Hickman tym razem przekazał pałeczkę innemu nadwornemu, renomowanemu scenarzyście Marvela – Gerry'emu Dugganowi, który neofitą w temacie bynajmniej nie jest, maczał palce również w „Empireum. X-Men”, „Świt X. Marauders” czy „X mieczy”. Niestety także jemu zabrakło przede wszystkim skupienia – podobnie jak w pierwszym tomie, tak też tutaj przeskoki pomiędzy wątkami, tempo wydarzeń i łatwość, z jaką kolejni wrogowie są neutralizowani utrudniają wciągnięcie się w wir wydarzeń i uwierzenie, że nad najsłynniejszą drużyną mutantów choćby przez chwilę ciąży realne zagrożenie.
Na nic atak kosmicznego kaijū pokonanego za pomocą naprędce skonstruowanego mecha w stylu rodem z „Power Rangers”. Na nic Fala Anihilacji, która mimo groźnej nazwy, okazuje się po prostu kolejną masą nijakich gargantuicznych stworów. Na nic psychopatyczni bogacze ze Świata Gier, którzy dla rozrywki próbują zgładzić Ziemię, jeżeli stawka przez cały czas wydaje się niska, a cel tych epizodycznych potyczek nie wykracza poza przedstawienie kilku widowiskowych kadrów. Może jeszcze podkreślenie, że w nowym składzie drużyna X-Men działa wyjątkowo sprawnie, bo nie tylko każdy po kolei popisuje się swoją emblematyczną bronią, są też taktyka, współpraca, równowaga.
.jpg)
Uczciwie należy dodać, że przy całym geniuszu nowego rozdania dla mutantów, stworzenia dla nich państwa i rozpychania się na arenie międzynarodowej, to Hickman w pierwszej kolejności odpowiada za zmniejszenie ryzyka każdej z toczonych przez jego podopiecznych batalii, bo czym tu się martwić, skoro wyspa Krakoa – nowa ojczyzna posiadaczy genu X – obdarzyła swoich mieszkańców nieśmiertelnością? Są jak członkowie ekipy Son Goku, których walkami na śmierć i życie trudno się przejmować, skoro wystarczy zebrać Smocze Kule, by przywołać każdego z nich z zaświatów. Nie żeby wcześniej czyjakolwiek śmierć w komiksach Marvela okazała się permanentna, ale istniała przynajmniej iluzja ryzyka, w którą bez wysiłku dało się uwierzyć. Dugganowi na plus można zaliczyć podjęcie nieoczywistej próby przywrócenia jej.
X-Men po perturbacjach z poprzednich tomów, decydują się wyjść do ludzi i zamiast dzielić, mścić się albo podkreślać ewolucyjną wyższość, próbują zbudować wspólnotę. W Central Parku stawiają nową siedzibę (Domek na Drzewie, który ma wpasować się w otoczenie, a nie górować nad pozostałymi budynkami jak siedziby innych nadludzi pozamykanych w szklanych wieżach), po pokonaniu wrogów dają się zaprosić na biesiadowanie z lokalną społecznością, wydawać by się mogło, że wreszcie dochodzi do pełnej asymilacji. Pośród tej sielanki, a nie kreatur Wielkiego Ewolucjonisty, żądnej zemsty ekipy Reavers czy koszmarów zsyłanych przez Nightmare'a (dyskontową wersję Sandmana), czyha jednak prawdziwe niebezpieczeństwo – zdemaskowanie.
.jpg)
Można uznać za pewnik, że odkrycie przez opinię publiczną możliwości przywracania do życia zmarłych nie tylko zostałoby potraktowane jako ostateczny dowód na ewolucyjną niższość człowieka w stosunku do mutanta, ale również każdy – od polityków przez włodarzy wielkich korporacji po zwykłych ludzi – zapragnąłby posiąść tę moc. Pierwsza do podjęcia interwencji jest oczywiście organizacja Orchis z doktorem Stasis na czele, która odkrywa zwłoki Cyclopsa, mimo że ten cały i zdrów wciąż przewodzi X-Men. Zamiast jednak od razu doprowadzając do bezpośredniego starcia, co pasowałoby do reszty tomu, za cel obrane zostaje zniszczenie dopiero co zacieśniającej się więzi między ludźmi a mutantami.
Kluczową rolę w intrydze odgrywa Ben Urich, najsłynniejszy dziennikarz śledczy w świecie Marvela i wzór obiektywności. W jednym z felietonów zastanawia się, czy mutanci mieli prawo przeobrazić Marsa w Arakko (gdzie żyją inni, bardziej agresywni mutanci) i zająć go bez konsultacji z innymi państwami. W końcu Amerykanie nie zawłaszczyli Księżyca, gdy jako pierwsi postawili na nim stopę, ale przy dzisiejszych zakusach ich władz do przejęcia Kanady, Grenlandii i Strefy Gazy, być może historia potoczyłaby się zupełnie inaczej... To właśnie jemu podsunięte zostają dowody na opanowanie umiejętności odradzania się, a jako idealista nie widzi innej możliwości, jak tylko wyjawienie prawdy całemu światu. Po starej znajomości, daje jednak Cyclopsowi dwadzieścia cztery godziny na przygotowanie oświadczenia.
Gdyby cały tom kręcił się wokół tego wątku, a nie z rozdziału na rozdział zmieniał ton, raz pokazując Feilonga podbijającego Fobosa, księżyc Marsa/Arakko, by mieć oko na planetę, której terraformacja stanowiła jego największe marzenie, kiedy indziej wprowadzając z nienacka Kapitana Krakoę, o którym nie wiemy jeszcze nic, bez dwóch zdań okazałby się pasjonującą lekturą. Chaos i pośpiech szkodzą mu, ale kto znajdzie w sobie duże pokłady cierpliwości i poskłada skrawki fabuły w całość, nie będzie miał poczucia zmarnowanego czasu po dotarciu do ostatniej strony.
Rządy X. X-Men
Tytuł oryginalny: X-Men: Reign of X
Polska, 2025
Egmont Polska
Scenariusz: Gerry Duggan
Rysunki: Pepe Larraz, Javier Pina, Zé Carlos
.jpg)