Nic więc dziwnego, że coraz częściej powraca brzmienie lat 80., a nawet dalej - 70. i 60., czego doskonałym przykładem jest Rainbow Cut My Eyes.
Niewiele znajdziecie informacji na ich temat w internecie, co zmusiło mnie to rozpoczęcia rozmowy od zadania jednego z najbardziej banalnych pytań... Nie, to nie było pytanie o nazwę. Rainbow Cut My Eyes powstało rok temu, kiedy przyjechałem do Warszawy- wspomina Sasha Shevchuk, gitarzysta, który przeprowadził się do Polski przede wszystkim po to, aby studiować - Nie lubię poznawać ludzi przez facebooka, ale trafiłem na projekt Sun Replica Kuby Korzeniowskiego i od razu dogadaliśmy się, zaczęliśmy grać próby. Kuba dodaje natomiast: Sasha napisał, wyszło, że faktycznie łączy nas wiele wspólnych zainteresowań, niedługo potem spotkaliśmy się, a potem wszystko jakoś poszło. Skład, w którym gramy obecnie zawiązał się w marcu.
Wystarczyły cztery miesiące, by próby przyniosły efekt w postacie pierwszego, całkowicie wirtualnego wydawnictwa. Całość ma niespełna osiemnaście minut i składa się z trzech utworów. Oryginalnie nagranych numerów było więcej, ale uznaliśmy, że te brzmią najlepiej i lepiej by było gdyby EPka nie była zbyt długa- przekonuje Korzeniowski. "Look At Yourself" to zadziorne przywitanie z wyraźnie wysuniętą na pierwszy plan partią gitary rytmicznej. Nawet kiedy na drugiej odgrywane jest solo, wciąż dominuje stały, chwytliwy rytm. Wokal i perkusja również ustępują głośnością, z kolei bas nie jest w stanie sięgnąć po bardzo niskie rejestry i momentami ledwie jest słyszalny. Jeżeli dodać do tego wyraźnie słyszalne szumy, otrzymujemy istny koszmar melomana. Jeżeli jednak - podobnie jak ja - cenicie sobie zdrową dozę niedoskonałości brzmieniowych, które są świadomym działaniem eksponującym określony ideał, trudno będzie wam poprzestać na jednym przesłuchaniu tego kawałka.
Rainbow Cut My Eyes jawnie i intencjonalnie nawiązuje do korzeni garażowego rocka czy też rocka psychodelicznego (zwłaszcza w drugim utworze - "Slow Down"). Wystarczy posłuchać takich zespołów, jak The Ballroon Farm, The Seeds czy nawet Ya Ho Wa 13, żeby odnaleźć pokrewieństwo stylów. Jeżeli jednak sądzicie, że osiągnięcie takiego efektu wymaga pracy w drogim, pełnym analogowego sprzętu studiu, to bardzo się mylicie... Nagrywaliśmy na kasetę u nas, na sali prób, w jedną noc [śmiech] - opowiada Shevchuk. Całość zarejestrował ośmiokanałowy magnetofon i nie licząc wokali oraz tamburyna, jest to zapis wykonania utworów "na setkę". Nagrywaliśmy w nocy, ponieważ w ciągu dnia jest to miejsce, w którym próby ma parędziesiąt zespołów i oprócz naszej muzyki, nagralibyśmy muzykę co najmniej kilku innych zespołów. Oprócz ośmioślada dysponujemy także dość oldschoolowym mikserem. Kiedy miksowaliśmy, to niektóre instrumenty puszczaliśmy potem przez efekty gitarowe- wspomina Korzeniowski.
Taki zabieg ma dodatkowe korzyści - słuchaczom Rainbow Cut My Eyes nie grozi szok, jakiego musieli doznawać fani MGMT albo Red Hot Chili Peppers, kiedy konfrontowali piosenki znane z albumów z ich koncertowymi wersjami. Warszawska kapela ma tylko jedno oblicze. EPka brzmi bardzo podobnie do naszego grania live, ale nie stoimy w miejscu i teraz gramy o wiele lepiej, tak mi się wydaje- komentuje Shevchuk. Istnieje tu jednak pewne ryzyko. Załóżmy, że do zespołu zwróci się wytwórnia, która będzie chciała wydać album zarejestrowany w nawet nie profesjonalnym studiu, ale po prostu w jakimkolwiek studiu. Co wybrać, kiedy z jednej strony pojawia się możliwość wykorzystania zdobyczy technologii, a z drugiej istnieje ryzyko utracenia unikalnego brzmienia? Chcemy kontynuować nagrywanie w podobny sposób, co wcześniej. Rzecz jasna mamy sporo pomysłów na wzbogacenie brzmienia względem poprzednich nagrań- przekonuje Korzeniowski.
Wszystkie trzy utwory z EPki zatytułowanej po prostu "Rainbow Cut My Eyes" utrzymane są w średnim tempie z tendencjami zniżkowymi, a jednak posiadają dynamikę, która nie pozwala zaszufladkować ich jako ballady (choć "Slow Down" jest temu najbliższe). "There Are Times" ma nawet wyjątkowo przebojowy potencjał, ale... no właśnie, gdybyśmy żyli w Kalifornii w latach 60., na pewno codziennie słyszelibyście tę melodię na falach każdej z rozgłośni. Dzisiaj jest to przede wszystkim muzyka podziemna, daleka od komercyjnego ideału. Wychowałem się na muzyce tamtych czasów, natomiast obecnie takie granie przeżywa prawdziwy renesans i stanowi to dla mnie swojego rodzaju kontynuację. Tym bardziej, że współczesne zespoły wnoszą wiele od siebie i nie jest to kalkowanie starych patentów- diagnozuje Kuba Korzeniowski, z kolei Sasha Shevchuk zauważa, że dzisiejsze zespoły nie maja tej anologowo-prawdziwej przyrody. Wszytko robi komputer, jest to łatwe, ale my idziemy inną drogą. Droga Rainbow Cut My Eyes ma bardzo odległy początek, który dzisiaj stanowi bazę dla niemal całej muzyki rozrywkowej. Zespół nie zamierza jednak podążać nią wzdłuż przetartego, dobrze oznakowanego szlaku i zamiast przypominać, czym był rock lat 60., pokazują, czym mógłby się stać w 2016 roku.