Obraz artykułu Kręgosłup nocy. Uniwersalna prawda o ludzkiej naturze ukryta w brutalnym fantasy

Kręgosłup nocy. Uniwersalna prawda o ludzkiej naturze ukryta w brutalnym fantasy

75%

Nawiązywanie do dzieł bohaterów z dzieciństwa i stosowanie ich metod we własnej twórczości nikogo nie może już zaskakiwać. Paleta kolorów zaczerpnięta z "Suspirii", syntezatorowe ścieżki dźwiękowe, blaxploitation, kryminał noir, biwakowy slasher - wszystkie funkcjonują obecnie obok siebie, wyjęte z kontekstu, ale nie każde zjawisko miało równie wiele szczęścia. Próżno szukać chociażby śmiałków gotowych do podjęcia się żmudnej pracy przygotowywania animacji rotoskopowej, ale i tacy w końcu się znaleźli.

Ostatnim pełnometrażowym przedsięwzięciem tego rodzaju było japońskie "The Murder Case of Hana & Alice" z 2015 roku i trudno się dziwić, że tak rzadko ktoś porywa się na to ekstremalnie żmudne zadanie.

 

Ułatwia wprawdzie wprawianie w ruch postaci z większą naturalnością, ale za cenę ręcznego odrysowywania każdej z nich i każdego tła klatka po klatce. Dość zresztą wspomnieć, że twórcom "Kręgosłupa nocy" uporanie się z dziewięćdziesięcioma minutami materiału zajęło aż siedem lat, ale chwała im za to, bo chociaż stosowana przez nich technika jest przez wiele osób znienawidzona (niektórzy animatorzy postrzegają ją jako oszustwo), warto ocalić od zapomnienia ten ponad stuletni wynalazek.

W pierwszej scenie niemal całkowicie naga kobieta, odziana jedynie w biżuterię z kości, wspina się na zaśnieżoną górę, co w połączeniu z użyciem rotoskopu może podpowiadać, że doczekaliśmy sequela znakomitego "Ognia i lodu" Ralpha Bakshiego - przypadkowego mistrza tej techniki, który sięgnął po nią wyłącznie ze względu na ograniczenia budżetowe. Kiedy chwilę później dochodzi jednak do brutalnego starcia, nie ma wątpliwości, że od strony wizualnej blisko cztery dekady temu udało się stworzyć dzieło bez porównania bardziej płynne, osadzone w świecie obdarzonym większą ilością detali, wykreowane ze znacznie większym rozmachem, ale duet Philip Gelatt/Morgan Galen King nie dysponował budżetem przekraczającym milion dolarów, motywowała go pasja, a niedociągnięcia nadrabia treścią.

 

Fundament fabuły do złudzenia przypomina inną klasyczna animację dla dorosłych - "Heavy Metal" z 1981 roku, antologię krótkich historii skonstruowanych wokół zielonej kuli Loc-Nar, która symbolizowała wszelkie zło świata. Tutaj niemal identyczną funkcję wypełnia Kwiat, a jego wpływ na ludzkość obserwujemy zarówno w średniowiecznych realiach, jak i w steampunkowej, choć nadal dzikiej przyszłości. W obydwu przypadkach potężne przedmioty najczęściej pełnią rolę pretekstową, umożliwiają zespolenie pojedynczych pomysłów w rozciągniętą do rozmiaru pełnego metrażu fabułę, ale nawet bez nich nastrój "Kręgosłupa nocy"jest do tego stopnia spójny, że w żadnym momencie nie powstaje wrażenie frankensteinizacji scenariusza, co doskwiera wielu antologiom.

Minorowa aura emanuje z ekranu przez całe półtorej godziny, uderza nihilizmem i nawet jeżeli któraś z postaci wydaje się wyjątkiem w tym okrutnym świecie, szybko okazuje się albo zakamuflowaną wersją zimnokrwistego mordercy, albo zostaje wystawiona na działanie kogoś, kto wciąga ją w niekończący się krąg przemocy. Tak wyglądałaby rzeczywistość, w której nie obowiązuje umowa społeczna z koncepcji ukutej przez Thomasa Hobbesa i faktycznie pogrążamy się w wojnie wszystkich przeciw wszystkim. Dla części publiczności brak etycznej przeciwwagi może okazać się ciężarem nie do udźwignięcia - zwłaszcza po sparowaniu ze zobrazowaną z rozmachem przemocą (ciała są ćwiartowane, kończyny i wnętrzności latają na prawo i lewo) - ale dla osób, które nie mają niczego przeciwko zanurzaniu się w najczarniejszych przymiotach człowieka za prętami klatki bezpieczeństwa, gdzie nie dosięgną ich zębiska degrengolady, będzie to na swój sposób satysfakcjonujący seans.

Chociaż świat przedstawiony "Kręgosłupa nocy" może kojarzyć się z "Conanem Barbarzyńcą", "Kullem zdobywcą" albo "Xeną: wojowniczą księżniczką" (jednej z bohaterek głosu użyczyła zresztą Lucy Lawless), oczekiwanie od niego fantasy dla dorosłych najpewniej zakończy się rozczarowaniem. Nawet jeżeli na liście z gatunkowymi standardami da się odznaczyć większość cech charakterystycznych, sprawia wrażenie filmu przeznaczonego dla osób, które bez trudu przebrnęły przez "Funny Games" Michaela Haneke, "Nieodwracalne" Gaspara Noé, "Pluję na twój grób" Meira Zarchiego czy inne zabijające nadzieję spojrzenia na naturę człowieka. Ta perspektywa wydaje się dla twórców na tyle istotna, że nie próbują wyłonić głównego bohatera, po seansie można mieć wręcz problem z przypomnieniem sobie imienia choćby jednej z postaci, ale kiedy celem jest ukazanie zjawiska, decentralizacja działa na korzyść fabuły.

 

"Kręgosłup nocy" w pierwszej kolejności jest hołdem dla wyjątkowego dorobku Ralpha Bakshiego i "Heavy Metal" niedawno zmarłego Geralda Pottertona, tchnięciem życia w technikę animacji, jaką będziemy oglądać coraz rzadziej, ale również przytłaczającym obrazem ludzkiego okrucieństwa, z którego wystarczyłoby zdjąć rysunki i dodatkową paletę kolorów, by fikcja stała się niemożliwa do odróżnienia od prawdy.


Kręgosłup nocy

Tytuł oryginalny: The Spine of Night

USA, 2021

Reno Productions

Reżyseria: Philip Gelatt, Morgan Galen King

Obsada: Lucy Lawless, Richard E. Grant, Joe Manganiello



Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce