Obraz artykułu Spy: Świat, w jakim żyliśmy kilka lat temu już nie istnieje

Spy: Świat, w jakim żyliśmy kilka lat temu już nie istnieje

Amerykański hardcore jest właśnie w trakcie kolejnego rozkwitu, a Spy powoli wyrasta na jedną z najbardziej rozpoznawalnych nazw młodej sceny. Przy okazji nadchodzących koncertów w Polsce (14 sierpnia w Warszawie i 15 sierpnia w Poznaniu), wokalista Peter Pawlak opowiada o polskich korzeniach, wściekłych tekstach i o tym, że występy na scenie to największa siła hardcore'u.

Jarosław Kowal: Nosisz polskie nazwisko, znasz polski język, ale urodziłeś się w Kanadzie - miałeś już okazję spędzić trochę czasu w Polsce?

Peter Pawlak: Tak, w okresie, kiedy dorastałem i kiedy miałem dwadzieścia parę lat często przylatywałem do Polski w czasie lata. Cała moja rodzina tam mieszka, rodzice jako jedyni przeprowadzili się, więc miałem kogo odwiedzać i spędziłem tam sporo czasu.

Co w pierwszej kolejności przychodzi ci do głowy, kiedy myślisz o Polsce?
Babcia, dziadek i Podkowa Leśna [w języku polskim], ale to bardzo osobiste skojarzenia. W ogólniejszym sensie... Bardzo lubię Kraków, jego Stare Miasto, lubię też Warszawę, bo w tych okolicach mieszka większość mojej rodziny i właśnie do tych miejsc zazwyczaj podróżuję.

A jeżeli chodzi o muzykę?
Jako dzieciak bardzo lubiłem metal, słuchałem Behemoth, Vader czy Decaptitated, a w późniejszym okresie odkryłem między innymi Government Flu albo Jad, czyli bardziej hardcorepunkowe oblicze polskiej muzyki. Do tego dochodzą jeszcze klasyki pokroju Siekiery. Do pewnego stopnia jestem z tą sceną zaznajomiony.

Jak reagowały osoby z twojego otoczenia po wydaniu singla "Koniec"? Były zaskoczone albo zaintrygowane, kiedy usłyszały ten dziwny język?
Widziałem sporo komentarzy w internecie, gdzie ludzie dziwili się, co to ma być, dlaczego jest napisane w języku polskim [śmiech]. Zabawnie patrzyło się na całe to zdezorientowanie.

 

Łatwiej pisze się po angielsku czy po polsku?
Po angielsku. Chodziłem do szkoły w Kanadzie, później w Stanach i wszystkiego uczyłem się po angielsku. Wszystkie moje umiejętności w czytaniu i pisaniu zdobywałem właśnie w tym języku, przez co zdolność posługiwania się polskim z czasem zmalała, zbyt rzadko miałem okazję, żeby go używać, choć był pierwszym językiem, jakiego się nauczyłem. Rodzice mówili po polsku, uczyli mnie polskiego, ale w wieku pięciu lat zacząłem formalną edukację i stopniowo traciłem tę umiejętność. Rodzice próbowali temu przeciwdziałać, wysyłali mnie na dodatkowe zajęcia w San Francisco, ale moją codziennością był język angielski. Niestety nie posługuję się polskim równie dobrze.

W deathcore'owym Rings of Saturn twoje teksty były w dużym stopniu osadzone w tematyce gore science-fiction, w Spy piszesz w bardziej przyziemny, polityczny sposób. Obrałeś ten kierunek, bo bardziej pasował do hardcore punka czy założyłeś hardcorepunkowy zespół, bo chciałeś śpiewać na takie tematy?
Raczej to drugie. Czułem, że wyrażanie moich przemyśleń i odczuć, moich politycznych opinii będzie miało więcej sensu, jeżeli sięgnę po hardcore punk. To była naturalna kolej rzeczy, choć z drugiej strony od dłuższego czasu i tak planowałem założenie takiego zespołu. Coraz silniejsza potrzeba pisania takich tekstów dodatkowo pomogła pójść w końcu w tym kierunku.

 

Co w twoim spojrzeniu na świat zmieniło się pomiędzy 2009 rokiem, kiedy założyłeś Rings of Saturn, a 2020 rokiem, kiedy założyłeś Spy?
To szalone, jak wiele w tym czasie zdążyło się zmienić. Mam wrażenie, że świat, w jakim żyłem w 2009 roku od dawna nie istnieje. Myślę, że największe zmiany nastąpiły w okolicach 2015-2016, wraz z coraz powszechniejszym normalizowaniem skrajnie prawicowych opinii politycznych, a później doszedł do tego jeszcze covid w 2020 roku. Te dwa czynniki ukształtowały świat, w jakim dzisiaj żyjemy. Można dorzucić do tego internet i coraz szerzej zakrojone rozpowszechnianie dezinformacji... W tak krótkim czasie zmieniło się naprawdę wszystko, nie potrafię nawet ująć w słowach absurdów rzeczywistości, w jakiej przyszło nam obecnie żyć. W żadnym wymiarze nie wydaje się właściwa, zrównoważona czy zdrowa i napawa ciągłym niepokojem o przyszłość.

 

Śpiewasz na albumie o życiu pod nadzorem, o osobach pozujących na antyautorytarnych buntowników, o zmęczeniu życiem albo po prostu wyrażasz złość. Wpłynęły na ciebie konkretne sytuacje czy jest tego wszystkiego w naszej codzienności tak wiele, że bezwiednie wpełza do tekstów?

Zazwyczaj piszę pod wpływem ogólnych wrażeń i odczuć, a nie na temat konkretnych sytuacji. Jak zauważyłeś, jest tego wszystkiego tak dużo, że wiele tematów po prostu pojawia się w głowie, a w dodatku te wszystkie bolączki współczesności nieustannie powtarzają się. Dochodzi do identycznych sytuacji i wygłaszane są te same przekonania, a w konsekwencji wyłania się dość dokładny, choć ogólny obraz naszej codzienności, na którym bazuję w trakcie pisania tekstów.

To jednoznacznie negatywny obraz świata. Poza zespołem również pozostajesz pesymistycznie nastawiony?

W szerszym kontekście na ogół myślę o świecie jako bardzo posępnym miejscu, ale na mniejszej skali - na przykład we własnej społeczności czy we własnej rodzinie i grupie przyjaciół - potrafię znaleźć wiele pozytywnych stron życia. Codziennie interakcje z osobami, na których mi zależy dodają sił i pozwalają wyrwać się z negatywnego myślenia. Podobnie jest zresztą z hardcore'ową społecznością - stała się dla mnie bardzo ważna, dzięki jeżdżeniu w trasy, występowaniu w wielu miejscach na całym globie, dzięki ciągłemu wchodzeniu w relacje z osobami, które spotykamy podczas koncertów. Zazwyczaj są to bardzo pozytywne spotkania i czerpię z nich korzystnie wpływającą na zespół energię. Nie wszystko jest więc złe na tym świecie [śmiech], ale kiedy piszę teksty dla Spy, czuję, że muszę skupić się na mroczniejszej stronie życia, bo to po prostu lepiej pasuje do tej muzyki niż gdybym próbował śpiewać o czymś wesołym. To, co gramy jest nasycone gniewem, więc odzwierciedlające je podejście do tekstów wydaje się dobrze dopasowane do całościowego pomysłu na zespół.

 

Teksty są jednocześnie bardzo osobiste i bardzo uniwersalne. Myślisz, że w szerszym kontekście nasze doświadczenia są podobne do siebie czy to tylko powierzchnia, a pod nią nikt nie jest w stanie w pełni pojąć, czego doświadcza druga osoba?
Na pewno wszyscy dzielimy wiele wspólnych doświadczeń i odczuć, które po przekształceniu w teksty utworów potrafią wywołać wrażenie, że nie jesteśmy z tymi problemami sami. Zupełnie obca osoba może wtedy bez trudu odczytać emocje, jakimi nacechowane są poszczególne utwory albo przynajmniej skojarzyć je z własnymi, zbliżonymi emocjami. Tyle wystarczy, by pojawiła się więź z muzyką. Odnoszę takie wrażenie, bo sam tego nie raz doświadczyłem jako słuchacz, w stosunku do tekstów innych zespołów - czy to czytając je, czy słuchając ich. Wiem, jak to jest kiedy można poczuć, że cudzy tekst opowiada o własnych doświadczeniach. Czujesz wtedy, że te słowa pochodzą z bardzo głębokiego, osobistego miejsca i wykraczają poza zrozumienie na podstawowym, dosłownym poziomie. Przypomina to raczej zbieżność emocji, a nie słowo w słowo tych samych przekonań.

Z tego, co widziałem w internecie wynika, że wasze koncerty są bardzo intensywne. Zostawianie tak dużych pokładów energii na scenie oczyszcza czy odwrotnie - złość zostaje skumulowana?
W zdecydowanej większości przypadków jest w tym coś oczyszczającego, ale zdarzają się dziwne sytuacje, kiedy publiczność wydaje się nie reagować na naszą muzykę i wydaje się nie bawić dobrze. W takich występach nie ma niczego oczyszczającego, sprawiają, że czujemy się nieswojo. Na szczęście rzadko do tego dochodzi, nasza publika na ogół jest świetna, karmię się jej energią, co jest bardzo przydatne, bo każdy występ jest wycieńczający, po każdym jestem mokry od potu i ledwo mogę się ruszać czy mówić. Na pewno koncerty są najbardziej satysfakcjonującym elementem grania w zespole.

 

Trudno sobie wyobrazić, jak publiczność mogłaby nie reagować na waszą muzykę, ale to chyba nie zdarza się często?
Raz po raz z jakiegoś powodu zdarza się nam taki dziwaczny koncert. Nie wiem, z czego to wynika... Zazwyczaj dochodzi do tego w Europie, koncerty bywają tam nieco niezręczne [śmiech]. Może to kwestia odmienności kulturowych, poczucia pewnych ograniczeń przy wchodzeniu w bardzo fizyczne relacje z innymi osobami pod sceną, ale to oczywiście nie jest reguła - zagraliśmy też mnóstwo znakomitych koncertów w Europie.

 

W Polsce postpandemiczny i inflacyjny kryzys nadal jest silny. Niektóre festiwale musiały zakończyć działalność, niektóre kluby zostały zamknięte, a na koncertach jest wyraźniej mniej osób. Nie wiem, czy tak samo jest w Bay Area, ale nie jestem też pewien, czy winna jest wyłącznie ekonomia. Mam wrażenie, że wiele osób w trakcie lockdownów odkryło, że wystarczy im doświadczanie muzyki - ale też filmów, bo z kinem jest podobnie - w domu.

U nas jest odwrotnie - coraz więcej osób przychodzi na koncerty, a przynajmniej na hardcore'owe koncerty. To wyraźniej większe grupy niż te pojawiające się przed pandemią, różnica jest naprawdę duża. Scena bardzo się powiększyła, weszło w nią znacznie więcej młodzieży, a koncerty są dzięki temu bardziej zatłoczone. Jest to zresztą wyraźne nie tylko w naszym rejonie - zjeździliśmy już spory kawałek Stanów i za każdym razem przychodziło bardzo dużo osób. Wydaje mi się wręcz, że hardcore jest obecnie w Stanach w najlepszej sytuacji od wielu lat, a już na pewno w najlepszej w ciągu mojego życia. Nie wiem, jak to było w latach 80. i 90., ale to pewnie też był szalony okres. Jest bardzo, bardzo dobrze; publiczności przybywa; myślę, że jest jej przynajmniej trzykrotnie więcej niż przed pandemią, co chyba wynika z tęsknoty za muzyką graną na żywo. W tamten okresie potrzeba udziału w tym wspólnym doświadczeniu nasilała się, a kiedy już można było wrócić do koncertów, cały ten entuzjazm eksplodował z nową energią.

Gdyby nie było koncertów, a streaming pozostałby głównym sposobem dystrybucji muzyki, wiele zespołów rozpadłoby się przez brak możliwości zarobienia choćby skromnych pieniędzy czy potrzeba tworzenia jest tak trudna do odparcia, że podejmowano by nawet większe ryzyko, żeby tylko nadal móc się temu poświęcić?
Na pewno wiele zależy od gatunku, jaki się uprawia. W przypadku hardcore'u występy na żywo i doświadczanie go na żywo są niezbędne. Takie obcowanie z tą muzyką przynosi największą satysfakcję. Można nagrać hardcore'owe kawałki we własnej sypialni i wydać je, ale bez koncertów nie da się w pełni zrozumieć, czym jest ta scena. Z tego też powodu założyłem Spy - miałem w głowie obraz tego, jak fajnie będzie występować z taką kapelą. Gdyby możliwość grania przed publicznością zniknęła na zawsze, pewnie zrezygnowałbym z zespołu. Jego istnienie w tak ogromnym stopniu zależy od bezpośrednich spotkań ze słuchaczami i słuchaczkami, że bez nich odczuwałbym pustkę w tym, co robimy.

 

Praca w studiu sprawia ci przyjemność czy to tylko konieczność, żeby ruszyć później w trasę z nowym materiałem?
Studio na pewno nie jest dla mnie równie przyjemne. Nie przeszkadza mi praca w nim, nie jest czymś nieznośnym, ale to faktycznie coś, co po prostu trzeba zrobić. Pod żadnym względem nie powiedziałbym, że jest to interesujący aspekt gry w zespole, choć czasami fajnie jest pobawić się różnymi możliwościami i sprawdzić, co bardziej nam pasuje, jakie brzmienie będzie właściwe, a jakie nie. To może być znośny, wymagający kreatywności proces, ale daleko mu do doświadczeń, jakie wiążą się z koncertami.

Za chwilę jedziecie w kolejną trasę - najtrudniejszy będzie jej pierwszy dzień czy ostatni?
Koniec jest zawsze najtrudniejszy. Z początku cały czas czuć ekscytację, jest dobra zabawa i każdy kolejny dzień sprawia przyjemność. Mniej więcej po dwóch i pół czy trzech tygodniach trasy zaczynam jednak odczuwać zmęczenie i myślę już o powrocie do domu. Na szczęście trasa po Europie, w którą niedługo wyruszamy obejmuje tylko siedem koncertów, więc wszystkie te doznania powinny być świeże przez cały ten czas.

 


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce