Scenarzyści Phillip Kennedy Johnson i Tom Taylor zdawali sobie sprawę z tego, że od komiksu zatytułowanego "Powrót Kal-Ela" wszyscy będą oczekiwać wzruszającej sceny ponownego spotkania rodzica z dzieckiem, którzy są jednocześnie dwiema najpotężniejszymi istotami na Ziemi. Wreszcie do niej dochodzi, ale dopiero po mniej więcej jednej trzeciej tomu. Po odroczeniu momentu, od którego ciepło robi się na sercu dla wzmocnienia napięcia. Na początkowych stronach nic go nawet nie zwiastuje. Przypominają raczej cyberpunkowy horror na miarę "Hardware" Richarda Stanleya.
Wrażenie nie byłoby aż tak intensywne, gdyby nie znakomite rysunki Riccardo Federiciego. Autora dbającego o szczegóły, po mistrzowsku posługującego się cieniem i teksturami, używającego przy tym tradycyjnych, a nie cyfrowych narzędzi (choć tych w trzeciej dekadzie XXI wieku nie można już demonizować). W jego wysoce realistycznej, a zarazem przykrytej mgiełką baśniowości twórczości obraz niekiedy mówi więcej niż słowa. Wystarczy spojrzeć na wyraz twarzy postaci w poszczególnych kadrach, by z łatwością odszyfrować ich intencje oraz targające nimi emocje. Małe dzieła sztuki Włocha - znanego także z komiksu "Saria", nad którym pracował blisko półtora dekady - są na tyle charakterne, że onomatopeje i dymki dialogowe wydają się wręcz bezcześcić niepowtarzalną aurę, którą zdołały wytworzyć, ale ogólnego wrażenia nie są w stanie umniejszyć.
Z jednej strony szkoda, że Federiciemu powierzono przygotowanie tylko jednego zeszytu, z drugiej okazuje się, że niemal cały tom naszpikowany jest twórcami o wyrazistych stylach, co stanowi przyjemną odskocznię od zestandaryzowanego podejścia do rysowania komiksów superbohaterskich, dominującego zarówno w DC Comics, jak i Marvelu. Mike Perkins również potrafi pokazać Metallo jako robota wyciągnięte wprost z futurystycznego filmu grozy, a nawet Nowi Bogowie w jego wydaniu wyglądają wyjątkowo złowieszczo i groźnie. Na przeciwnym biegunie można z kolei umieścić lżejsze ilustracje Trish Mulvihill (bliższe Złotej Erze komiksu) czy Deana Haspiela (niemal cartoonowe). W sterylny schemat wpisują się jedynie trzy zeszyty "Syna Kal-Ela".
Wbrew obowiązującym normom przyjęte zostało również tempo wydarzeń i to nie tylko ze względu na zwlekanie z ukazaniem momentu ponownego spotkania ojca z synem. Na cichego, tragicznego bohatera tomu wyrasta z czasem Metallo - wpierw unieruchomiony w ciele ledwo trzymającego się kupy robota, później wbrew własnej woli wybawiony przez Luxa Luthora, który oczywiście chce czegoś w zamian. Jego dogorywanie w więzieniu, szukanie pociechy u siostry i wreszcie gotowość do przystąpienia do działania rozwijają się niespiesznie, wzmacniając poczucie zawisającej nad bohaterami komiksu grozy, z której nie zdają sobie jeszcze sprawy. Łącznie poświęcono mu zaledwie garstkę stron, ale tak ponurych, dramatycznych i intensywnych, że aż chciałoby się przeczytać odrębny tom poświęcony wyłącznie jego losom.
Obsesja Luthora na punkcie już nie jednego, a dwóch Supermanów podsuwa z czasem nowy główny motyw tych dwóch serii ("Action Comics" i "Superman: Syn Kal-Ela") - ksenofobia wymierzona imigrantów z nieistniejącej planety. Jak na zafiksowanego na punkcie przybyszy z zewnątrz, rzekomo odbierających to, co tylko jego pobratymcom prawowicie się należy, przystało, znajduje kilku frustratów podzielających pełne nienawiści poglądy, a innych zmusza do współpracy szantażem. To jednak za mało, by ludzkość odwróciła się od kogoś, kto wielokrotnie i na przeróżnych szczeblach ratował ją, więc kolejna tajemnicza broń nie ma nikomu odebrać życia, a jedynie wymazać z nich wspomnienia o prawdziwej tożsamości Supermanów. Niby niewiele, a jednak doskonale wiemy i z historii najnowszej, i z codziennych wydań wiadomości, że wystarczy zdehumanizować przeciwnika, by opinia publiczna nie tylko straciła do niego zaufanie, ale też coraz śmielej zaczęła przypuszczać ataki.
Kal-El ledwo powrócił, a już dzieje się wokół niego wiele. Sercem tomu mimo wszystko pozostaje jego bliska więź z synem, ale nie naiwna. Chociaż Clark i Jon to najlepsi kumple na świecie (a może właśnie dlatego), syn waha się przed wyznaniem ojcu, że jest w bliskiej relacji z innych chłopakiem. Wie, że nie spotkałby się z odrzuceniem, ale choćby jeden grymas albo trochę za długa pauza, a już w ich przyjaźń mógłby wkraść się dystans i nic nie byłoby takie jak dawniej. O ile nie jest się jedną z tych osób, do których przemawiają ideały Lexa Luthora, na pewno te kilka dialogów z całkowicie zatrzymaną w miejscu akcją okaże się autentycznie poruszających.
Clark i Jon Kentowie są tak bardzo zgrani, że aż szkoda ponownego rozdzielania ich na dwa tytuły. Tym bardziej, że o ile "Action Comics" z pierwszym z nich to jedna z najlepszych historii Supermana od lat, o tyle "Superman: Syn Kal-Ela" po świetnym starcie ugrzązł w kliszach i trywializmach. Niewykluczone jednak, że ten bardzo udany tom pomoże zdjęć klątwę i pod opieką ojca, także młodszych z Supermanów zacznie brylować.
Superman. Powrót Kal-Ela
Tytuł oryginalny: Superman: Kal-El Returns
Polska, 2024
Egmont Polska
Scenariusz: Phillip Kennedy Johnson, Tom Taylor, Joshua Williamson
Rysunki: Riccardo Federici, Mike Perkins, Clayton Henry, Nick Dragotta, Cian Tormey, Ruairí Coleman