Okładka zdradza również, że Blake'owi najbliżej do twórców europejskich i ponownie długo nie trzeba przerzucać stron, żeby utwierdzić się w tym przekonaniu. Początkowe dwie, z mroźnym, zimowym krajobrazem, jeszcze tego nie zdradzają, ale kiedy pierwsza przedstawiona postać rozsypuje się na symetryczne bryły i zostaje przeniesiona do pieczołowicie skonstruowanego miasta, skojarzenia natychmiast zaczynają grawitować ku Françoisowi Schuitenowi i Moebiusowi.
Architektura różnorodnych budynków (od kamienic przez wieżowce po domki jednorodzinne) i odmienny stopień ich zużycia, urozmaicona panorama, nawet układ chodnika wyróżniają się dbałością o detale, ale ze względu na osadzenie wydarzeń przede wszystkim w alternatywnej rzeczywistości - tytułowym Moście - Blake nie musiał dążyć do realizmu. Subtelnymi odstępstwami od niego - na ogół w rezultacie wyostrzenie kątów i zarysowywania figur, w które to, co widzimy stopniowo rozprasza się jak rozbita tafla szkła - podkreśla wręcz rozgraniczenie pomiędzy światami.
Debiutujący twórca (odkryty przez Jonathana Hickmana, kojarzonego głównie z Marvelem, który polecił go Image Comics) czerpie jednak nie tylko z inspiracji komiksowych. Ma za sobą przygotowywanie filmowych scenorysów, co być może przełożyło się na ograniczenie liczby dialogów - wiele opowiada samym rysunkiem, szeregując sekwencje kadrów w niedużych odstępach czasowych. Pierwsze doświadczenie zbierał natomiast w malarstwie, czerpiąc między innymi z racjonalnej prostoty Rudolpha De Haraka, pełnego kolorów minimalizmu stanowiącego jeden z fundamentów modernizmu z amerykańskim rodowodem. Jest u niego coś z rysownika komiksów, z malarza, z projektanta, a to wszystko składa się na wyjątkowy styl, często dominujący nad treścią, bo trudno sobie odmówić dłuższych przerw od czytania na dokładne przyjrzenie się każdej stronie.
Fabuła nie daje się - mimo ubrania w tak pochłaniającą formę - całkowicie zepchnąć na drugi plan i nawet jeżeli nie jest najmocniejszym argumentem przemawiającym za sięgnięciem po "Most Heksagon", wymyka się schematom science-fiction, a to już niemała zachęta. Blake nie pozwala wydarzeniom zanadto się rozpędzić - w całym tomie jest tylko jedna scena akcji, zdecydowanie częściej możemy poczuć się jak turyści zwiedzający odległą krainę. Do pewnego stopnia przypomina to "Blade Runnera", w którym pościgów i bezpośrednich starć było bez porównania więcej, ale także Ridley Scott (od strony wizualnej również zainspirowany Moebiusem) dołożył wszelkich starań, by publiczność nasiąknęła nastrojem i rozgościła się w miejscu wrogim i niebezpiecznym, a zarazem fascynującym i intrygującym.
Dla Blake'a fabuła to dziecko jego łączących rysunek ołówkiem z akwarelą i akrylem prac. Zaczyna od luźno powiązanych obrazków, z których z czasem wyłania się element spójny i wokół niego buduje treść. Skojarzenia trzeba oczywiści dokarmić pomysłami, a tutaj były nimi te związane ze zgłębianiem wiedzy na temat hipotetycznych światów równoległych i przede wszystkim książka "The Mapmakers" Johna Noble'a Wilforda, skąd scenarzysta dowiedział się o działalności rodziny Cassini, której członkowie w XVIII wieku jako pierwsi w historii sporządzili całościową topograficzną i geometryczną mapę Królestwa Francji. Rodzinna pasja do opisywania nieznanego w odległym, wykraczającym poza zasięg wyobraźni 4040 roku i zagubienie się doświadczonych kartografów w pasjonującym, obcym miejscu wytyczają kierunek wydarzeń. Adley (córka zaginionych) i Staden (robot i zarazem niemalże brat) przez dwanaście lat szykują się do misji ratunkowej, a pierwszy tom to zaledwie wstęp do tego, co mogą odkryć - oby na nim nie skończyło się, bo "Most Heksagon" ma potencjał, by stać się jednym z najciekawszych komiksów science-fiction ostatnich lat.
Most Heksagon
Tytuł oryginalny: Hexagon Bridge
Polska, 2024
Non Stop Comics
Scenariusz: Richard Blake
Rysunki: Richard Blake