Obraz artykułu Vortex. Kiedy mózg ulega rozkładowi wcześniej niż serce

Vortex. Kiedy mózg ulega rozkładowi wcześniej niż serce

85%

Nazwisko Dario Argento jednoznacznie kojarzy się z horrorem. Reżyser między innymi kultowej "Suspirii" tym razem zmierzył się jednak z główną rolą aktorską i chociaż na ekranie nie towarzyszą mu wydarzenia nadnaturalne, niewykluczone, że przyziemna opowieść o walce ze starzejącym się, odmawiającym posłuszeństwa ciałem to najbardziej przerażający film w jego dorobku.

Nie tylko funkcja powierzona Argento jest zaskakująca (dotąd występował wyłącznie w trzecioplanowych rolach, ostatnio ponad ćwierć wieku temu), ale również język, jakim tym razem posługuje się Gaspar Noé - reżyser znany z bezpardonowości w ukazywaniu przemocy, seksu czy korzystania z używek. Osobiste doświadczenia - udar mózgu, przez który otarł się o śmierć i początek pandemii tuż po wyjściu ze szpitala - skłoniły go do dokonania swoistego przewartościowania treści, jakie chce kierować do publiczności, a "Vortex" jest pierwszym tego rezultatem.

 

Wyjście cało z sytuacji śmiertelnego zagrożenia niekiedy prowadzi do naiwnej, optymistycznej w przerysowanym stopniu afirmacji reszty ocalonego życia, ale Noé zamiast pieśni pochwalnej, skomponował refleksyjny obraz ukazujący ostatnie dni wiekowego małżeństwa. Udar, wypadek, różnego rodzaju choroby można przetrwać albo przynajmniej można mieć nadzieję na wyjście z nich, ale walka ze starością jest przegrana od pierwszego uderzenia w gong. "Vortex" to zapis tego nierównego starcia, od pierwszej rundy, kiedy da się jeszcze ustać na własnych nogach do ostatniej, gdy opuszcza się ring na noszach.

Para nienazwanych z imienia głównych bohaterów choć wciąż wspiera się i zamieszkuje tę samą przestrzeń, sprawia wrażenie osamotnionych w ostatnim wyzwaniu w życiu. Nawet ekran przez całą długość filmu podzielony jest na dwie części, podkreślając, że chociaż są razem, coraz więcej ich dzieli i oddala od siebie. On (Dario Argento) jest schorowany, cedzi każde słowo, nie może złożyć płynnych zdań jakby mówienie sprawiało mu fizyczną trudność. Ona (Françoise Lebrun) nie odzywa się niemal w ogóle, ale zdaje się prowadzić nieustanny dialog ze sobą samą, próbując w ten sposób pobudzić otępiony postępującą demencją umysł. Na każdym poziomie podkreślone zostaje rozszczepienie - ciała z umysłem, męża z żoną, a nawet kadrów, w rezultacie czego w centrum ekranu pozostaje czarna, strasząca pustką linia odstępu.

 

Noé wyzbył się widowiskowości, potęgowania emocji stylistycznymi rozwiązaniami, które z każdą kolejną minutą coraz bardziej uwierają i rzucają widzowi wyzwanie, sprawdzają, czy zakończenie historii interesuje nas do tego stopnia, by przetrwać jeszcze jeden akt okrucieństwa. Okazało się, że bez wpychania każdej emocji w gardło publiczności, argentyński reżyser nadal potrafi za nie chwycić. Po obdarciu z fasady (której nie można zarzucić, że była zaledwie kabotyńskim zagraniem - stanowiła integralny, ważny element wcześniejszych filmów) pozostało tylko koszmarnie zwyczajne człowieczeństwo. Czasami odrobinę rozczulające (na przykład kiedy on pyta: Co mogę dla ciebie zrobić?, a w odpowiedzi słyszy prośbę o to, żeby po prostu dalej tutaj był), częściej przypominające, że śmierć rzadko pozwala na zachowanie godność do samego końca.

Niezmienna pozostała troska, z jaką reżyser spogląda na swoich bohaterów i bohaterki. Nie koncentruje się wyłącznie na usytuowanym w centrum wydarzeń problemie, ale również na codzienności mierzących się z nim osób. Sprostanie starości samo w sobie jest wyzwaniem, które możemy w myślach wzmocnić własnymi przeżyciami czy obawami o przyszłość, ale ukazane przez pryzmat kogoś, kto jest czymś więcej niż pojedynczym wątkiem posuwającym wydarzenia na przód oddziałuje ze znacznie większą siłą. Dzięki temu "Vortex" nie jest filmem o powolnym, nieuchronnym dokonywaniu żywota, tylko o ludziach z krwi i gości, rodzicach, dziadkach, wykształconych osobach pełnych pasji, które akurat umierają.

 

Tym wszystkim, których mózg ulegnie rozkładowi wcześniej niż serce - głosi dedykacja z planszy przed filmem i już samo umieszczenie jej można uznać za wyraz troski. Demencję obrazowano w ostatnich latach kilkukrotnie z poruszającym od strony artystycznej efektem, chociażby w "Miłości" Michaela Haneke czy "Ojcu" Floriana Zellera, ale o ile w tamtych filmach do głosu dochodziły przede wszystkim bezradność, strach czy nawet gniew; o tyle "Vortex" emanuje czułością. Z jednej strony to kwestia charakterystycznego spojrzenia reżysera na świat, które dało się wychwycić nawet w jego okrutnych czy wulgarnych obrazach, z drugiej najprawdopodobniej odzwierciedlenie osobistego doświadczenia walki o życie, w wyniku czego po wyjściu z sali kinowej można odnieść wrażenie, jakby faktycznie zaczęło się wieść życie po życiu.


Vortex

Francja/Belgia/Monako, 2021

Artémis Productions

Reżyseria: Gaspar Noé

Obsada: Dario Argento, Françoise Lebrun, Alex Lutz



Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce