Obraz artykułu Demeter: Przebudzenie zła. Usypianie publiczności

Demeter: Przebudzenie zła. Usypianie publiczności

50%

Dracula to jedna z najczęściej przenoszonych na ekrany postaci w historii kina, a jego losy nie raz przybierały zaskakującą formę - od filmu kung-fu po filmy pornograficzne. "Demeter" nie jest jednak kolejnym poszerzeniem historii najsłynniejszego wampira świata, a zawężeniem do intrygującego, nigdy dotąd nierozwijanego wątku podróży z Transylwanii do Londynu, podczas której ginie cała załoga tytułowego statku.

Wszyscy zginą - wiemy to od początku, ale bez wysiłku będziemy w stanie wskazać, kto wyłamie się książkowemu kanonowi i mimo śmiertelnego zagrożenia, zdoła dopłynąć do brzegu. Nie tylko to z łatwością da się zresztą przewidzieć i nie trzeba mieć za sobą lektury pierwowzoru Brama Stokera - wystarczy zaznajomienie z gatunkowymi schematami, a wówczas każdy jump scare i każda strategia przetrwania przyszłych ofiar dadzą się zdemaskować od pierwszych sekund sceny. To nigdy nie jest dobry zwiastun, jeżeli jesteśmy w stanie opowiedzieć film za reżysera, ale niedobory oryginalności niekiedy udaje się wypełnić innymi zabiegami.

 

André Øvredal stosuje w tym celu osaczanie publiczności mroczną atmosferą, zamykanie w klaustrofobicznej przestrzeni, gdzie niebezpieczeństwo zawsze znajduje się na wyciągnięcie ręki. Sam jako inspirację wielokrotnie wskazywał pierwszego "Obcego" i faktycznie Dracula przypomina ósmego pasażera Demeter, ale równie dobrym porównaniem będzie większość wczesnych filmów Johna Carpentera, gdzie do starć ze złem dochodziło w odciętych od świata budynkach czy niewielkich mieścinach. Zwłaszcza początek, kiedy ukryty w cieniu wampir wyłapuje pojedyncze ofiary w najmniej spodziewanym momencie (dla nich, dla nas to oczywiste) potrafi przykuć uwagę.

Rumuńskiemu hrabiemu najbliżej wówczas do wersji książkowej - jest kierującym się głodem drapieżcą, nie elegancko ubranym uwodzicielem - a Javier Botet po raz kolejny wykorzystuje zespół Marfana i hipermobilność stawów na swoją korzyść, portretując jedno z najciekawszych monstrum w bogatym dorobku sięgającym od Tristany Medeiros z "[Rec]", która przyniosła mu sławę, po Slender Mana. Charakteryzacja i protezy pozwoliły mu wcielić się w odstraszające monstrum podobne do Grafa Orloka z "Nosferatu - symfonii grozy", dalekie od długowłosych przystojniaków z "Wywiadu z wampirem" czy błyszczących jak diamenty krwiopijców ze "Zmierzchu". Szyki popsuła natomiast ekipa od efektów specjalnych, nakładając na świetnie zaprojektowaną postać cyfrowy filtr, przez który można odnieść wrażenie, że całość powstała przy użyciu komputera.

 

Prostą historyjkę bazującą na standardzie slashera umieszczono w nietypowych okolicznościach i tyle mogłoby wystarczyć, by zapewnić satysfakcjonującą, nie stawiającą dużych wymagań rozrywkę. Zbyt wiele jednak zakłóca odbiór i od strony treści, i od strony formalnej. W pierwszym z tych zakresów namnożenie dialogów, które nie nadają żadnych istotnych komunikatów często do tego stopnia spowalnia tempo, że powieki zaczynają ciążyć. W drugim nie dość, że kiedy na ekranie zapada zmrok i wyłaniają się z niego tak rozmazane kształty, że trudno śledzić wydarzenia; to jeszcze w każdej scenie akcji kamera wiruje, drży, filmuje ze zbyt bliskiej odległości, by dało się obserwować sylwetki postaci, a wszystko to zostaje poddane gwałtownemu, chaotycznemu montażowi na modłę horrorów akcji z początku tego stulecia.

Zwolennicy analizowania filmów pod kątem logicznym ze satysfakcją wytkną niezliczone błędy oraz irracjonalne decyzje bohaterów, ale konwencja horroru klasy B pozwala z łatwością je wybaczyć. Trudniej przyznać taryfę ulgową, kiedy Dracula wysysa nie tylko krew z załogi Demeter, ale również energię z widzów, a po godzinie da się odczuć kryzys i walkę z nudą. Być może reżyser miał ambicje, by stworzyć klasyczny horror spod znaku studia Hammer, ale rezultatowi bliżej do "Piątku trzynastego VIII: Jason zdobywa Manhattan" i nawet w tym porównaniu wypada marnie. Nie ma tutaj niczego równie widowiskowego jak dokonane przez zabójcę z Crystal Lake morderstwa przy użyciu elektrycznej gitary, rzutek do darta, rozgrzanych kamieni do sauny, potłuczonego szkła czy nadziania na wiatrowskaz; każda scena uśmiercania wygląda tak samo, o ile w ogóle uda się w tych ciemnościach cokolwiek wypatrzeć.

 

Pomysł na zekranizowanie wyłącznie morskiego fragmentu powieści Brama Stokera (który scenarzysta Bragi F. Schut próbował zrealizować od dwudziestu lat), ukazanie Draculi jako niepohamowanej siły natury i gęsta atmosfera pływającej pułapki, z której nie ma ucieczki z początku intrygują, ale z każdą kolejną minutą reżyser coraz bardziej wydaje się nie tyle podsycać tajemniczość, co kamuflować nieporadność i niedociągnięcia. Wśród dziesiątek filmów o wampirze wszech czasów tylko garstka naprawdę się wyróżnia, "Demeter: Przebudzenie zła" nie sposób do nich zaliczyć.


Demeter: Przebudzenie zła

Tytuł oryginalny: The Last Voyage of Demeter

USA, 2023

Amblin Entertainment

Reżyseria: André Øvredal

Obsada: Corey Hawkins, Aisling Franciosi, Javier Botet



Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce