Wykorzystanie efektu Rashomon wymaga nieprzeciętnej sprawności w konstruowaniu wariantów i odnóg tego samego scenariusza. Z jednej strony konieczne jest właściwe wytypowanie kilku kluczowych punktów wspólnych, wokół których dałoby się kluczyć i ukazywać je z różnych stron; z drugiej bez nowych wątków zaczęłoby to przypominać dreptanie w miejscu. Na ile umiejętnie francuski autor manewruje pomiędzy skrajnościami, okaże się dopiero po premierze ostatniego, szóstego tomu, ale już przy drugim dał się poznać jako osoba z łatwością lawirująca pośród gatunkowych schematów, które wykorzystuje do ukazywania zrezygnowanych, nieoczekujących od życia niczego poza śmiercią postaci.
W centrum wydarzeń tym razem znalazł się Maurice, cichy twardziel po przejściach. Od początku wiemy, że popełni samobójstwo, ale okazuje się, że nie tylko przewlekła choroba i ogólne zmęczenie stały za ostateczną decyzją. Liczne retrospekcje ukazują jego przeszłość jako powszechnie szanowanego draba o imieniu Marcello, który parał się odbieraniem długów. Ze szczytu jedynej, niezbyt długiej drabiny, na jaką mógł się wspiąć spadł jednak na samo dno, a droga ku niemu wyraźnie zmienia oblicze "RIP".
Pierwszy tom intrygował ohydą. Im więcej można było się dowiedzieć o pracy ekipy rabującej dobytki zmarłych, samotnych osób, tym obrzydliwsza wydawała się i pod względem kontaktu z gnijącymi ciałami okradanych, i pod względem moralnym. Akcję osadzono wówczas przede wszystkim w czasie teraźniejszym, tym razem częściej oglądamy się w odległą przeszłość, która przypomina kryminał z gangsterami, policjantami, odpokutowywaniem jako więzienny kret i marzeniem o normalnym życiu u boku córki. Nie trudno wyobrazić sobie w tej roli późnego Sylvestra Stallone'a - siłacza, któremu wiotczeją już mięśnie, ale kiedy trzeba, nadal potrafi naprężyć je i walczyć o tych, których kocha. Nie ma może w obrazie życia szorstko obchodzącego się z nisko urodzonymi przedstawicielami klasy robotniczej niczego, czego nie znalibyśmy z dziesiątek filmów, ale szczerość emocji pozwala wybaczyć niedobory oryginalności.
Osobliwości światu Gaet'sa dodają rysunki Juliena Moniera, który stosuje cartoonową anatomię, ale kontrastuje ją ze stonowanymi kolorami i półmrokiem. Podobnie jak Osamu Tezuka potrafił rysować tak, by na pierwszy rzut oka jego prace wydawały się skierowane do młodszych czytelników, ale w fabule zawierał tyle okropności, że niejednemu dorosłemu mogłoby zrobić się słabo (zwłaszcza w "MW"), tak też "RIP" prowadzi ciągłą grę mamienia i odstraszania, dzięki czemu nawet pod odłożeniu tomiku na regał, długo powraca w formie zapisu w pamięci.
Żonglowanie gatunkami przy naświetlaniu tej samej historii pod wieloma kątami powinno pozwolić "RIP" utrzymać zainteresowanie przez kilka kolejnych tomów. Splot wydarzeń wydaje się dzięki temu znacznie gęstszy i trwalszy, a wyjawione już wcześniej zakończenie nie odbiera przyjemności z rozwarstwiania fabuły i poznawania jej nie w porządku linearnym, tylko jako zbioru odległych, ale ściśle ze sobą powiązanych wydarzeń.
RIP, tom 2. Muchy zawsze lgną do ścierwa
Polska, 2022
Non Stop Comics
Scenariusz: Gaet's
Rysunki: Julien Monier