Ciąg dalszy serii "Świt X" to kontynuacja wizji świata mutantów według Jonathana Hickmana, który wprowadził najśmielsze, a przy tym najbardziej udane zmiany w tytułach związanych z X-Men od czasów Chrisa Claremonta. Konstrukcja tomu jest wprawdzie bardzo chaotyczna - co dwa rozdziały, a niekiedy nawet częściej przeskakujemy do innego miejsca oraz postaci - ale to zabieg niezbędny, by po dużym wydarzeniu wyprostować wątki fabularne i sprecyzować kierunek, w jakim będą zmierzały.
Tym głównym pozostaje relacja nowego, obdarzonego świadomością domu mutantów z inną prastarą świadomą wyspą - Arakko. Na przestrzeni stuleci oddaliły się od siebie tak bardzo i trafiły do tak różnych światów - łagodnego i harmonicznego oraz niebezpiecznego i pełnego przemocy - że dzisiaj nie potrafią znaleźć wspólnego języka, choć pod postacią ożywionych drzew - wzbudzających skojarzenia z entami Tolkiena - spotykają się w połowie drogi i podejmują wysiłek naprawienia relacji.
Ma to kluczowe znaczenie także ze względu na mieszkańców obydwu miejsc - bardzo różnych od siebie mutantów, charakterem przypominających cechy swoich ożywionych domów. Dobitnie wykłada to Isca z Arakko, która na pochlebstwa Magneto o Cichej Radzie - władzach mutantów z Krakoi - reaguje najpierw zamrożonym, pozbawionym słów kadrem wskazującym na wzbierające w niej politowanie, a później stwierdzeniem: Przejrzałam cię i dostrzegłam prawdę. Jesteście dziećmi i macie dziecięcy rząd. Trudno nie przyznać jej racji - państwowość mutantów Marvela to wciąż pomysł świeży, poprzedzony dekadami bratobójczych walk, a także gnębienia czy wręcz eksterminacji ze strony ludzi. Zresztą już to, że ludzie nadal istnieją jest dla Iski dowodem słabości tutejszych posiadaczy genu X.
Sporo jest na początkowych stronach gadających głów w układzie kadrów 3x3, ale Hickman potrafi stopować akcję tak, by nawet poprzez same dialogi wzmacniać zainteresowanie. Jeszcze ciekawiej jest kilka stron dalej - kiedy Cyclops i Jean odmawiają dołączenia do Cichej Rady, zamiast tego decydując się na przewodzenie nowym, służącym ludowi X-Men. Jak jednak na młodą demokrację przystało, o tym, kto dołączy do drużyny mają zadecydować powszechne wybory - to na tyle interesujący pomysł, że od razu rośnie zainteresowanie kolejnymi tomami "Rządów X".
Kontynuowany jest także wątek Krypty, w której czas płynie znacznie wolniej, jak w Komnacie Ducha i Czasu w "Dragon Ballu", gdzie Synch, Darwin i Wolverine (Laura Kinney) - ze względu na ich wyjątkowe regeneracyjne zdolności - zostają wysłanie w celu zbierania informacji o kolejnej grupie wrogów zagrażających życiu mutantów. Tempo akcji wskakuje na zawrotne obroty, ale z podkreśleniem, że mijają tutaj dekady, a poza doskonaleniem metod infiltracji, pojawiają się także silne związki osobiste, dzięki czemu choć nieszczególnie poruszający, to jednak jest tutaj obecny także ładunek emocjonalny. To samo tyczy się ostatniego rozdziału, którego bohaterką została Mystique, gotowa zaryzykować wszystkim, by przywrócono do życia swoją żonę.
Najbardziej zaskakuje rozdział drugi (czyli zeszyt siedemnasty), gdzie Cyclops, Jean i Storm wybierają się na ratunek porwanej przywódczyni imperium Shi'ar. Najpierw zanosi się na historię detektywistyczną, ale to nie Batman - wystarczy telepatyczna moc Jean Grey i po kilku stronach zagadka zostaje rozwikłana. Stoi za tym jednak szerszy, subtelnie prowokujący do refleksji kontekst związany z międzyplanetarnym kryzysem gospodarczym, w którym bogaci stają się jeszcze bogatsi, a biedni jeszcze biedniejsi, co z łatwością można odnieść do naszej rzeczywistości. Nic tutaj nie pasuje do całej reszty tomu, z czego wynika największy atut tej króciutkiej, epizodycznej historii - jednorazowe przekazanie funkcji rysownika Brettowi Boothowi.
Twórca (wespół z Jimem Lee) postaci Backlasha z uniwersum Wildstorm przeniósł charakterystyczny styl początku lat 90. do "Rządów X", co dla pozostałych trzech autorów warstwy wizualnej komiksu jest złą wiadomością, bo niewiele ich od siebie różni, podążają tropem bezpiecznego superbohaterskiego standardu, podczas gdy Booth pokazuje charakter, wkłada w każdy rysunek siebie i przykuwa spojrzenia gęstszym cieniowaniem, ostrymi kątami, rezygnacją z wyłącznie regularnych, prostokątnych kadrów zawsze oddzielonych białym odstępem. Kontrast jest wręcz zabójczy, bo kiedy przypatrzeć się jego małym, przepełnionym szczegółami dziełom sztuki, pozostałe rozdziały wydają się ubogie i zbyt zachowawcze.
Pierwszy tom "Rządów X. X-Men" należy potraktować jako przejściowy i z tej roli wywiązuje się bardzo dobrze, bo wyjaśnia kilka niedopowiedzeń i na tyle podsyca zainteresowanie, że na ciąg dalszy losów mutantów czeka się ze zniecierpliwieniem.
Rządy X. X-Men
Tytuł oryginalny: X-Men: Reign of X
Polska, 2024
Egmont Polska
Scenariusz: Jonathan Hickman
Rysunki: Mahmud Asrar, Brett Booth, Francesco Mobili, Phil Noto