Ze względu na leżące u fundamentu serii utrwalanie zeitgeistu filmu grozy, seans każdej kolejnej części będzie niekompletny nie tylko bez znajomości wcześniejszych, ale również bez obeznania z trendami funkcjonującymi we współczesnym horrorze i nawet tej hermetyczności twórcy "szóstki" są doskonale świadomi, bo nawiązują do niej i igrają z nią od pierwszych minut.
Oglądanie "Krzyku" przypomina pod tym względem czytanie "Ligi Niezwykłych Dżentelmenów" Alana Moore'a albo słuchanie muzyki Bloodhound Gang - nie trzeba niczego wcześniej wiedzieć, żeby dobrze się przy nich bawić, ale jeżeli odrobi się pracę domową i będzie się w stanie wyłapywać niezliczone nawiązania albo przewrotnie zastosowane schematy, kiedy będzie się potrafiło odróżnić, które komunikaty są nadawane na serio, a które z przymrużeniem oka, wtedy ranga tych doświadczeń gwałtownie wzrasta i pozwala w pełni docenić przenikliwość oraz zmyślność twórców.
Nawet taka drobnostka, jak powrót do oryginalnej numeracji - odczytywany niekiedy jako skorygowanie błędu z ubiegłorocznej części, zatytułowanej po prostu "Krzyk" - dla osoby postronnej może wydawać się nieudolnością, ale nie ma w tym przypadku. W krótkim czasie moda na requele (czyli swoiste połączenie sequela z remakiem) przekształciła się od nastawienia na kreowanie nowego początku do dumnego eksponowania nawet najbardziej wyśmiewanych pomysłów z przeszłości... A może wręcz wychwalanie właśnie tych skrajnie niedorzecznych, bo w dobie pełnego ironii i sarkazmu internetu nie ma lepszego narzędzia marketingowego.
Stąd też "szóstka" w tytule, stąd podziemne muzeum "Krzyku" jako sceneria finałowej konfrontacji, stąd prześwietlanie każdej z tych sztuczek w taki sposób, że nawet obnażone i tak działają. Duet scenarzystów i duet reżyserów nowego "Krzyku" są jak iluzjoniści Penn i Teller - niby zdradzają tajniki swojego fachu, pokazują, gdzie dokładnie znajduje się piłeczka pod jednym z przeźroczystych kubków, ale dokonują tego w tak zawrotnym tempie i z taką dbałością o rozrywkową otoczkę, że i tak trudno się w ich "magii" połapać. Do tego stopnia antycypują reakcje publiczności, że w pierwszym z nowojorskich mieszkań, do jakiego zostajemy zabrani można zauważyć na ekranie telewizora scenę z "Piątku trzynastego VIII: Jason zdobywa Manhattan", bo przecież każdy, komu horrory są bliskie od razu pomyślał o tym filmie, gdy ogłoszono, że Ghostface tym razem będzie grasował w Wielkim Jabłku.
Autorzy zdają sobie sprawę także z tego, że wiele osób za punkt honoru obierze zdemaskowanie mordercy (nie wiedzieć dlaczego, w polskiej wersji językowej nazywanego kilerem) jeszcze przed finałem (oczywiście mają w galerii postaci kogoś, kto dąży do tego samego) i na tym etapie serii automatycznie wytypowana zostanie najmniej podejrzana osoba. Sprytnie dają do zrozumienia, że wiedzą o kierunku prowadzonego "śledztwa", więc automatycznie weryfikujemy go, ale wtedy znowu są o krok przed nami i zwodzą nas tak długo i do tego stopnia, że ostatecznie nie da się rozszyfrować zagadki. Wszyscy są tak samo podejrzani, łącznie z głównymi bohaterami i bohaterkami.
Ze względu na rozmyte intencje i obeznanie z najnowszymi modami w horrorze, trudno niekiedy odszyfrować, czy któreś ze zjawisk jest wytykane palcem jako w ostatnim czasie nadużywane, czy akurat w tym wypadku "Krzyk" poddał się naśladownictwu. Najbardziej odznaczającym się jest pod tym względem krytyka mediów społecznościowych, ukazanych jako proste w obsłudze narzędzie do pomawiania i niszczenia niewinnych osób. Nie stoi za tym głębsza refleksja, nie pada w temacie żadne zdanie, jakiego nie wypowiedziano by wcześniej w "Tragedy Girls" Tylera MacIntyre'a, "Searching" Aneesha Chaganty'ego albo "Spree" Eugene'a Kotlyarenko, ale trudno nie odnieść wrażenia, że tak miało być, że prawdziwym komentarzem jest krytyka płytkich komentarzy społecznych. Wszystko może dzięki temu ujść w "Krzyku" na sucho, ale nie jest to hochsztaplerstwem, tylko samoświadomością materii, jaką przyszło reżyserom i scenarzystom formować rozciągniętą na dotąd nieznaną w historii kina skalę.
Przystępność szóstej części i całej serii "Krzyk" może być niższa od przystępności Filmowego Uniwersum Marvela, w którym oprócz trzydziestu jeden filmów, znajduje się jeszcze osiem seriali, a do tego istnieją komiksowe pierwowzory. Chociaż świat superherosów jest bez porównania większy, nie trzeba zadawać sobie wielkiego trudu, by odkodować, które wydarzenia z czego wynikają i do czego nawiązują. "Krzyk" nie posługuje się równie precyzyjnie rozrysowaną mapą. To twór wielbicieli horroru skierowany do innych wielbicieli i wielbicielek, którzy nie dodają przy tym, że kochają film grozy tylko do lat 80. albo 90., tylko slashery albo produkcje tylko garstki ulubionych reżyserów. Przepustką do tego świata jest niesłabnący entuzjazm zarówno do dziedzictwa, jak i do przyszłości kina grozy - jak to ujęły dwie z bohaterek "szóstki", identyczne zafascynowanie "Candymanem" z 1992 roku, jak i tym z 2021.
Krzyk VI
Tytuł oryginalny: Scream VI
Stany Zjednoczone, 2023
Paramount Pictures
Reżyseria: Matt Bettinelli-Olpin, Tyler Gillett
Obsada: Jenna Ortega, Melissa Barrera, Courteney Cox