Obraz artykułu Cześć, Michael!, tom 1. Absurdalne przygody rudego kocura

Cześć, Michael!, tom 1. Absurdalne przygody rudego kocura

80%

W Polsce "Cześć, Michael!" to pozycja kultowa, bo pierwsza manga w katalogu wydawnictwa Waneko, pierwotnie publikowana w latach 1999-2002, i jedna z pierwszych, jakie w ogóle ukazały się na rodzimym rynku. Nakład został wyczerpany dawno temu, a na dodruk szanse wydawały się nikłe - to w końcu dość niszowy tytuł - ale niespodziewanie rudy kocur powrócił w zbiorczym, opasłym wydaniu.

"Cześć, Michael!" doczekał się dwóch filmów animowanych przeznaczonych bezpośrednio na rynek VHS, a także liczącego czterdzieści pięć odcinków serialu, ale ostatni z nich wyemitowano w 1989 roku i próżno szukać u dzisiejszych Japończyków oznak sentymentu wskazujących na szanse na wielki powrót.

 

U nas Michael stanowi z kolei symbol początków mangi, był do tego stopnia nowym zjawiskiem, że na jednej z początkowych stron wydawca zamieścił notkę zatytułowaną: "Co to jest manga?", a pierwsze wydanie ma zachodni układ stron - od lewej do prawej strony. Wydanie ekskluzywne nie różni się jednak wyłącznie większym formatem i oryginalnym układem, przede wszystkim trafiły do niego historyjki, jakich pierwotnie zabrakło, w pełnym zakresie ukazujące szalone, zaskakujące pomysły autora, Makoto Kobayashiego.

W wydaniu z końca ubiegłego stulecia nie znalazły się chociażby początkowe rozdziały. Dopiero teraz można przeczytać "Michael się pojawia", gdzie strącony rzutem zapalniczką w potylicę kot spada z siódmego piętra i... wygląda na to, że umiera; "Kociak... i kociak", gdzie Michael wprasza się na erotyczną sesję zdjęciową, ale zostaje spłoszony, kiedy naga kobieta... wypuszcza gazy prosto w jego pyszczek albo "Terrorysta T.", gdzie tytułowy czarny charakter strzela w środek czaszki najpierw kobiety, później kota. To zdecydowanie nie jest niewinne kociątko, jakie zapisało się w pamięci wielu osób, ale nie jest też bohaterem zaledwie wulgarnej bajeczki dla dorosłych.

 

Dziwaczny, groteskowy humor Kobayashiego to jego największy atut. Prawdopodobnie niewiele młodszych osób sięgnie po "Cześć, Michael!" - ten sposób prowadzenia linii dzisiaj często uchodzi za archaiczny - ale te, które lata temu wchodziły w świat mangi nie za pośrednictwem shounenów akcji, tylko dzięki komedii o uroczym zwierzaczku, w dorosłym życiu na pewno bardziej docenią jego prawdziwie niesforne oblicze. Mang dla miłośników i miłośniczek kotów w ostatnim czasie nie brakuje - wzruszających ("Starszy Pan i kot", "The Walking Cat"), szalonych ("Bracia z ulicy", "Czwórcio i Szóstek - koci pamiętnik Junjiego Ito"), również mrocznych ("Kuro") - ale nawet jeżeli pojawiają się w nich zombie, kosmici i potwory, konwencja zostaje ustalona na samym początku i do końca nie zmienia się. Michael zdaje się z kolei faktycznie mieć dziewięć żywotów i wszystkie wiedzie jednocześnie - raz jest pupilem młodej pary, kiedy indziej yakuzy, w jeszcze innych sytuacjach staje się postacią antropomorficzną, zdolną do używania mowy, toczy też bój w zapaśniczym ringu i gra w baseball. Nastrój epizodów zmienia się drastycznie, zdarzają się takie, w których w ogóle nie ma Michaela, chociażby "Planeta kotów", gdzie ludzie zachowują się jak czworonogi i mają pokaźnych rozmiarów drapaki, co przypomina surrealistyczną satyrę spod znaku Luisa Buñuela w "Widmie wolności". Spoiwem pozostają charakterystyczne poczucie humoru i wgląd w kocie życie z dokładnością przypominającą reżysera filmu dokumentalnego.

Makoto Kobayashi przede wszystkim dobrze się bawi, przenosząc na papier kolejne niedorzeczne pomysły. Co z tego, że niewiele w tym spójności, a zasady, na jakich funkcjonuje świat przedstawiony ciągle się zmieniają, skoro uśmiech nie schodzi z twarzy? Swoboda, z jaką autor spisuje kolejne kocie opowieści pozwala dodatkowo lepiej poznać jego samego - wielokrotne nawiązuje do Godzilli (czy to za pomocą dokładnie odwzorowanej maski, czy przy użyciu monstrualnej Kocilli - być może późniejszej inspiracji dla kaiju-kota z pełnometrażowego "Ninjago"), do yakuza eiga, gościnnie pojawia się nawet doktor Richard Kimbley, parodia Richarda Kimble'a ze "Ściganego", który przerywa ucieczkę, by rozczesać kłaczka i podciąć pazury kota; a kiedy na jednej ze stron wyjawione zostają imiona innych kotów - Quincy, Hancock, Bowie - jasne się staje, skąd wziął się "Michael". Jest w tej prostocie niemal dziecinna radość z tworzenia, która szybko zaczyna się udzielać także czytelnikom i czytelniczkom.

 

Przy Michaelu przygody Garfielda są jak filmy Leslie Nielsena przy filmach Chevy'ego Chase - i jedne, i drugie rozrywkowe i zabawne, ale porucznik Frank Drebin potrafi zadziwić w bez porównania szerszym zakresie niż Clark Griswold. Dla kociarzy i kociar, a także dla osób rozsmakowanych w niepoprawnym politycznie poczuciu humoru, "Cześć, Michael!" to pozycja obowiązkowa.


Cześć, Michael!
Tytuł oryginalny: What's Michael?
Polska, 2022
Waneko
Scenariusz: Makoto Kobayashi
Rysunki: Makoto Kobayashi



Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce