Pod koniec lat 70. każdy twórca horrorów chciał być Johnem Carpenterem. Wprawdzie nie on stworzył konwencję slashera, ale w "Halloween" doprowadził ją do perfekcji i przyczynił się do popularyzacji filmów grozy, w których nie zabijają zmutowane zwierze, kosmita czy stwór z lokalnego folkloru jakiegoś odległego miejsca, ale zwykły człowiek z sąsiedztwa wyposażony w narzędzie dostępne w każdym gospodarstwie domowym. Nie stał za tym prowokujący do refleksji przekaz, ale wyraźny komunikat - więcej może nam zagrażać ze strony sąsiada niż przybysza z innej planety.
Dzisiaj wielu twórców horrorów chciałoby zostać Jordanem Peelem, sięgać po gatunkowe (czy podgatunkowe) schematy i zmyślnie splatać je z gorącymi zagadnieniami aktualnej debaty publicznej. Taką twórczynią jest Jessica M. Thompson, która w "Zaproszeniu" porusza tematy rasizmu, klasizmu czy seksizmu, ale chociaż raz po raz potrafi zaskoczyć pomysłowością, na ogół wydaje się do tego stopnia pochłonięta samą ideą zderzania horroru z wytykaniem, gdzie jako społeczeństwo popełniamy błędy, że koncentruje na niej całą uwagę. W efekcie zarówno to, co powinno straszyć, jak i to, co powinno zachęcać do przemyśleń zostaje spłycone do poziomu pozbawionego tożsamości produktu.
Evelyn stanowi zarazem najciekawszy element filmu, jak i jego największy mankament. Przypomina skrzyżowanie Kopciuszka z panią Winterbourne, a w tajemniczym, starym domu bardziej niż duchów, obawia się prastarych konwenansów, którym śmiało się jednak sprzeciwia, reprezentując nigdy nie wyartykułowane wprost, choć obecne w każdym dialogu (chyba, że akurat jest podrywana przez czarującego księcia z bajki) girl power. Nathalie Emmanuel staje na głowie, by tchnąć w swoją postać choćby odrobinę wiarygodności. Umieszczonym w scenariuszu frazesom próbuje nadać siłę skłaniania do przemyśleń na temat otaczającej nas rzeczywistości, ale z pustego nawet w być może najlepszej z dotychczasowych ról nie naleje.
Najtrudniejszym przeciwnikiem, z jakim przychodzi się jej zmierzyć jest nuda. Blisko siedemdziesiąt minut wprowadzenia w historię, której niezliczone wariacje można było oglądać właściwie od lat 30. ubiegłego stulecia to zbyteczna rozwlekłość. Tym bardziej, że niewiele dzieje się w tym czasie ponad kilka jump scare'ów w najgorszym, bo pozbawionym fabularnego uzasadnienia stylu; ptaki rozbijające się o szyby albo romantyzm rodem z fanfika bazującego na "Wywiadzie z wampirem".
Ostatnie pół godziny nadrabia w zakresie akcji, zaskakuje ujawnieniem tożsamości wampirów, ale nieporadny surrealizm w scenie zaręczyn, zaskakująco słaby czarny charakter czy płomienie wzniecone za pomocą lichych efektów komputerowych skutecznie nie dopuszczają do pełnej rehabilitacji. Szybko wychodzi również na jaw, że feminizm w wykonaniu Evelyn jest do tego stopnia płytki i kreowany dla poklasku, że Atomówki po zestawieniu z nią przypominałyby Virginię Woolf. Intencje reżyserki na pewno były szczere, ale do tego stopnia zafiksowała się na koncepcie, że kompletnie zapomniała o treści.
Wydarzenia z "Zaproszenia" rozgrywają się w wiekowej rezydencji, ale dla widzów nie będzie to aż tak odległa podróż w czasie. Poczują się raczej jak w okolicach 2000 roku, kiedy fatalnych pomysłów na filmy z wampirami nie brakowało ("Dracula 2000", "Królowa potępionych", "Van Helsing"), ale z tą drobną różnicą, że tamte przykuwały oko zjadliwymi scenami akcji, a ucho niezłymi ścieżkami dźwiękowymi - u Jessicki M. Thompson próżno szukać choćby takiej zachęty.
Zaproszenie
Tytuł oryginalny: The Invitation
USA, 2022
Mid Atlantic Films
Reżyseria: Jessica M. Thompson
Obsada: Nathalie Emmanuel, Thomas Doherty, Sean Pertwee