Obraz artykułu Meat Spreader: Nowoczesny grind zupełnie mnie nie kręci

Meat Spreader: Nowoczesny grind zupełnie mnie nie kręci

Meat Spreader momentalnie zawojował grindcore'owe podziemie. Polski zespół składa się z byłych i obecnych muzyków Dead Infection, Squash Bowels czy The Dead Goats, a na początku roku wydał nowy album i po raz kolejny zamieszał na scenie. Z tej okazji zamieniłem parę słów z wokalistą, Jarem.

Wojciech Michalak: Miałeś dłuższą przerwę od zajmowania się muzyką, trudno było wrócić z emerytury i ponownie stanąć przed mikrofonem?

Jaro: Nie było trudno. Potrzebowałem po prostu impulsu, a okazało się nim spotkanie Artura [Grassmanna] ze Squash Bowels i jego propozycja założenia nowego zespołu. Określenie tego jako "impuls" faktycznie jest najbardziej trafne, bo wcześniej w ogóle nie rozważałem powrotu. Padła propozycja, którą szybko przeanalizowałem w głowie i stwierdziłem: Czemu nie? Jeśli znajdziemy odpowiednich ludzi, warto spróbować. Jeżeli chodzi o kwestie warsztatowe, to o dziwo w ogóle nie odczułem przerwy - namiętnie chodzę na mecze i regularnie ćwiczyłem gardło na trybunach.

 

Jak postrzegasz Meat Spreader - to nowy, niezależny twór czy traktujesz go jako kontynuację działalności w Dead Infection?

Wydaje mi się, że ludzie często postrzegają Meat Spreader jako kontynuację Dead Infection, ale dla mnie jest to zupełnie inny twór. Są oczywiście jakieś naleciałości ze starszych lat, nie przeskoczymy tego, zwłaszcza okresu, kiedy na gitarze grał z nami Tocha [Tomasz Naliwajko]. W tamtym czasie pięćdziesiąt procent Meat Spreadera tworzyli muzycy ze starego okresu działalności Dead Infection. Dla mnie jest to jednak inny zespół, a od samego Dead Infection nie chcę i nigdy nie chciałem odcinać kuponów. Ludzie często kojarzą nas z marką sprzed lat i - nie okłamujmy się - pomaga to nam w zdobyciu większej popularności. O ile o jakiejkolwiek możemy mówić, bo jednak nie gramy zbyt często.

Bardziej odpowiada ci tryb pracy, jaki mieliście z Dead Infection, kiedy grało się więcej i wszyscy byli na miejscu, czy jednak lepiej czujesz się w zespole funkcjonującym na odległość, z luźniejszym grafikiem?

Zdecydowanie lepsze jest bycie w jednym miejscu i większa regularność prób. Tego nie da się zastąpić, nawet przy pomocy dostępnych obecnie technologii. Pewnie gdybyśmy organizowali regularne próby, moglibyśmy grać więcej koncertów. Obecnie każda wymaga trochę kombinowania. Ostatnio, kiedy graliśmy na Obscene Extreme, też potrzebowaliśmy dostępu do sali prób na miejscu, żeby wcześniej się zebrać. Tak naprawdę odświeżamy materiał przed koncertem i od razu wchodzimy na scenę. Powiem szczerze - nasz profesjonalizm w znacznym stopniu pomaga funkcjonowaniu tego zespołu. Gdyby nie to, że każdy z nas ma poukładany w głowie ten materiał, nie miałoby to sensu. Rozmawiałem z paroma znajomymi, którzy przyznali, że nie umieliby pracować w systemie, w którym spotykasz się na próbę raz na pół roku, a potem grasz duży festiwal. Regularność zdecydowanie daje więcej luzu i łatwości niż spotykanie się raz na parę miesięcy.

 

A nie brakuje ci w takim razie jakiegoś regularnie działającego zespołu na miejscu? Każdy z pozostałych muzyków Meat Spreader ma też inny, aktywniejszy projekt u siebie na miejscu.

Wystarczy mi to, co mam. Jestem bardzo zajęty na co dzień pracą, relacjami rodzinnymi i pasją piłkarską. Odpowiada mnie obecna sytuacja, a jak chłopaki chcą grać więcej, to niech grają.

 

Gdybyśmy żyli w równoległym świecie, w którym grindcore nigdy nie powstał, to czy dalej zająłbyś się muzyką?

Pewnie zająłbym się czymś w rewirach punk rocka. Moja przygoda z ekstremą tak naprawdę zaczęła się od punka i do dziś mam ogromny sentyment do tej muzyki oraz takich zespołów jak The Exploited, G.B.H. czy Dead Kennedys.

 

Zwłaszcza, że scena punkowa w Wielkiej Brytanii - gdzie obecnie mieszkasz - od zawsze jest silna.

Oj tak. Często można trafić do małego, lokalnego pubu i zobaczyć zespół, który sprawia, że cofasz się w czasie do lat 80. W mojej okolicy występuje często lokalny zespół o nazwie The Phobics, który dosłownie gra jak wyjęty z końca lat 70. Zresztą wszyscy wiemy, gdzie ta muzyka powstała. I ciągle tutaj siedzi!

Tomek Zagórski [Behind The Mountain Records] to niemal legenda ekstremalnego podziemia w Polsce, ale co sprawiło, że zdecydowaliście się na wydanie materiału właśnie u niego? Jestem pewien, że w przypadku Meat Spreader była długa kolejka chętnych wydawców.

Szczerze? Nie wiem [śmiech]. Myślę, że któryś z chłopaków miał z nim wcześniejszy kontakt. Ja byłem trochę poza tematem. Tomka znam od lat, odwiedził mnie nawet kilkukrotnie i poszliśmy wspólnie na mecz. Mniejsza zresztą o powód tej decyzji, ważne jest to, że okazała się trafna. Na Tomku można polegać i robi wspaniałą robotę. Jesteśmy bardzo zadowoleni.

 

Muzyka Meat Spreader to wręcz definicja starej szkoły grindcore'u. Czy takie było odgórne założenie, czy wyszło tak naturalnie z waszych inspiracji?

Zdecydowanie ta druga opcja. Taka muzyka przychodzi nam naturalnie. Nowoczesny grind zupełnie mnie nie kręci - ta muzyka obrała kilka różnych dróg i większość z nich nie odpowiada mi. Porngrindy czy nastawienie na prędkość i pozbawienie muzyki feelingu to nie moja bajka. Stara szkoła rządzi.

 

Jeżeli chodzi o starą szkołę, osiągnąłeś status legendy tej niszy.  Czy oprócz wpływu na karierę Meat Spreader, czujesz, że w jakikolwiek sposób rzutuje to na twoje życie?

Nie wpływa to za bardzo na codzienność. Czasami ludzie rozpoznają mnie na koncercie i są chętni do wypicia wspólnego piwa, ale to tyle. Nie mam żadnych zniżek w lokalnych sklepach [śmiech]. Ale to miłe, że ludzie pamiętają, chcą podać rękę, pogadać. Zdarzają się też namolni, nie zawsze te spotkania są miłe. Ale tak naprawdę tyle mam ze swojej popularności.

 

Jak doszło do tego, że udzieliłeś się wokalnie na płycie Haemmorhage?

Luisma [Luis Queroga - gitarzysta Haemmorhage] skontaktował się ze mną i zapytał, czy nie miałbym ochoty czegoś dograć. Akurat byliśmy w studiu i nagrywaliśmy wokale na pierwsze wydawnictwo Meat Spreader, zgrało się to idealnie i mogłem nagrać parę rzeczy dodatkowo dla Haemmorhage.

Jak z perspektywy Polaka na emigracji oceniasz post-brexitową sytuację w Wielkiej Brytanii?

Nic się nie zmieniło na dłuższą metę. Po brexicie zdecydowałem się zlikwidować nasz sklep merchowy online. Wysyłanie i otrzymywanie przesyłek na linii Europa-Anglia stało się potwornie drogie, ale codzienne życie nie zmieniło się w ogóle. Na początku wszyscy spodziewali się, że Anglicy zaczną pracować, bo pojawi się duża ilość wakatów w związku z opuszczeniem kraju przez imigrantów - tak się nie stało. Pracuję obecnie w dużej firmie i byłem lata temu zarejestrowany w kilku agencjach pracy związanych z koleją. Dzień po brexicie zacząłem być bombardowany mailami z propozycjami zatrudnienia. Wyglądało to jak atak paniki i chęć zatrzymania kogoś w Anglii za wszelką cenę. W praktyce za dużo ludzi nie wyjechało i różnicy nie czuję żadnej.

 

Twoja wielka miłość do klubu piłkarskiego Nottingham Forest nie jest tajemnicą. Myślisz, że uda się im trzeci raz z rzędu uciec spod topora i utrzymać w Premier League?

Uważam, że w tym sezonie będzie lepiej, stawiałbym, że skończymy w okolicy środka tabeli. Oglądałem wczoraj mecz przedsezonowy i Nottingham Forest zaczyna wyglądać jak drużyna. Skończyły się robione w panice zakupy dwudziestu pięciu zawodników w ciągu jednej przerwy między sezonami. Jestem optymistą.

 

Masz wrażenie, że w ostatnich latach scena metalowa i grindcore'owa zlewają się w jedno?  Graliście ostatnio na Obscene Extreme, gdzie wyjątkowo dobrze pasujecie, ale czy wyobrażasz sobie Meat Spreader chociażby na Mystic Festival albo innym festiwalu ciężkiej muzyki, który nie jest adresowany do aż tak wąskiej niszy?

Nie przeszkadzałoby mi zagrać na innej imprezie. Muzyka ekstremalna to muzyka ekstremalna. Widać, że sporo imprez ma coraz bardziej mieszane składy, nawet po wspomnianym Obscene to widać - kiedyś był tam tylko punkowe i grindcore'owe kapele, a w tym roku headlinerem było Autopsy. Mógłbym zagrać nawet na Pikniku Country w Mrągowie. Widok zdezorientowanej i zaskoczonej publiczności mógłby nam sprawić sporo radości [śmiech].

 



Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce