Obraz artykułu Marie Laveau: W gotyku jest melancholia, ale ja bardziej się wściekam niż smucę

Marie Laveau: W gotyku jest melancholia, ale ja bardziej się wściekam niż smucę

Gotycki rock i deathrock wciąż cieszą się sporym zainteresowaniem w swojej niszy, a ostatnimi czasy sporo szumu narobił nowy stołeczny zespół - Marie Laveau.

O tym, na ile tego typu granie jest wehikułem czasu do dekady mocnego makijażu i wszechobecnych pajęczyn, a na ile głosem młodego pokolenia opowiedzieli wokalistka Maja Przybysz oraz gitarzysta Franek Dąbrowski.

 

Wojciech Michalak: Marie Laveau uderza przede wszystkim spójnością muzyki, wizerunku, tekstów. Na ile warstwa pozamuzyczna jest istotna dla waszego zespołu?

Maja Przybysz: Muzyka jest najważniejsza, ale wiadomo, że w gatunku, który gramy i na scenie, której jesteśmy częścią aspekty wizualne są istotne. Musimy jakoś wyglądać, ale przychodzi nam to naturalnie, bez przymusu - każde z nas interesuje się w jakimś stopniu ekspresją wizualną. Myślę, że sporą robotę robią tu chociażby nasze makijaże i stroje. Najbardziej zależy nam na brzmieniu, ale wygląd też jest istotny.

 

Franek Dąbrowski: Kiedy idzie się na nasz koncert, można oczekiwać czegoś więcej niż tylko odegrania utworów. Można zrobić show, można wyglądać ciekawiej niż typowy jabolpunkowy zespół.

 

MP: Deathrock i muzyka gotycka to gatunki, które są bardzo teatralne i od zawsze miały w sobie sporo ekspresji. Staramy się uciekać od dużego nacisku na aspekt wizualny, ale wiem, że ludzie na to zwracają uwagę. Pełni to rolę atrakcji na scenie.

Trudno nie odnieść wrażenia, że jesteście zespołem z innej epoki. Jaką rolę ma aż tak silne spojrzenie wstecz w dzisiejszych czasach?

MP: Nie myślimy o tym w kontekście konkretnego przesłania czy komentarza. Po prostu lubimy taką muzykę. Sama najwięcej siedzę w alternatywie z lat 90., kocham muzykę z lat 80. i 90. Podoba mi się też tamten okres w rozwoju samej subkultury - zarówno muzycznie, jak i wizualnie najbardziej przemawiali do mnie artyści z tamtych lat. Obecnie scena gotycka często idzie w bardziej elektroniczną stronę, nad czym ubolewam, bo jednak wolę żywe instrumenty. Bardzo nam zależało na tym brzmieniu. Przy okazji któregoś z koncertów ktoś napisał o nas, że gramy jak w 1983 roku - nietoperze i eyelinery. Brzmi to zabawnie, ale traktujemy to jak komplement. Nie chcemy robić niczego nowego i rewolucyjnego, ale staramy się wkładać we wszystko dużo serca i trzymać tego, co lubimy najbardziej.

 

FD: Wszystkie nasze inspiracje wychodzą z oldschoolowych rzeczy - każdy słucha bardzo różnej muzyki i wyciąga z tego różne elementy. Większość dobrych rzeczy w muzyce została już zrobiona, więc czemu nie eksperymentować z nimi? Skoro inspirujemy się starą muzyką, to reszta wychodzi bardzo organicznie.

Bardzo mi się podoba zwrot nietoperze i eyelinery. A jak sami byście siebie określili?

MP: Śmieję się, że gatunkowo Marie Laveau to girlsband, bo bardzo inspiruję się sceną riot grrrl i kobiecym punkiem. Lubię czy w tekstach, czy w sposobie śpiewania myśleć, że gramy deathrockowy punk.

 

FD: Wydaje mi się, że gramy gothic-punk. Nawet jeśli słowo gothic zdaje się wprowadzać pewne ograniczenia, to trzymamy się punkowych struktur utworów, które podbarwione są gotyckim klimatem i ważnymi dla nas aspektami tej kultury.

 

MP: Coraz bardziej staram się unikać zamykania naszej muzyki w konkretnym gatunku. Ostatnio napisany przez nas utwór - który pewnie znajdzie się na kolejnym singlu - nigdy nie leżał obok gotyku. Mroczna atmosfera jest nam bliska, ale nie chcemy, żeby w jakikolwiek sposób nas ograniczała. Jesteśmy zlepkiem wszystkiego, co chłoniemy.

 

Dlaczego z całego panteonu postaci związanych z magią i okultyzmem wybraliście jako nazwę akurat królową voodoo?

MP: Tak naprawdę nic za tym nie stoi. Nie mogliśmy znaleźć nazwy, a narzeczona naszego basisty studiowała historię sztuki i od niej wyszła propozycja. Z perspektywy czasu myślę, że ciekawie się to zgrało, gdy zaczęliśmy grać cover "Live With The Dead" Voodoo Church. Nie ma tu jednak żadnego drugiego dna

Z punktu widzenia osoby spoza stolicy, sprawiacie wrażenie zespołu bardzo mocno zintegrowanego ze sceną warszawską. Na ile istotny jest dla was ten element lokalny?

MP: Trzymamy się mocno razem. Wszyscy się kolegujemy i widujemy poza zespołami. Wychodzi to naturalnie. Na scenach alternatywnych w miastach często widać, że to młodzi zaczynają coraz częściej sami się zbierać i organizować. Ważne są dla nas nasze miejscówki i scena - jest to przestrzeń na pokazanie czegoś własnego. W Warszawie jest najwięcej gotyckich koncertów, tego typu granie zbiera spore zainteresowanie. Lubimy grać u siebie i mieć kontakt z widownią na poziomie koleżeńskim. Ta scena jest spójna, trzyma się razem i bardzo mnie to cieszy.

 

Wiadomo, że gotyk i death rock czerpią z tych samych źródeł, co duża część horrorów - jakie są wasze inspiracje pozamuzyczne?

FD: Zanim wsiąkłem w muzykę gotycką, bardzo lubiłem oglądać stare, często czarno-białe horrory. Lubiłem klasyczne filmy Universala, ale też stare horrory science-fiction, na przykład "Muchę" czy slashery. Deathrock wywoływał we mnie podobne odczucia - i w horrorze, i w tym graniu jest sporo warstwy szoku. Te dwa rodzaje sztuki są bardzo blisko ze sobą spokrewnione. Filmy traktuję jako silną inspirację, która jest mocno we mnie zakorzeniona. Nie sądzę, żeby to się miało zmienić.  

Maju, wspomniałaś w którymś wywiadzie, że tekstowo skupiasz się na żalu i frustracji, nie smutku i melancholii. Ciekawi mnie ten kontrast, bo jednak wściekłe teksty zazwyczaj idą w parze z większą ekstremą muzyczną.

MP: Nie wiem, czy zazwyczaj, trudno mi powiedzieć. Metalu nie słucham, szanuję, znam sporo fajnych osób z tych kręgów, ale to nie moja bajka. Bardzo lubię za to hardcore punk. Popatrz chociażby na teksty Bikini Kill czy innych grup z tego kręgu - żal można wyrażać również w melodyjnej muzyce. Jestem świadoma tego, że w gotyku często kładzie się nacisk na melancholię i żałobny klimat, ale sama się z tym nie utożsamiam. Bardziej się wściekam niż smucę i o tym piszę teksty. Próbowałam pisać teksty wpasowujące się w gatunek, ale nie wychodziły naturalnie. Dla mnie obecna forma jest najlepsza, by wyrzucić z siebie parę rzeczy.

 

Działacie od niedawna, a już wzbudzacie spore zainteresowanie. Co sprawia, że Marie Laveau ma tak pozytywny odbiór?

MP: Chyba trochę brakowało takiego brzmienia wśród młodych osób. Jest sporo starszych zespołów, które tak grają, a ludzie je kochają, ale nowsza scena gotycka idzie w bardziej elektroniczną stronę. Trochę też trafiliśmy na falę młodych ludzi, którzy interesują się tego typu muzyką. Pięć lat temu, kiedy wchodziłam w te klimaty, brakowało młodych gotów. Myślę, że gdybyśmy zaczynali wtedy, wszystko potoczyłoby się inaczej. Spora subkultura słucha muzyki z przełomu lat 80. i 90. - większość muzyków z tych czasów albo nie żyje, albo jest już wiekowa, a same koncerty są bardzo drogie - my gramy lokalnie i mamy dobrą frekwencję. Ludzie mogą tanio zobaczyć granie w swoich klimatach i nowsze podejście do gatunku. Myślę, że trochę też wchodzi aspekt nostalgii - większość starszych osób, które nas słuchają pochodzi z zagranicy, bo w Polsce nie było takiej fali gotów w latach 80. jak na Zachodzie. No i aspekty wizualne też robią swoje.

Ciekawi mnie przypadek waszego perkusisty, Wojtka Jędrusika. Wcześniej był gitarzystą w metalowym Zenith, ale - z tego, co się orientuje - Marie Laveau jest dla niego debiutem w roli perkusisty. Nie mieliście obaw, biorąc do składu osobę bez doświadczenia ze swoim instrumentem?

MP: To nie był nasz pierwszy raz z perkusistą bez doświadczenia. Nasz pierwszy bębniarz, Karol [Głowania, z zespołu Seks w Czasach Wojny], grał na instrumencie tylko trzy miesiące przed dołączeniem do nas. Niestety, ze względów czasowych, nie wyszło nam - Karol ma bardzo aktywny zespół i kiedy zaczęliśmy więcej koncertować, okazało się to nie do połączenia. Kolejnym bębniarzem był Janek, z którym nam po prostu nie wyszło. W dużych miastach trudni jest znaleźć perkusistę. Z Wojtkiem poznaliśmy się rok temu na naszym koncercie i jesteśmy przyjaciółmi. Któregoś razu wspomniał, że interesuje się perkusją i coś sobie gra. Wiem,że to nie jest osoba, która rzuca słowa na wiatr, więc założyłam, że faktycznie potrafi grać. Gdy nasz ówczesny bębniarz nie mógł zagrać, poprosiliśmy Wojtka o wejście na zastępstwo na koncert na Fląder Fest w Gdańsku. Bardzo nam podszedł jego styl gry - był zupełnie inny niż u poprzedników. Zależało mi, żeby nie mieć perkusisty post-punkowego, tylko takiego, który wniesie więcej ciekawych zagrywek. Okazało się, że Wojtkowi również podobała się praca z nami. Jest obecnie z nami na stale i dogadujemy się świetnie.

 

Wypuściliście humorystyczną grafikę, na której przedstawiliście "Are You Blind?" jako singiel RMF FM. Oczywiście rozumiem żart, ale ciekawi mnie, czy waszym zdaniem tego typu muzyka będzie mieć kiedykolwiek szanse na wbicie się w mainstream?

MP: Myślę, że nie. Ze wszystkich zespołów gotyckich, które grają w Polsce my jesteśmy jednym z bardziej - lekko użyję tego określenia - popowo brzmiących. Mimo wszystko nie wierzę, że zespół deathrockowy trafi do mainstreamu i będzie leciał w zwykłych radiach. Jesteśmy świadomi, że ten gatunek to wąska nisza i nawet jeśli zyskuje obecnie większą popularność, to nie na tyle, żeby trafić do RMF. Chcemy być słyszani, ale nie celujemy w mainstream. Taneczność naszej muzyki wychodzi naturalnie.

 


fot. Sofia Vyalykh (1, 2, 4) i Łukasz Łazarczyk (3)


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce