Można było mieć obawy co do tego, czy King jest właściwą osobą, by tę historię odpowiedzieć – w końcu kilka lat temu, jako autor „Batmana”, przeforsował pomysł płomiennego romansu Oswald Cobblepot z prawdziwą pingwinicą... Zresztą cały jego cykl w ramach serii DC Odrodzenie uchodzi za niezbyt lubiany przez zdecydowaną większość fanów i fanek Mrocznego Rycerza, ale z drugiej strony to także autor znakomitych „Vision” (na którym w dużym stopniu bazuje serial „WandaVision”), „Mister Miracle” czy „Rorschacha”, gdzie dowiódł literackiego talentu. Na szczęście najnowsze wydanie Pingwina można uznać za odkupienie – to jeden z lepszych komiksów w dorobku amerykańskiego scenarzysty i byłego oficera CIA, nawet jeżeli brakuje mu satysfakcjonującego zwieńczenia.
Tom składa się z dwóch, nastrojowo wyraźnie odmiennych części – w drugiej połowie komiksu początki Pingwina w gangsterskim światku zostały napisane na nowo, w pierwszej poznajemy jego aktualną sytuację. Okazuje się, że na emeryturze w Metropolis spokorniał, prowadzi kwiaciarnię, przesiaduje w parku, cieszy się pełnią życia w wieku osiemdziesięciu pięciu lat. Amerykański rząd rzecz jasna nie ufa tej przemianie i sprawuje nad byłym królem podziemia stały nadzór, niekiedy doprowadzając nawet do prowokacji, które miałyby zdemaskować dawnego gangstera. Ten niezmiennie zachowuje zimną krew, ale sielanka nie trwa długo – to właśnie politycy decyduje o przerwaniu wypoczynku i zmuszeniu Cobblepota, by powrócił do Gotham i odebrał swoje dawne królestwo niewdzięcznym dzieciom. W jakim celu? To nie zostało jak na razie wyjawione.
.jpg)
King utrzymuje niespieszne tempo, stawiając na powolne budowanie napięcia za pomocą dialogów, dzięki czemu powrót niedawna emerytowanego gangstera na szczyt okazuje się mozolną, bolesną drogą, na której tytułowy bohater bywa bity, postrzelony i na pozór pokonany, ale każdą ranę potrafi przekuć na własną korzyść, ostatecznie zawsze stawiając na swoim. Z perspektywy czytelnika przewrotnie najwięcej zyskują na tym postacie poboczne – każda dostaje szansę, by pokazać więcej niż zazwyczaj pozwala na to scenariusz, zyskuje przynajmniej odrobinę tożsamości.
W osiągnięciu tego efektu pomaga zabieg, dzięki któremu niemal każda scena nabiera wymiaru osobistego – przekazywanie narracji pomiędzy poszczególnymi bohaterami, jakby grali ze sobą w berka. Nadzorująca operację Nuri Espinoza nie jest w rezultacie po prostu kolejną przyodzianą w garnitur agentką cierpiącą na całkowity zanim tożsamości, a asystent Pingwina urasta do rangi człowieka większej klasy (a nawet większych umiejętności w bezpośredniej walce) niż jego mocodawca. Intrygująca jest relacja głównego bohatera z dawną małżonką, Lisą St. Clair – trudno stwierdzić, czy jej dominującym składnikiem jest pożądanie, czy nienawiść, a przyjmujący rolę szpiega w szeregach zdradzieckich dzieci Black Spider nie miał tak głęboko zarysowanej tożsamości, odkąd został stworzony blisko pół wieku temu. Z jednej strony jest w nim negatywna motywacja do pozbawiania życia uzależnionych osób, która czyni go czarnym charakterem, z drugiej sam faszeruje swojego partnera venomem, by uśmierzyć ból w śmiertelnej chorobie.
Interesująca jest także rola Force of July – drużyny, która już w latach 80., gdy debiutowała na kartach „Batman and the Outsiders Annual”, dała się poznać jako rozszczepiona na pięć postaci uboga wersja harcerzyków z zastępu Kapitana Ameryki, ale odpowiedzialni za jej stworzenie Mike W. Barr i Jim Aparo nie wpadli w pułapkę nasączonego patosem patriotyzmu, próbowali pokazać jego patologiczną, szowinistyczną wersję. W podobne rewiry skierował się Tom King, ukazując ludzi złamanych, zdesperowanych, gotowych zabić dla własnych celów albo zabić, żeby znowu mieć jakiś cel. Nie stoi za tym pogłębiony komentarz polityczny, ale kiedy jeden z bohaterów z całym zdecydowaniem stwierdza: Jestem Ameryką, nie trudno się domyślić, jak scenarzysta postrzega stan, w jakim znalazła się jego ojczyzna.
.jpg)
Kiedy ta osobliwa drużyna nabiera kształtu, King dociska hamulec, zaskakuje odroczeniem przejścia do konkretów i rozwinięciem długo szkicowanego wstępu. Dla części czytelników może to być nieco frustrujące, ale skok w przeszłość i napisanie na nowo biografii Oswalda Cobblepota szybko okazuje się równie ciekawy. W ostatnich latach wielu twórców starało się umocnić relację Batmana z Jokerem, dowieść, że dopełniają siebie nawzajem i nigdy nie pozwalają – z wykraczającego poza zdrowy rozsądek powodu – by ten drugi bezpowrotnie odszedł. Tutaj w podobnej zależności znajdują się Batman i Pingwin, ale nie podlega ona romantyzowaniu, sprowadza się do wzajemnego uzyskiwania korzyści. Do tego zresztą stopnia, że Bruce Wayne w pewnym momencie zastawia się, kto tu kogo wykorzystuje.
Tom King w pełni się zrehabilitował – tym razem zamiast ośmieszać Pingwina, uczynił z niego wyjątkowo ludzką, tragiczną postać pełną sprzeczności. Można by narzekać, że nazbyt skupił się na stopniowaniu napięcia i rozwijaniu kontekstów, w rezultacie czego brakuje wyraźnego momentu kulminacyjnego, ale to historia dla cierpliwych. Jeżeli autor utrzyma wysoki poziom, konkluzja będzie podwójnie satysfakcjonująca.
Pingwin
Tytuł oryginalny: The Penguin
Polska, 2025
Egmont Polska
Scenariusz: Tom King
Rysunki: Rafael De Latorre
.jpg)