Jedynym poważnym mankamentem "Mrocznego zwycięstwa" jest tak głębokie zakorzenienie w fabule "Długiego Halloween", że nie może być traktowane jak samodzielny tytuł. Zaznajomienie się z poprzedzającym je tomem jest kluczowe nawet nie tyle ze względu na ciągłość akcji, co dla zrozumienia stanu, w jakim znalazł się Bruce Wayne... Czy raczej Batman, bo ludzka strona Obrońcy Gotham niemal całkowicie zaniknęła po ostatnich wydarzeniach.
Gdyby ktoś mimo wszystko zdecydował się na lekturę bez sprawdzania, co każdą z poszczególnych postaci doprowadziło do miejsca, w jakim się znajdują, na samym początku pokrótce zostaje przypomniany status quo - Jim Gordon został komisarzem, Harvey Dent stał się Two-Facem, gangsterska rodzina Falcone została rozbita, a nowa prokurator decyduje się wznowić sprawę mordercy Holidaya, doszukując się nieprawidłowości w działaniach podejmowanych przez Gordona i Batmana. Kto zna kanon, od razu zorientuje się, że jesteśmy na samym początku drogi Mrocznego Rycerza, a to oznacza konieczność zmierzenia się z kolejnym klasycznym wątkiem tej legendy - dorosłą sierotą biorącą pod opiekę osierocone dziecko.
Wprowadzenie postaci Robina zawsze jest ryzykowne. Wielu twórców woli całkowicie go pomijać i nie zaburzać wizerunku utrapionego żałobą, podejmującego heroiczny wysiłek, by przekuć osobiste cierpienie na coś dobrego dla swojej społeczności bohatera (dość wspomnieć Christophera Nolana). Jeph Loeb znalazł jednak w tej układance doskonałe miejsce dla młodocianego Dicka Graysona, bo kiedy już wydawało się, że nieludzka postać przemykająca w cieniu, pilnująca bezpieczeństwa Gotham przejęła całkowitą kontrolę nad Brucem Waynem, napotkanie na swojej drodze kogoś, kto dzieli podobne doświadczenia posłużyło za stopniowe wybudzanie z amoku.
Loeb nie marnuje czasu na zagłębianie się w szczegóły tragicznych losów cyrkowej rodziny Graysonów - wie, że niemal każdy, kto po ten tom sięgnie już ją zna, więc pozwala sobie na skrót w trzech dużych, wymownych kadrach rozlokowanych na czterech stronach. Kluczowy moment następuje później, gdy Alfred nakrywa Dicka w sypialni państwa Wayne'ów, a Tim Sale równolegle przedstawia reakcję wiernego kamerdynera teraz i w podobnej sytuacji przed laty, po natrafieniu na przeglądające osobiste przedmiotów rodziców Bruce'a. Kadry są bliźniaczo podobne, dialogi również, co podkreśla podobieństwa łączące chłopców, inna okazuje się natomiast reakcja Alfreda - kiedy przed laty usłyszał od dziecka, że zostało zupełnie samo, w bezradności zamilkł. Teraz nie powtarza błędu, otacza Dicka opieką.
Podobna przemiana, a także związane z nią, pogłębione refleksje, dosięgają Bruce'a i właśnie wątek powracania z mroku - w który zaangażowani są również dążący do pojednania z własną rodziną Gordon i romantyczna relacja z Seliną Kyle - stanowi serce tego komiksu. Tym "Mroczne zwycięstwo" różni się też od "Długiego Halloween". Zwieńczeniem tamtej historii było dojmujące poczucie beznadziei. Niebezpieczeństwu zażegnano tak dużym kosztem, że trudno było się radować, a tutaj obserwujemy proces gojenia ran i odzyskiwania woli nie tylko przeżycia, ale też życia.
Scenariusz Loeba nie jest przy tym ckliwy czy naiwny. W interesujący sposób rozgranicza dwa wymiary przestępczego światka Gotham, przeciwstawiając sobie "zwykłych" gangsterów z kilku niebezpiecznych rodów i "dziwolągów", czyli wszystkie te barwne postacie od Jokera przez Solomona Grundy'ego po Calendar Mana. To w scenach konfliktów pomiędzy nimi najwięcej jest akcji, Batman zajmuje się raczej tym, co zawsze było jego domeną, choć wielu autorów o tym zapomniało - jest największym detektywem na świecie. Badanie tajemniczych morderstw, dochodzenie, kto za nimi stoi i groźna aura w niczym nie przypominają wesołych przygód Dynamicznego Duetu, więcej jest w nich z thrillerów Davida Finchera, co w równym stopniu jest zasługą Tima Sale'a - jednego z najlepszych rysowników, jacy kreowali losy Batmana. Jokera czy Strach na Wróble z ogromnymi zębami istnieją wprawdzie wbrew anatomicznym ograniczeniom ludzkich ciał, ale ich kreskówkowy wygląd dodaje nieobcej wrogom Mrocznego Rycerza groteskowości. On sam na ogół pozostaje przygarbiony, mocno zaciska usta, w rezultacie czego napięcie i determinacja emanują od niego w każdym kadrze, pozwalają zrozumieć, w jakim znajduje się stanie bez dialogów i narracji tekstowej.
Jak to często bywa w tych komiksach z Batmanem, gdzie przychodzi mu się mierzyć z więcej niż jednym przeciwnikiem, ten główny wróg portretowany jest jako wyjątkowo przebiegły i silny, a pozostali nagle słabną, wydają się zaledwie rekwizytami. Loebowi nie udało się przed tym wystrzec (żałośnie wypada zwłaszcza Riddler) i być może lepszym rozwiązaniem okazałoby się zastąpienie niektórych kultowych złoczyńców zwyczajnymi, podrzędnymi rzezimieszkami, ale emocjonalna huśtawka i zagadkowy dreszczowiec w pełni rekompensują to drobne niedociągnięcie. "Mroczne zwycięstwo" to jeden z tych komiksów o Batmanie, które trzeba znać.
Batman: Mroczne zwycięstwo
Tytuł oryginalny: Batman: Dark Victory
Polska, 2024
Egmont Polska
Scenariusz: Jeph Loeb
Rysunki: Tim Sale