Początek ósmego przynosi nadzieję na ostateczne zatrzymanie biegu przeszłych wydarzeń, które doprowadziłby do osobistej tragedii we współczesności. Kazutora nie zabija Bajiego i nie doprowadza do szaleńczego pragnienia zemsty Mickeya, ale nie wszystko idzie zgodnie z planem - pokój w walce gangów wymaga ofiar.
Zgodnie z mangowymi prawidłami, kiedy po kulminacji wydarzeń, domknięciu wątków w dramatycznym stylu, następuje moment rozluźnienia, za chwilę znowu musi wydarzyć się coś przechylającego szalę na stronę niebezpieczeństwa. Retrospekcja, w której obserwujemy początki gangu Toman, a później luźna komedyjka z humorystycznym wątkiem nie do końca miłosnego trójkąta Drakena-Mickeya-Emmy to z jednej strony potrzebna okazja na złapanie oddechu po całej tej przelanej krwi i wszystkich tych łzach; z drugiej trudno się zrelaksować, kiedy nad głową zbierają się czarne chmury.
Takemichi dostaje własny mundur, niespodziewanie zostaje kapitanem pierwszego oddziału Toman, wszystko wskazuje na to, że może bezpiecznie wrócić do swoich czasów i przekonać się, co i do jakiego stopnia zostało zmienione ze względu na podjęte przez niego decyzje oraz ich konsekwencje. Te momenty "Tokyo Revengers" zawsze wzmagają ciekawość, są jak fanserwisowa fantazja ukazująca ulubionych bohaterów w nowych, niespodziewanych okolicznościach i nawet jeżeli rytm fabuły jest w rezultacie powtarzalny i przewidywalny, nie grozi wywołaniem znudzenia. Tym razem powracający do dorosłej formy Takemichi okazuje się jedną z najważniejszych postaci już nie młodocianego gangu, tylko prężnie działającej przestępczej organizacji, do której dołączają nowi, młodzi członkowie spragnieni wpływów i uznania. Wiele nie trzeba, by chwilowa euforia przeobraziła się w następne problemy.
Kolejne zawirowania i zbrodnie w teraźniejszości wymuszają ponowne cofnięcie się w czasie, ponowne podjęcie ryzykownej próby odmienienia losów wszystkich z najbliższego otoczenia. Im bardziej Takemichi jest zaangażowany, tym ważniejsze staje się dla niego nie tylko to, by ratować życia, ale również ocalenie twarzy i tożsamości Toman. Jeżeli podążać za nim w tych niekończących się zmaganiach, poznawać jego nowych przyjaciół i wiążące ich relacje, łatwo można dać się wciągnąć w kibicowanie przyjętej misji, ale zatrzymanie się na chwilę i refleksja nad wytyczonymi celami podsuwają pytania o to, jaki właściwie powinien być Toman? Jak zgraja chuliganów może stworzyć coś dobrego? Znane są opowieści ze świata rzeczywistego, w których japońscy gangsterzy dbali o lokalną społeczność, niektórzy byli przez nią wręcz idealizowani, ale czy faktycznie Mickey i reszta chcą zostać Robin Hoodami? Póki co ich jedyną motywacją wydaje się utrzymanie paczkę przyjaciół i przy okazji zabawienie się w łobuzów.
Nic więc dziwnego, że kolejny wątek fabularny to ponownie starcie zwaśnionych frakcji, ale Ken Wakui skutecznie unika pułapki powtarzalności, nadając konfliktowi z Black Dragon osobistego wymiaru. Dziesiąte pokolenie niegdyś słabego, pokonanego gangu pod wodzą nowego lidera, Taiju Shiby wyrasta na poważne zagrożenie; ale jest jeszcze jego brat, Hakkai, który przynależy do Toman i stojąca pomiędzy nimi siostra Yuzuha, co uruchamia lawinę wydarzeń pochłaniającą każdego, kto znajdzie się w pobliżu. Choć rezultat tej potyczki będzie miał kluczowe znaczenie dla uratowania przyszłości, kolejna widowiskowa batalia mogłaby zmęczyć. Utrzymanie konfliktu na poziomie rodzinnym wydaje się ciekawsze, bo imponujących pojedynków wciąż nie brakuje (zwłaszcza ten w kościele w końcówce), a mają przy tym bardzo emocjonalny charakter.
Jak na mangę, której fabuła w całości kręci się wokół upływu czasu i podróżowania w jego dwóch kierunkach przystało, to z retrospekcji i futurospekcji wyłaniają się najbardziej zaskakujące zwroty akcji. Nawet jednak taka drobnostka, jak zmiana pory roku może skutecznie odświeżyć zainteresowanie, bo w zimowej aurze nie tylko miejska panorama (zawsze znakomicie rysowana przez Wakuia) wygląda jeszcze bardziej urodziwie, ale też da się wyraźniej odczuć, że mimo nieustannych przeskoków, Tekemichy wcale nie panuje nad czasem, bo ten powoli zaczyna mu się kończyć.
Uniknięciu monotonii służy również umiejętne przesuwanie licznych postaci z pierwszego na drugi plan i z powrotem. Na przykład w tomie jedenastym Mikey i Draken właściwie całkowicie znikają, w centrum znalazła się natomiast romantyczna relacja z Hiną. Największym sukcesem autora może być jednak wykreowanie dwóch świetnych czarnych charakterów - Taiju i Kisakiego - które wywołują jednoznaczną niechęć. Dzisiaj często stawia się na niejednoznaczność, przedstawianie zła jako rezultatu napotkanych niegdyś krzywd i chociaż niewątpliwie jest to prawdziwe (być może nawet poznamy za jakiś czas przeszłość tych dwóch postaci i drogę jaką przebyły), odczuwanie gniewu w czystej formie, bez pobudzania empatii, potrafi w jeszcze większym stopniu zaangażować w obserwowanie zmagań tych, którzy stawiają tej nikczemności czoła.
Kolejny tom przyniesie finał rodzinnego dramatu przypominającego szekspirowskie zdradzanie zdrajców przez innych zdrajców, przepełniony tak licznymi, skomplikowanymi relacjami pomiędzy wieloma postaciami, że czasami trzeba zatrzymać się w trakcie czytania i poukładać w głowie, kto jest kim dla kogo. Nigdy nie jest to jednak obciążeniem, bo ta gangsterska saga nie przestaje fascynować.
Tokyo Revengers
Polska, 2023
Waneko
Scenariusz: Ken Wakui
Rysunki: Ken Wakui