonywać żadnych innych czynności podczas odsłuchu, aby znaleźć się w kompletnie innym, nierzeczywistym miejscu. Dla Kasi Klimczyk pobudzanie innych zmysłów niż słuch jest zresztą wyraźnie istotne. Publikuje mnóstwo zdjęć, dba o oprawę wizualną koncertów i nie kryje pozamuzycznych fascynacji: Kocham zdjęcia, filmy, obrazy. One - podobnie jak muzyka - zatrzymują momenty naszego życia, ludzi, przynoszą nam historię, pobudzają wyobraźnię. Dla mnie są nierozłączne i koniecznie do tego, by istnieć w godziwy sposób. Lubię, jak ludzie przychodzą na koncert i mówią, że odlecieli do innego świata, o to chodzi.

 

Nie napiszę, że Lass brzmi światowo, bo przy obecnym, bardzo wysokim poziomie polskiej muzyki byłoby to niepotrzebnym tworzeniem zaścianka z naszego fonograficznego podwórka. Wśród tych wszystkich znakomitych albumów, jakie wydano w ostatnich latach, Lass (której debiut studyjny ukaże się najprawdopodobniej w przyszłym roku) odnajduje się natomiast jako projekt oryginalny, choć wciąż stosunkowo łatwy w odbiorze. Nie ma tu trudnych eksperymentów, są chwytliwe melodie i teksty o miłości, które udało się przedstawić bez wpadania w pułapkę banalności. Lass to lekarstwo dla coraz marniejszych playlist radiowych. Szkoda tylko, że niewielu odważy się po nią sięgnąć.

 

fot. Joanna Bąkiewicz


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce