Obraz artykułu Rogue Sun, tom 1. Kataklizm

Rogue Sun, tom 1. Kataklizm

87%

Najpierw był Radiant Black, teraz, w drugiej odsłonie Massive-Verse'u, poznaliśmy Rogue Suna – w konkursie na pseudonimy superbohaterskie żadne uniwersum nie mogłoby się równać z tym, ale to nie ostatni z jego atutów.

Pod koniec pierwszego tomu „Radiant Black” dowiedzieliśmy się, że tytułowy bohater nie jest jedynym, który przypadkiem zdobył nadnaturalne moce. Kilku innych nosi podobne „umundurowanie” i właśnie rozpoczęło się na nich polowanie, bo pozaziemskie istoty chcą odzyskać przywłaszczone przez Ziemian źródło potężnej siły.

 

Tempo wydawało się na tyle zawrotne, że szkoda było zaprzepaszczenia przyziemnego, ludzkiego oblicza superbohaterstwa z początkowych stron na rzecz wielkiej bitwy postaci, które ledwo poznaliśmy. Na szczęście twórcy „Rogue Sun” zdjęli nogę z gazu i odroczyli nadejście majaczącego w oddali wielkiego, spektakularnego crossovera. Jak ważne jest niepomijanie etapu nawarstwiania wątków i rozwijania tożsamości zaangażowanych w walkę o przyszłość świata osób, tego dobitnie dowiodło pozbawione skonstruowanego według podobnej metody filmowe DC Extended Universe. Mimo że Batmana, Wonder Woman, Supermana czy Flasha doskonale zna każdy, kto interesuje się amerykańskim komiksem, w tym wydaniu okazali się dwuwymiarowi, puści pod swoimi kostiumami i zwyczajnie nudni. Rogue Suna nie spotkał podobny los.

O globalnych czy wręcz galaktycznych zagrożeniach nie ma w pierwszym tomie ani słowa. Ryan Parrott (z Kylem Higginsem, twórcą Massive-Verse'u, pracował przy „Batmanie: Budowniczych Gotham”) wziął wprawdzie na tapet problem, z jakim borykają się setki tysięcy rodzin na całej Ziemi, ale bardzo osobisty i autodestrukcyjny – rozstanie rodziców oraz ich bezwzględne gierki w celu przeciągnięcia na swoją stronę dzieci. Chęć udowodnienia, że syn czy córka wolą matkę ponad ojca albo odwrotnie nie raz traktowana jest przez tych, którzy powinni gwarantować stabilność i bezpieczeństwo jak kwestia być albo nie być, więc w ruch idą najcięższa artyleria i najbrudniejsze zagrania. Tutaj jest to nawet wykorzystywanie statusu lokalnego herosa po to, by wymusić nawiązanie kontaktu z synem, mimo porzucenia go na piętnaście lat.

 

Przeniesienie trawiącego niejedną rodzinę konfliktu na poziom superbohaterski to w całej swojej prostocie pomysł oryginalny i zaskakujący. Pierwszy popularny nastolatek z super mocami, Spider-Man, również mierzył się z rozpadem rodziny, ale z pozycji godzenia się ze stratą i odkrywania w tym procesie swoich motywacji, wyrażonych w słynnym: Z wielką mocą wiąże się wielka odpowiedzialność. Dylanowi Siegelowi bliżej do gnębiącego Petera Parkera osiłka Flasha Thompsona – on też wyżywa się na słabszych, zmusza, by odrabiali za niego lekcję i upokarza na liczne sposoby. Parrott rozumie jednak, że takie zachowanie jest rezultatem czegoś znacznie bardziej złożonego niż wrodzonej niechęci do drugiego człowieka i na długości całego tomu, niespiesznie, na bardzo wyboistej drodze, pokazuje przemianę oprawcy w bohatera.

Rodzinny kryzys napędza wszystkie wydarzenia w tym tomie, ale nie on jeden. Istotny jest także wątek kryminalny – Dylan wraz z cyfrowym „duchem” ojca próbuje odnaleźć zabójcę tego drugiego (podobny zabieg zastosowano w „Batman. Biały Rycerz przedstawia: Pokolenie Jokera”), co na chwilę przybiera formę klasycznego whodunit; w skrócie poznajemy panteon wrogów pierwszego Rogue Suna, z którymi teraz zmierzyć musi się jego następca (a jest to ekipa barwna – od wilkołaka przez demonicę po noszącego lustrzaną maskę Suave'a); dowiadujemy się również, że w Massive-Versie nadnaturalne moce nie mają wyłącznie pozaziemskiego pochodzenia, istnieje tutaj również magia. Dzieje się na tyle wiele, by ten młody człowiek przestał być nam obojętny, a fasada aroganckiego dupka zaczyna pękać, ukazując skrzywdzonego chłopaka szukającego akceptacji.

 

Po dotarciu do ostatniej strony wzbierać zaczynają skrajnie odmienne emocje, dziwne pomieszanie radości z przygnębieniem, a to nie lada sztuka wywołać taki efekt w konwencji komiksu superbohaterskiego. Jeżeli kolejne tomy i całe to uniwersum nie stracą z oczu kryjących się pod maskami ludzi, a ich losy niezmiennie będą opowiadane z czułością i empatią, przy zachowaniu istotnego rdzenia tego rodzaju historii w postaci widowiskowej walki dobra ze złem, czeka nas ciekawe podejście do schematów znanych z klasyków Marvela i DC. Nie ma tutaj wyraźnych odniesień do znanych klisz gatunkowych oraz igrania z nimi na wzór „Niezwyciężonego” czy „Czarnego Młota”, jest umiejętne przyswojenie standardu i tworzenie czegoś nowego wewnątrz granic, które do niedawna wydawały się zbyt wąskie, by pomieścić coś nowego.


Rogue Sun

Polska, 2024

Non Stop Comics

Scenariusz: Ryan Parrott

Rysunki: Abel, Simone Ragazzoni, Francesco Mortarino



Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2025 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce