Wszystko poszło zgodnie z planem, a jednak nie udało się uratować Hiny. Rozgoryczenie udziela się Takemichiemu, ale tylko przez chwilę, błyskawicznie opracowuje kolejny plan uratowania ukochanej sprzed lat - zniszczy gang od wewnątrz, stając na jego szczycie, zostając Konradem Wallenrodem Tomanu. Cel nie tyle ambitny, co szalony, bo poza determinacją, młodsza wersja podróżnika w czasie nie wykazuje absolutnie żadnych cech przywódczych, a w dodatku nawet jeszcze nie należy do Tokyo Manji.
Wydarzenia wciąż rozgrywają się na dwóch płaszczyznach, choć trudno nie odnieść wrażenia, że ta teraźniejsza służy wyłącznie ekspozycji - niewiele w niej dygresji, informacji o codzienności głównego bohatera i o relacjach z innymi osobami. Zaglądamy do współczesności tylko po to, by dowiedzieć się czegoś, co pomoże wyjaśnić zagadkę sprzed lat. Nie jest to jednak mankamentem, a wręcz służy "Tokyo Revengers", bo sfera emocjonalna i moc sprawcza zostają trwale związane z przeszłością, która przewrotnie choć powinna być nienaruszalna, okazuje się bardziej podatna na przekształcenia niż teraźniejszość.
Głównym informatorem zostaje oczekujący na wymierzenie kary śmierci dorosły Draken. To jego wspomnienia i jego gniewnie wykrzyczane, wzmocnione wyróżnieniem na spreadzie: Zabiłbym Kisakiego! wyznaczają nowy kierunek śledztwa Takemichiego, który próbuje ustalić, jakim wydarzeniom musi zapobiec, by ocalić Hinę. Scenariusz skutecznie unika prostego schematu rodem z mniej ambitnych gier wideo, gdzie spełnienie pojedynczego warunku pozwala na ukończenie misji. Mnogość postaci obdarzonych wyraźnie zarysowanymi osobowościami i zawiłych relacji pomiędzy nimi komplikuje każdą próbę zbliżenia się do założonego celu. Jakby mało było tego, że akcja nie rozwija się w sposób linearny, to jeszcze co rusz zostajemy uraczeni retrospekcjami (graficznie wyróżnionymi czarnym odstępem pomiędzy kadrami) ukazującymi wciąż nierozliczone zaszłości, co z jednej strony znacząco podnosi poziom niejednoznaczności zależności istniejących pomiędzy postaciami, a z drugiej Ken Wakui ciągle czuwa nad przejrzystością wszystkich nadawanych komunikatów. Czytelnikom i czytelniczkom raczej nie grozi zagubienie się w rozbudowanym świecie nieletnich gangsterów.
Pomiędzy piątym a siódmym tomem napięcie wyraźnie wzrasta. Można wręcz odnieść wrażenie, jakby pędziła w naszą stronę kometa, a śmiertelnego w skutkach zagrożenia nie da się uniknąć. Toman i Valhalla, którego struktura przypomina religijną sektę, muszą w końcu nadać konfliktowi wymiar fizyczny, ale stawką nie są tylko terytorium czy wpływy - w całym tym tyglu kluczowe jest wyjaśnienie dawnych urazów jedynym sposobem, jaki wydaje się skuteczny, czyli przemocą. Liczne zwroty akcji, ustalanie, kto jest zdrajcą, a kto dochowuje wierności, zbieranie dowodów i ciągłe wrażenie, że mimo możliwości cofania się w czasie, nieustannie go brakuje potęgują gorączkowy nastrój, którego kulminacja to Krwawe Halloween.
W "ostatecznym starciu" Wakui raz jeszcze przypomina, z jak dużą sprawnością potrafi obrazować wieloosobowe walki wręcz, co jest zadaniem ekstremalnie trudnym, bo nie dość, że trzeba gęsto zarysowywać kadry, to jeszcze zachować proporcje ściśniętych w nich postaci (w dodatku bardzo zróżnicowanych - nie ma dwóch o takim samym wyglądzie). Do pewnego stopnia blisko mu w tych momentach do Geofa Darrowa w "Kowboj z Szaolin" - choć skala jest bez porównania mniejsza, choreografie walk i osobowości walczących wyrażane w samym ruchu nie pozwalają oderwać oczu od kolejnych stron. Stoi to w kontrze do samej fabuły, która ma tendencje do dreptania w miejscu i rozwlekłości (rzadko zdarza się w mangach, by każdy rozdział rozpoczynało przypomnienie poprzedniego), ale na zasadzie kontrastu robi tym większe wrażenie.
Na tym etapie "Tokyo Revengers" to ciekawy przypadek historii o dość prostych założeniach, u podstaw której leży zjawisko nadnaturalne, jakie sam autor spycha na boczny tor, ale wzmocnionej intensywnymi, silnie nacechowanymi emocjonalnie relacjami pomiędzy wciąż rozrastającym się gronem bohaterów. Eksplorowanie możliwości, jakie dają skoki w czasie nie jest tutaj szczególnie istotne, większe znaczenie ma odkrywanie za ich pomocą osobistych rozterek, z jakimi borykają się nastoletni członkowie gangów i ta osobista, wręcz czuła perspektywa pozostaje największym atutem mangi Kena Wakuia.
Tokyo Revengers
Polska, 2022
Waneko
Scenariusz: Ken Wakui
Rysunki: Ken Wakui
Tokyo Revengers, tom 1. Najzwyklejsza podróż w czasie w historii
Tokyo Revengers, tomy 2-4. Miłość, wojna gangów i podróże w czasie