Obraz artykułu Oranssi Pazuzu: Nie musieliśmy iść na żadne kompromisy

Oranssi Pazuzu: Nie musieliśmy iść na żadne kompromisy

Pomarańczowy Pazuzu obchodzi w tym roku pierwszą dekadę swojego istnienia, a świętuje to w najlepszy możliwy sposób - po raz kolejny przemierzając Europę wzdłuż i wszerz, zaliczając przy tym występy na festiwalach Roadburn i Doom Over Leipzig, a także w Polsce. O jubileuszu, fińskim metalu i życiu na trasie rozmawiałem z Juho Vanhanenem, gitarzystą i wokalistą grupy.

Jarosław Kowal: Oranssi Pazuzu ma już dziesięć lat, to szczęśliwe urodziny? Jesteście w miejscu, w którym chcieliście się znaleźć, kiedy zakładaliście zespół?

Jun-His: Po nagraniu kolejnych albumów, zawsze chcieliśmy zabierać naszą muzykę w inne rejony. Nie działamy według ściśle określonego planu, to bardziej potrzeba nienudzenia się i niepowtarzania tych samych rzeczy; rozwój poprzez intuicję oraz chęć rzucania sobie wyzwań, aby stawiać kolejne kroki. Rozpoczynaliśmy ten zespół jako podróż pełną poszukiwań i tak już zostało. Cieszymy się, że pomogło to nam wyjść poza granice Finlandii, to szczęśliwe urodziny, bo w ciągu całego istnienia zespołu nie musieliśmy iść na żadne kompromisy.

 

Napisaliście, że "Muukalainen Puhuu" i "Kosmonument" brzmią dzisiaj jak zupełnie inny zespół. Zmieniliście podejście do tworzenia muzyki?

Zrobiliśmy postęp w tym sensie, że zespół stworzył swój własny świat, który podlega pewnym prawom fizyki, ale wciąż może tworzyć niezliczone ilości nowych kontekstów. Wciąż jest to ekscytujące, ale zarazem głębsze i bardziej zdecydowane.

Z tego co przeczytałem w internecie wynika, że na koncertach odgrywacie utwory tylko z dwóch ostatnich albumów. Dopuszczasz możliwość powrotu do starszych kawałków?

Zawsze staramy się przygotowywać set, który pobudza nas do grania tak intensywnie, jak tylko jest to możliwe. Po prostu czujemy, że nasz sposób wyrażania siebie jest najbardziej szczery i naturalny, kiedy sięgamy po nowszy materiał. Poza tym dodawanie elementów improwizacji sprawia, że cały czas jesteśmy zwarci i nie popadamy w rutynę. Część zespołów, które bardzo lubimy pogłębiają ten pomysł, grają na żywo tylko ten materiał, nad którym aktualnie pracują. Podoba mi się ten pomysł i niewykluczone, że w którymś momencie również pójdziemy w tym kierunku. Na przykład nasi przyjaciele z MPH - dawniej Mr. Peter Hayden - grają dokładnie w taki sposób.

 

Zaczynaliście w 2007 roku, czyli zaraz po tym, jak Lordi wygrało Eurowizję, HIM otwierał koncerty Metaliki, a Apocalyptica nagrała album z gościnnym udziałem Coreya Taylora i Tilla Lindemanna - fiński metal stał się naprawdę wielki. Byłeś z tego dumny czy wręcz przeciwnie?

Nie byliśmy tego częścią, więc nie robiło mi to różnicy. Uważam, że tworzenie sztuki nie powinno być zdobywaniem kolejnych osiągnięć, nagród czy społecznej akceptacji. Dla mnie ważniejsze jest wyrażanie siebie w starciu z absurdem ludzkich żyć i naszej rzeczywistości. To wspaniałe uczucie, kiedy inni czują związek z twoją sztuką, reagują na nią i tylko to mnie interesuje. Przemysł muzyczny zmusza niektórych artystów do myślenia o tych wszystkich innych rzeczach, a dla mnie jest to dziwne i nieważne.

 

Podejrzewam, że Impaled Nazarene mogło być zespołem z waszej rodzimej Finlandii, który miał jakiś wpływ na to, co gracie.

[śmiech] Nie przepadam za nimi. Beherit to chyba jedyny fiński zespół black metalowy, którego słucham. Z nowszych kapel Abyssion.

 

Powiedzmy, że pojawia się oferta ruszenia w trasę z Iron Maiden, wzięlibyście ją?

Nie wydaje mi się, żeby dobrze to służyło nam lub publiczności.

Mamy nadzieję, że nasze występy na żywo zabiorą słuchaczy w ciemne zakamarki ich umysłów.

Zespoły, których nazwami teraz rzucam grają na olbrzymich metalowych festiwalach, wy koncentrujecie się na wydarzeniami typu Roadburn albo Doom Over Leipzig, a nawet Roskilde. Typowo metalowe imprezy nie interesują was?

Ten zespół najlepiej pasuje do nastrojowego otoczenia. Staramy się upewniać, że będziemy czuć się komfortowo w trakcie koncertu i że publiczność znajdzie się w miejscu, z którego będzie mogła wejść w kłęby mgły, jakie staramy się tworzyć. Mamy nadzieję, że nasze występy na żywo zabiorą słuchaczy w ciemne zakamarki ich umysłów, a otoczenie jest tego ważnym elementem.

Dzisiaj oczywistym jest, że to właśnie black metal daje najwięcej artystycznej wolności spośród wszystkich gatunków metalu. Dlaczego akurat w tej konwencji sprawdzają się najśmielsze pomysły muzyków?

Metal na pewno miał na nas duży wpływ, ale uważam, że jesteśmy zespołem łączącym różne gatunki, ponieważ słuchamy i czerpiemy inspiracje z wielu innych odmian muzyki, czasami nawet bardziej z nich niż z metalu. Black metal jest natomiast czymś, co jest ściśle związane z atmosferą i właśnie to jest najistotniejsze z perspektywy naszej twórczości. Dlatego stał się jednym z najważniejszych źródeł, po które sięgnęliśmy. Rzeczy pokroju Burzum mają więcej wspólnego ze urzekającym brzmieniem niż z ciężarem czy agresją i właśnie to nas przyciągnęło.

 

Mogę się mylić, ale "Värähtelijä" sprawia wrażenie trudnego do odegrania na żywo. Na trasie ważniejsze jest dla was zbieranie sił niż etos "sex, drugs and rock'n'roll"?

Do pewnego stopnia jesteśmy hipisami, ale funkcjonujemy jak większość rockowych zespołów na trasie. Utwory są natomiast w dużym stopniu nagrywane i komponowane podczas koncertów, więc odgrywanie ich przychodzi nam bardzo naturalnie.

Na trasie albo w studiu po prostu czuję, że mogę być sobą w stu procentach.

"Sex, drugs and rock'n'roll" to właściwie mit, który ktoś wymyślił chyba tylko po to, żeby zachęcać kolejne młode osoby do grania rocka i metalu, faktycznie jednak ważniejsze są "sen, wi-fi i rock'n'roll". Dla ciebie trasy koncertowe to bardziej praca czy impreza?

Wszyscy mamy zwykłe prace, a tworzenie sztuki jest naszym życiowym dziełem. Trudno to porównać do pracy. Na trasie albo w studiu po prostu czuję, że mogę być sobą w stu procentach i robię to, na co mam ochotę, zamiast tego, co muszę robić. Jednocześnie jest to też impreza, ale masz na sobie ogromny ciężar obowiązków i czasami jest to cholernie trudne i męczące. Trudniejsze od każdej "pracy", jaką w życiu wykonywałem. Dlatego dobrze jest mieć najlepszych przyjaciół obok siebie i polegać na nich. Czuję się szczęściarzem, bo mogę nazwać resztę chłopaków z grupy moimi braćmi.

 

Przed wami trzy dni w Polsce i nie jest to pierwszy raz, kiedy tu przyjeżdżacie. Co przychodzi ci na myśl, kiedy myślisz o tym miejscu?

Kocham Polskę. Ludzie z Polski i z Finlandii wydają mi się podobni. Doceniamy prostolinijność i komunikację bez ukrytych zamiarów; powagę z mrocznym, wschodnioeuropejskim humorem; a także śmiałe zwyczaje w piciu. Nie możemy się doczekać.


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce